Rozdział 12

286 24 9
                                    

Ana opamiętała się i dygnęła Pierwszemu w geście szacunku, a następnie szybko podeszła do Chrisa i stanęła za jego fotelem. Blondyn ukradkiem kazał się jej zniżyć, co oczywiście posłusznie zrobiła i przybliżyła się nieco do jego twarzy.

- W porządku? - Jako odpowiedź kiwnęła tylko głową i wyprostowała się, dalej czując na sobie ciekawskie spojrzenia innych władców, a w szczególności Czwartego.

Nie trwało to jednak długo, gdyż po chwili Pierwszy podniósł się z miejsca, skupiając uwagę wszystkich właśnie na sobie.

- Jak doskonale zdajecie sobie sprawę, terroryści nadal atakują - zaczął, włączając hologram, który pojawił się pośrodku stołu.

Ana zmarszczyła brwi, widząc dane o śmierci Siódmego i Piątego.

Pierwsza Strefa była bardzo dobrze poinformowana.

Aż podejrzanie dobrze poinformowana.

- Zdołali dorwać Piątego za pomocą trucizny, a co za tym idzie, najprawdopodobniej ktoś z władców bądź ze służby jest zdrajcą - rzekł poważnie, ze skupieniem przyglądając się twarzom zgromadzonych.

Ana od razu załapała, o co chodziło - chciał zobaczyć ich reakcje i na tej podstawie wywnioskować, kto mógł mieć coś na sumieniu. Nikt jednak nie okazał niczego prócz powagi. Wszyscy domyślali się, że zdrajca mógł być wśród nich i stwierdzenie Pierwszego ich nie zaskoczyło.

- Zaleciłem zwiększyć ochronę w strefach - oznajmił znów Asher Carter. - Nie chcę, by sytuacja sprzed kilku dni się powtórzyła, dlatego zalecam, by to spotkanie było jak najkrótsze i żebyście mieli oczy szeroko otwarte.

Władcy kiwnęli głowami, a Pierwszy kontynuował:

- Jeśli o samo morderstwo Piątego chodzi, przesłuchujemy już służbę, która była tu podczas dnia otrucia. Jednak nie obiecuję, że damy radę rozwiązać tę sprawę - rzekł, spoglądając wymownie na Chrisa i przy okazji na jego strażniczkę.

A oni w pełni to rozumieli. Sprawa była poważna, a dowodów mało. To mógł być tak naprawdę ktokolwiek, począwszy od służby, która podawała feralne wino, kończywszy na samych władcach i ludziach przewijających się gdzieś po budynku.

Ana mimowolnie zerknęła na wszystkich zgromadzonych. Panowała między nimi napięta atmosfera. I nie miała pojęcia, czy to przez niebezpieczeństwo, jakie im zagrażało, czy traktowali się tak od samego początku.

- Jakieś ważne do poruszenia kwestie? - spytał Pierwszy, zwracając tym samym uwagę chwilowo zamyślonej czarnowłosej.

- Dalej nie jestem za tym, by ta dziewucha była strażniczką Piątego - warknął Trzeci, a Ana nawet nie powstrzymywała się od przewrócenia oczami, choć było to bardzo nie na miejscu. Jednak Pierwszy ukradkiem zrobił to samo.

- Uważam tę sprawę za zakończoną - odparł twardo. - Czy to jasne?

Trzeci już się nie odezwał, tylko burknął coś pod nosem z niezadowoleniem.

- Jeśli chodzi o moją strefę, mam ostatnio mały kryzys, jeśli o plony chodzi - oznajmił Szósty, zmieniając temat.

- Co to za kryzys? - dopytał Pierwszy obojętnie.

- Pożar. Kilka upraw spłonęło i ponieśliśmy straty - rzekł Szósty poważnie. - Nie wiem, w jakim tempie wrócimy do normalnych standardów.

- Rozumiem. Postaraj się to naprawić jak najszybciej. W razie czego mamy trochę zapasów, więc nie powinno być większych problemów.

- W rzeczy samej. Wolałem jednak to wyjaśnić.

- Skoro już o kryzysach mówimy... - zaczął Czwarty, włączając się do rozmowy i dopiero wtedy przestając mierzyć Anę wzrokiem. - Sądzę, że powinniśmy otworzyć więcej szpitali czysto chirurgicznych. Ostatnio mamy już mało miejsca.

WładczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz