Rozdział 14

256 19 36
                                    

Ivy

Mama była bardzo zdzwiona na mój widok. Jednak w ten pozytywny sposób. Jakieś dziesięć minut mnie ściskała, jakbyśmy nie widziały się co najmniej kilka lat. Może trochę minęło odkąd ich ostatnio odwiedzałam, ale nie aż tyle.

- Zostaniesz na kolacji?

- Nie, dziękuję. Wpadłam tylko na chwilę. Zajrzę do taty.

- Uważaj.- wywróciła oczami.- Dzisiaj to już przechodzi samego siebie. Nie jest w sosie.

- Od tego wypadku w ogóle nie ma humoru.

Mama cicho westchnęła. Oparła się plecami o ścianę. Widziałam na jej twarzy zmęczenie, co mnie ani trochę nie dziwiło. Miała swoją pracę w szpitalu, a do tego na jej barki spadała opieka nad tatą. Miała prawo czuć się wykończona. A mi źle było z tym, że nie miałam warunków by bywać u nich częściej, by móc pomagać. I to na własne życzenie. Gdybym przestała być taka naiwna, wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.

Tata leżał na łóżku w sypialni. Telewizor był włączony, ale ojciec nie wyglądał jakby w ogóle oglądał. Do pasa okrył się kołdrą, miał nieco uniesioną poduszkę o którą się opierał. Nie zwrócił na mnie uwagi. Może się zamyślił, nawet nie przywiązał zbytniej uwagi do tego, iż ktoś wszedł do pokoju. A ja chwilę stałam w progu i po prostu mu się przyglądałam. Miał na twarzy dość spory zarost. Wiedziałam jak się teraz czuł, naprawdę. Jak mógł się czuć facet, który doznał urazu kręgosłupa, i przez to jest uwiązany do łóżka? Taty zawsze wszędzie było pełno, uwielbiał się ruszać. A najbardziej na świecie nie znosił bezczynności, do której- będąc w obecnym stanie- został zmuszony.

Zawsze go podziwiałam, ponieważ to najodważniejszy mężczyzna jakiego znam. Kiedy Mel i ja byłyśmy małe, wymagał od nas bardzo dużo, ale nie był wcale złym ojcem. Wręcz przeciwnie. Nigdy niczego nam nie brakowało.
Podeszłam niepewnie. Wykładzina na podłodze skutecznie maskowała moje kroki. Kiedy przysiadłam na brzegu materaca, Pierre Fontaine dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. Uśmiechnął się, co już uznałam za przejaw sporego sukcesu. Nie mógł robić zbyt gwałtownych ruchów, jednak rozłożył nieco ramiona, a ja od razu odczytałam przekaz. Wtuliłam się w niego delikatnie.

- Cześć, tatusiu.

- Ivette, ślicznie wyglądasz.

Już chciałam mu wytknąć kłamstwo, ponieważ zdawałam sobie sprawę z tego jak wyglądałam. Koniec końców nic na to nie odpowiedziałam. Po prostu się odsunęłam, uśmiechnęłam. Na początku chciałam zapytać o samopoczucie, ale przypomniałam sobie jak bardzo mój ojciec tego nie znosi.

- Stęskniłeś się?

- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. Myślałem, że nie doczekam się dnia, kiedy wpadniesz z wizytą.

- Przykro mi. Miałam spore urwanie głowy… już od dłuższego czasu.

- To zrozumiałe.- potaknął.- Jak tam studia? Wszystko w porządku?

- Pewnie. Radzę sobie całkiem dobrze.

- Masz w ogóle pieniądze, Ivy?

- Tak. Czasami jest ciężko. Może nie zarabiam kroci, ale jest nieźle. Obecnie odbywam praktyki, może mama ci wspominała. Bo jeśli dobrze sobie poradzę, to być może podpiszę umowę o pracę. Na pewno będę zarabiać wtedy więcej niż jako kelnerka.

Nie byłam pewna czy w ogóle powinnam pracować w New Hope na pełny etat, ponieważ to miało trwać tylko trzy miesiące, a potem koniec. Tymczasem ja już się za bardzo przywiązałam do pewnych osób, i przede wszystkim, zbytnio mi się tam podobało. Pewnie już nie będę umiała trzymać się z daleka od tego niesamowitego miejsca.

Save our tomorrowWhere stories live. Discover now