/14/

76 5 1
                                    

Anette
Rano obudziły mnie delikatne promienie słońca wpadające pomiędzy nie do końca zasłoniętymi zasłonami. Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie i rozciągnęłam mięśnie. Spojrzałam na śpiącego Alexa i od razu mój uśmiech jeszcze się powiększył. Delikatnie poprawiłam mu kosmyki włosów opadające na twarz. Zaśmiałam się cicho słysząc jego niezrozumiałe mamrotanie. Po chwili wstałam ostrożnie z łóżka, wyciągnęłam z walizki czyste rzeczy i udałam się ogarnąć do łazienki.
-Dzień dobry, pomóc? - zapytałam spokojnie, kiedy ogarnięta zeszłam do kuchni w której już krzątała się mama Hayböcków.
-Dzień dobry, nic nie musisz pomagać. - uśmiechnęła się ciepło kobieta. - Jak się spało?
-Bardzo dobrze, dziękuję. - uśmiechnęłam się do niej delikatnie a po chwili rozmowy z panią domu po kuchni rozszedł się dźwięk burczenia mojego żołądka.
-Chyba ktoś jest głodny. - zaśmiała się lekko zerkając na mnie. Uśmiechnęłam się nieśmiało i machnęłam delikatnie ręką.
-Poczekam na wszystkich.
-Przecież nie będziesz siedzieć głodna a znając Alexa będzie spał do południa skoro mają dzisiaj wolne. - westchnęła delikatnie kręcąc głową. Zdziwiona podniosłam brwi do góry.
-Jak to do południa? Idę go obudzić! - powiedziałam oburzona zrywając się z krzesła. Nie do końca przemyślałam swój ruch i sekundę później syknęłam z bólu, który przeszył moje kolano. Od razu podeszła do mnie Brigitte i położyła dłoń na moim ramieniu.
-Może lepiej usiądź z powrotem? - zapytała niepewnie. Pokiwałam delikatnie głową i posadziłam swoje cztery litery z powrotem na krześle. Wypuściłam powietrze z płuc i dłońmi przejechałam po twarzy.
-Nie chcę być jakimkolwiek ciężarem. - powiedziałam cicho po chwili ciszy, kiedy ból minął i z powrotem byłam zdolna zebrać swoje myśli.
-Co ty opowiadasz? Dobrze, że Alex chociaż raz pomyślał i cię tu przywiózł. - usłyszałam poważny głos Josefa, który niewiadomo kiedy zjawił się w kuchni. Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się delikatnie.
-Jednak mi głupio, że w niczym nie pomagam. Nie jestem przyzwyczajona do czegoś takiego... - westchnęłam ciężko.
-Anette, dziecko. Jakbym potrzebowała twojej pomocy to bym ci o tym powiedziała. - powiedziała spokojnie Brigitte kładąc na stole talerz z kanapkami. Uśmiechnęłam się delikatnie do kobiety. Troszczyła się o mnie bardziej niż moi rodzice razem wzięci. Spokojnie w trójkę jedliśmy śniadanie rozmawiając o wszystkim i o niczym.
-Pojadę na zakupy zaraz po śniadaniu. Na co macie ochotę na obiad? - zapytała po chwili zamyślenia kobieta.
-A może zrobimy dzisiaj grilla? - podrzucił pomysł mężczyzna a mi na samą myśl o pieczonych kiełbaskach zaświeciły się oczy. Nie dało się ukryć, że zawsze zjadałam wszystko co zostało upieczone na grillu.
-Mogę zrobić szaszłyki z warzywami i kurczakiem. Albo piersi z kurczaka w sosie musztardowym. I do tego zakręcone ziemniaczki. A może...
-Dobrze, Anette. Zrób listę to kupię wszystko co potrzebujesz. - przerwała ze śmiechem pani Hayböck. Od razu pokręciłam energicznie głową.
-Pojadę z panią! - zaoferowałam się od razu.
-A co z twoim kolanem? - zapytała niepewnie. Machnęłam lekceważąco ręką.
-Przecież od jednego wyjścia do sklepu nic mi się nie stanie. - powiedziałam oburzona. - Jakbym wróciła do Einsiedeln to musiałabym wychodzić na zakupy żeby nie umrzeć z głodu. - uśmiechnęłam się lekko.
-No dobrze. - westchnęła zrezygnowana. -Dopijemy kawę i pojedziemy, dobrze?
-Oczywiście! - uśmiechnęłam się szeroko.
-Jesteś pewna, że chcesz jechać w tej kurtce? - zapytała ze śmiechem kobieta widząc co ubieram na swoją bluzę. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. No przecież kurtka jak kurtka... Spojrzałam na nią niezrozumiale.
-Nie rozumiem. - przyznałam szczerze
-Wszyscy Cię będą zaczepiać. - skinęła głową w kierunku naszywek sponsorów znajdujących się na moim odzieniu. Westchnęłam cicho i z zakłopotaniem przeczesałam włosy.
-Problem w tym, że... No nie mam ze sobą żadnej innej kurtki... Może nie będzie tak źle? - zapytałam z nadzieją uśmiechając się delikatnie. Kobieta zaśmiała się lekko.
-Zobaczymy. - powiedziała wesoło zabierając z szafeczki klucze od auta i torebkę.

