Ivy
Minęło kilka dni. Dni, które były nadzwyczaj spokojne. Nie licząc tego, że ostatnimi czasy czułam się coraz gorzej. Byłam strasznie zmęczona, obolała, a do tego mdłości wróciły. I jak można się było spodziewać, wcale nie powiedziałam Grady’emu o moim złym samopoczuciu. Zacząłby szaleć, a to ostatnie czego potrzebowałam. Zresztą umówiłam się do lekarza, żeby zobaczyli czy czasem się czymś nie przytrułam, i by mi przepisali coś na te dziwne bóle. Nigdy nie przepadałam za kontrolami lekarskimi, bo nie chciałam by ktoś obcy oglądał moje ciało. A jednak teraz czułam się na tyle fatalnie, że postanowiłam to zrobić. To tylko jedna wizyta, nic takiego.
- Źle wyglądam, prawda?- zerknęłam na niego. Siedział na podłodze, gapił się z wywieszonym jęzorem.- No dobra, Potworze. Przecież i tak mi nie odpowiesz. A jakby Grady cię o coś pytał, to milczysz jak grób.
Potwór zaszczekał wesoło, na co cicho się zaśmiałam.
- Dziękuję.- pogłaskałam go, kiedy tylko się do mnie zbliżył.
- A co to za konspiracje?- Grady wszedł do sypialni.
Ja siedziałam na łóżku, z nogami skrzyżowanymi po turecku. Potwór podbiegł do swojego pana żeby się z nim przywitać. Grady do tej pory był poza mieszkaniem. Miał kilka spraw do załatwienia, wszystko związane z przyjęciem charytatywnym, które miało się odbyć już za tydzień. Dlatego siedziałam tu sama przez kilka godzin i trochę mi się nudziło. Jutro, od razu po wizycie u lekarza, miałam się zobaczyć z Seanem i Valerie, ale dzisiaj umierałam z nudów.
- Jakie konspiracje? Nie wiem o czym mówisz.- uśmiechnęłam się krzywo.
- Moja dziewczyna spiskuje z moim psem. Powinienem zacząć się martwić?
- Skądże.- machnęłam dłonią. Potem rozłożyłam ramiona, usta złożyłam w dziubek i gestem nakazałam mu się zbliżyć.- Buziak.
Pokręcił lekko głową, podszedł i pocałował mnie delikatnie. A ja znowu poczułam to nieprzyjemne bulgotanie w żołądku. Odetchnęłam głęboko i w myślach błagałam, żeby znowu nie zwymiotować. Jednak to chyba na nic. Za sekundę puszczę pawia.
- Poczekaj tu, dobra? Pilnie muszę siku.
- Okej.- zachichotał.
Poderwałam się z łóżka, wyminęłam go i pobiegłam do łazienki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, a potem uklękłam przed muszlą. Zdążyłam jedynie odgarnąć włosy zanim zwymiotowałam. Już mnie zaczynało to męczyć. Szybko doprowadziłam się do porządku i mogłam wrócić do Grady’ego.
A on był w tym samym miejscu.- Już?
- Tak.
- Świetnie. W takim razie wychodzimy.
- Dokąd?- zmarszczyłam brwi.
- Zabieram cię na zakupy. Na pewno potrzebujesz jakichś nowych ubrań, bielizny, kosmetyków… no nie wiem. Te inne bibeloty, które baby kupują w hurtowych ilościach.
- Ale, Grady…
- No co znowu? Dzisiaj też się chcesz o coś spierać?
No właśnie. Ostatnio bez powodów wszczynałam kłótnie, głównie o jakieś błahe sprawy. Nie wiedziałam czemu, ale zaczynałam się unosić, tak po prostu. Nie żebym teraz też chciała zaczynać. Chodziło mi o coś zupełnie innego.
- Chciałam raczej powiedzieć, że nie mam na razie pieniędzy by kupować nowe ubrania. Przecież wiesz, że zwolnili mnie w restauracji, bo kogoś się pozbyć musieli.- wywróciłam oczami.
![](https://img.wattpad.com/cover/272692449-288-k37152.jpg)
YOU ARE READING
Save our tomorrow
RomanceGrady jest po prostu dobrym człowiekiem. Robi tak wiele dla innych, a dopiero potem myśli o własnych potrzebach. Można to nazwać kompleksem bohatera, ale ludzie go ubóstwiają, a tylko z pozoru nie ma problemów. Pomaga osieroconym, chorym dzieciom. P...