Rozdział 7

275 30 18
                                    

Czarnowłosa zamarła, dostrzegając błysk w oku nowego władcy. Od razu domyśliła się, o co chodziło.

- Chcę, żebyś...

- Nawet nie kończ – przerwała mu ostro. – Ty już do reszty oszalałeś! – krzyknęła, gwałtownie wstając z miejsca. – To, że zostałeś władcą nie daje ci prawa do łamania zasad, do cholery!

- Nie łamię ich, Bell. – Chris podniósł się spokojnie, zrównując się z przyjaciółką. – W spisie praw nie ma nic o tym, że Strażnikiem Głównym musi być mężczyzna.

- Ale to i tak absurd, ze chcesz wybrać akurat mnie! Jestem od ciebie o wiele słabsza! Niby jak miałabym cię ochraniać?! – Ana nie hamowała wściekłości. – Więc dlaczego?

Chris westchnął cicho i spuścił wzrok, z powrotem siadając na fotelu. Specjalnie pozwolił na to, by Ana nad nim górowała. Była na niego zła, to oczywiste. Jak głupi musiał być władca, by podejmować takie decyzje? On jednak miał przeczucie. I wiedział, że się nie zawiedzie.

- Ja też wolałbym nie wystawiać cię na niebezpieczeństwo ani na główny temat rozmów, jednak... Mam przeczucie, że to po prostu musisz być ty, Bell – rzekł łagodnie.

- I myślisz, że się na to zgodzę? – Czarnowłosa kpiąco uniosła brew. – Naprawdę jesteś kretynem, Chris – warknęła, w ogóle nie zwracając uwagi na to, kim aktualnie był jej przyjaciel.

Zacisnęła zęby i odwróciła się do drzwi. Była kobietą, która umiała postawić na swoim, jednak Chris nie zamierzał odpuścić. Co więcej – mimo że dawał jej w tamtej chwili poczucie górowania nad sobą, to on miał przewagę.

- Więc nie mam wyboru – mruknął pod nosem i znów wstał, szybko zrównując się z Aną. – To rozkaz, Bell.

Dziewczyna stanęła jak wryta. Nie mogła uwierzyć, że jej najdroższy przyjaciel chciał zmusić ją do swoich przekonań, rozkazując jej jako Piąty Władca. Co gorsza – nie mogła mu odmówić. Oczy zaszły jej łzami.

- Dlaczego to robisz? – spytała cicho, dalej stojąc do niego tyłem.

- Gdybym wiedział, dowiedziałabyś się o tym pierwsza – westchnął władca, łapiąc się za głowę. – Czy ja się kiedyś pomyliłem, Bell?

Czarnowłosa spuściła głowę. Nie. On nigdy się nie mylił. Każda jego decyzja miała jakiś podłoże. I praktycznie każda była dokładnie przemyślana.

Ale nie ta.

- Wiesz, że nie dam rady cię ochraniać – oznajmiła poważnie, nie odpowiadając na pytanie.

- Nie będziesz sama. Zresztą... Wolałbym żebyś po prostu była u mojego boku. Już zawsze, Bell.

Dziewczyna przetarła zeszklone oczy i odwróciła się przodem do przyjaciela.

- Przecież to oczywiste, że będę cię wspierać – rzekła, a następnie westchnęła przeciągle. – Niech będzie, Chris. Zaufam twojej decyzji.

***

I tymi słowami można by powiedzieć, że przypieczętowała swój los. Nie ważne jak irracjonalny on nie był, musiała się z nim pogodzić. W jakikolwiek sposób.

Ku jej ogromnemu niezadowoleniu, Chris postanowił, że od razu oficjalnie ogłosi członków wybranej przez siebie straży. Zdążyła się tylko przebrać w nowy, czysty mundur, by nie wyglądać niechlujnie i odetchnąć kilka razy, zanim w radiowęźle nie usłyszała głosu generała o zebraniu w jadalni. Wiedziała, w co się wpakowała i wtedy pragnęła jedynie, by w jakiś sposób się z tego wykaraskać. Ale Chris zapewne domyślił się, co się stanie, gdy będzie czekał zbyt długo i Anabelle nie miała szansy odwrotu.

WładczyniWhere stories live. Discover now