Alex
Zaraz po obudzeniu się sięgnąłem ręką w kierunku połowy na której spała szatynka. Nie czując jej ciała pod moją dłonią szybko podniosłem się do pozycji siedzącej. Gdzie ona jest? Spanikowany wziąłem do ręki telefon i zerknąłem na godzinę. 11:00. O jeżuniu. Czemu nie ustawiłem budzika na jakąś wcześniejszą godzinę? Przetarłem dłońmi twarz i niemrawo zwlokłem się z łóżka. Ogarnąłem się szybko w łazience i zbiegłem po schodach do kuchni.
-O, proszę, proszę. Kto to mnie zaszczycił swoją obecnością? - zaśmiał się lekko tata, który czytał dzisiejszą gazetę. Zerknął na mnie znad swoich okularów przerywając czytanie najświeższych wiadomości.
-Gdzie Anette? I gdzie mama? - zapytałem rozglądając się za nimi niepewnie.
-Pojechały na zakupy jakieś... - zerknął na zegarek. -... Pół godziny temu.
-Co? Czemu nikt mnie nie obudził? Przecież pojechał bym z nimi! - powiedziałem zdenerwowany. Miałem nadzieję, że moja ukochana będzie uważać na swoje kolano. Doskonale wiedziała, że nie może go za bardzo przeciążać a ja już doskonale zdawałem sobie sprawę jak wyglądają zakupy z moją mamą. Przecież to były niekończące się godziny bezcelowego łażenia po sklepach. Zdenerwowany zacisnąłem dłonie w pięści i nerwowo przestępowałem z nogi na nogę.
-Alexander. Uspokój się. To tylko zakupy spożywcze. - westchnął ciężko ojciec.
-To dla mamy nie ma znaczenia, dobrze wiesz. Pewnie wrócą dopiero wieczorem obładowane torbami... - zacząłem panikować. Mój tata jedynie parsknął śmiechem kręcąc delikatnie głową.
-Nie wrócą późno, bo muszą przygotować jedzenie na grilla.
-W środku zimy grill? Czy wy jesteście poważni? - zapytałem poważnie nerwowo ciągnąc swoje włosy.
-Jaki środek zimy? Dopiero październik. Poza tym dzisiaj jest piękny, ciepły dzień. - westchnął ciężko mężczyzna odkładając na stół gazetę.
-Ale... - zacząłem ale nie dane mi było dokończyć.
-Alex. Daj spokój. Lepiej powiedz o co naprawdę chodzi. - powiedział poważnie pochylając się w moją stronę. Odetchnąłem głęboko.
-Martwię się o nią, tato. Tak bardzo się o nią boję. Mam wrażenie, że pewnego dnia przez jej ambicje stanie się jej krzywda. Zdaję sobie sprawę, że skoki to naprawdę ogromna część jej życia, ale nie może ich stawiać ponad wszystko. A zwłaszcza nie ponad swoje zdrowie. - wyrzuciłem w końcu wszystko co leżało na mojej duszy.
-Mówiłeś jej o tym? - westchnął ciężko ojciec.
-Nie raz i nie dwa. Jak grochem o ścianę. - westchnąłem ciężko. - Jest uparta jak osioł. - mruknąłem. - Dlatego myślałem, że skoro będzie tutaj to naprawdę będzie odpoczywać. Przynajmniej mogę ją pilnować, żeby nie wykonywała żadnego treningu.
-Jak bardzo jest źle?
-Nie wiem. Anette chyba nie mówi mi wszystkiego. Z moich obserwacji wynika, że nie jest najlepiej. - przyznałem cicho.
-Będzie dobrze, synu. - uśmiechnął się pocieszający mężczyzna i poklepał mnie po ramieniu.
Po kilkudziesięciu minutach dobiegł nas dźwięk otwieranych drzwi i wesołe śmiechy dwóch kobiet. Od razu zerwałem się z krzesełka i wpadłem jak burza do korytarza.
-Alex! - pisnęła wesoło szatynka rzucając mi się na szyję. Zaskoczony zachwiałem się delikatnie.
-Co narozrabiałaś? - zapytałem poważnie ostrożnie stawiając ją na ziemi.
-Ja? Nic. - uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-Anette... - westchnąłem ciężko patrząc na nią. - Miałaś odpoczywać. Nie przeciążać kolana. Skarbie...
-Poszłyśmy tylko na zakupy. W Einsiedeln też bym musiała to robić. - odetchnąłem głęboko. No tak. W tym miała rację. Pokręciłem delikatnie głową i cmoknąłem ją w policzek.
-Uważaj na siebie, proszę. - wyszeptałem jej do ucha.
-Zawsze. - uśmiechnęła się do mnie promiennie, czego nie mogłem nie odwzajemnić.

I Hate Everything About YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz