Rozdział 26

247 20 8
                                    

Poczytała co niektóre raporty z patroli, choć nie chciała się dołować. Nie dowiedziała się niczego nowego. Wszystko nadal wyglądało tak samo, a ona miała za zadanie kontynuować plan Chrisa i to zmienić.

Chciała powoli kłaść się spać i przede wszystkim zdjąć tę irytującą sukienkę. Ten dzień, jak i kilka poprzednich był dla niej totalnie wykańczający. Zanim jednak zdążyła chociażby ruszyć się z miejsca, do jej kwatery wparował generał Oswald, na którego widok Finn siedzący w rogu wzdrygnął się zestresowany.

Mężczyzna niechętnie schylił głowę, następnie swoim ostrym spojrzeniem wyganiając strażnika na zewnątrz.

- Spodziewałbym się wszystkiego, ale nie tego, że Chris wpadnie na ten pomysł – rzekł, gdy zostali już sami.

Ana westchnęła ciężko. Wiedziała, że prędzej czy później dojdzie do tej rozmowy. Nie była z tego faktu zadowolona, szczególnie, że nie miała pojęcia, jak do tego podejść.

- Więc przyszedłeś jedynie po to, by mi to uświadomić, generale? – odezwała się w końcu na pozór spokojnie.

- Nie – odparł poważnie. – Choć znowu nie jestem z tego faktu zadowolony, zostałaś królową, więc praktycznie nie mam nic do gadania.

- Cóż, ja też nie miałam.

- Wiem. Ale skoro sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej, musisz z tym sobie poradzić – rzekł, mierząc ją badawczym spojrzeniem. – Strefa jest w twoich rękach. Wiesz, co może cię czekać?

Przełknęła ślinę. Przecież doskonale o tym wiedziała, nikt nie musiał jej tego uświadamiać.

- Wiem – odparła, udając pewny ton.

Tak naprawdę chciała zapaść się pod ziemię.

- To dobrze – rzekł Oswald, z powrotem kierując się do drzwi. – Nie zawiedź mnie, Jones.

Odetchnęła, gdy tylko przekroczył próg, choć tak naprawdę poczuła kolejne brzemię na swoich barkach.

I chcąc, nie chcąc, musiała je unieść.

***

Gdy miała już wejść do stołówki, by cokolwiek powiedzieć na nieuniknionym apelu, ogarnął ją strach. Niebywałe, co? Anabelle Jones boi się żołnierzy, którzy teoretycznie byli po jej stronie. Miała ochotę z powrotem wrócić do swojej kwatery i zaszyć się tam na kilka kolejnych godzin, jednak zamiast tego wyszła na środek jadalni, gdzie władcy zwykle wygłaszali apele. Żołnierze od razu ucichli na jej widok i czujnie obserwując, nasłuchiwali.

- Nie zajmę wam dużo czasu – powiedziała na początek, choć mentalnie palnęła się za to w głowę. – Chcę tylko powiedzieć, że chociaż mogę wydawać się nieodpowiednia na to stanowisko, zresztą pewnie tak jest, zrobię co w mojej mocy, by poprawić warunki w strefie. Skoro poprzedni władca zdołał obrać ten kierunek, ja również to zrobię. Mam nadzieję, że to się uda – mówiła dość głośno, żeby wszyscy mogli ją usłyszeć. Przemowy jej nie służyły i już po chwili musiała odchrząknąć, by móc kontynuować. – Chcę też wybrać ostatniego strażnika, którego aktualnie brakuje. Collin. – Blondyn podniósł się i z lekkim uśmiechem podszedł do swojej władczyni, klękając przed nią pokornie. – Jeśli ci to nie odpowiada, to...

- To zaszczyt, Piąta. – Powoli skinęła głową na jego odpowiedź i drżącymi dłońmi zapięła srebrną odznakę na jego mundurze.

Collin wstał na równe nogi, znów lekko się uśmiechając

- To wszystko. Kontynuujcie i dajcie z siebie wszystko na treningach. Musimy być w pełni przygotowani na te trudne czasy – powiedziała na koniec, wychodząc z pomieszczenia w akompaniamencie szurania krzeseł, gdy żołnierze ukłonili się jej na pożegnanie.

WładczyniWhere stories live. Discover now