/6/

92 6 3
                                    

Karl
Horngacher nie chciał nas wypuścić na skocznię na konkurs kobiet. Doszedł do wniosku, że i tak go odwołają i nie mamy po co wychodzić z pokoi. Zaraz po konkursie kobiet miał odbyć się konkurs facetów, ale skoro odwołają kobietom to nam też. Z tej okazji zaopatrzeni w chrupki siedzieliśmy całym teamem w pokoju moim i Leyhe skacząc po kanałach w telewizji. Nagle natrafiliśmy na transmisję konkursu.
-To przecież niemożliwe. Po co ciągnąć tą szopkę? - mruknął z niedowierzaniem Severin.
-Żeby im później nikt nie zarzucił, że nie próbowali. - westchnął Eisenbichler. Każdy widział warunki panujące na skoczni a Twitter był pełen negatywnych komentarzy w stronę FISu.
Po chwili zadzwoniła do mnie moja ukochana więc wyszedłem porozmawiać z nią na spokojnie na korytarz. Po rozmowie z szerokim uśmiechem wpadłem do pokoju i od razu zerknąłem na telewizor. Anette akurat idealnie wybijała się w progu tylko po to, żeby kilka sekund później runąć w dół i z wielkim impetem uderzyć o zeskok. W pokoju zapanowała grobowa cisza. Nikt z nas nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.
Już po kilku sekundach przy nieprzytomnej dziewczynie klęczał Hayböck. Zaraz. Chwila. Co? Co on tam robił? Wpatrywałem się w wyświetlacz telewizora z szeroko otwartymi oczami i ustami.
-Czy to jest Hayböck? - zapytał cicho Richard, który płakał widząc co się dzieje z jego kuzynką.
-Tak - powiedział równie łamiącym się głosem Leyhe.
-Co on przy niej robi? - zmarszczył brwi Eisenbichler. Tego już nikt nie wiedział. Nawet ja. Ja, który uważałem się za jej największego przyjaciela. Ja, któremu dziewczyna mówiła wszystko. Ja, w którym miała największe oparcie. Ja, którego kłamała w żywe oczy o nienawiści do blondyna. Czując jeszcze większą ilość łez obserwowałem jak Anette zabierają sanitariusze a młodego Hayböcka sprowadza z zeskoku jego starszy brat.

Alex
Byłem wdzięczny Michaelowi, że zawiózł mnie do pobliskiego szpitala. Do środka o mało nie wpadłem razem z drzwiami.
-Alex stój! - szarpnął mnie za ramię mój brat. Spojrzałem na niego ze złością - I tak ci nic nie powiedzą. Nie jesteś rodziną. - westchnął ciężko przytulając mnie do siebie. W myślach przyznałem mu rację ale w głębi serca wiedziałem, że muszę się czegoś dowiedzieć o jej stanie. Nasze pojawienie się spowodowało lekkie zamieszanie a jedna z pielęgniarek widząc mój stan podała mi tabletki na uspokojenie.
-Dziękuję - wymamrotałem i połknąłem lek. - Co z nią? - zapytałem patrząc na kobietę z nadzieją. Uśmiechnęła się ciepło
-Jest w najlepszych rękach w jakich mogła się znaleźć. - powiedziała pocieszającym tonem.
-Chcę ją zobaczyć...
-To niemożliwe. Obecnie jest operowana. - usłyszałem a pode mną po raz kolejny dzisiejszego dnia ugięły się nogi.

Siedziałem pod salą na którą szatynka miała zostać przewieziona po operacji. Nagle drzwi windy się rozsunęły a korytarz zalała fala zielonych kurtek. Nie zdążyłem nawet podnieść wzroku a moje plecy zderzyły się ze ścianą. Jęknąłem głucho czując ból rozchodzący się po całym ciele.
-Karl czyś ty zwariował?! - wykrzyknął Leyhe i z pomocą Eisenbichlera odciągnął ode mnie chłopaka
-To wszystko przez ciebie! - wykrzyczał Geiger wskazując na mnie swoim palcem. Zmarszczyłem brwi i pokręciłem głową. Odsunąłem się od ściany i zbliżyłem do Niemca. Miałem ochotę wygarnąć mu wszystko. Od początku do końca. Już zabierałem się za swój monolog, kiedy tak po prostu odpuściłem. Usłyszałem to w tajemnicy i niech to pozostanie tajemnicą. Pokręciłem głową i w podłym nastroju z powrotem rzuciłem się na krzesełko.

Richard
Siedziałem osowiały pod ohydnie lodowatą szpitalną ścianą. Ból powoli rozsadzał moją czaszkę. Już nawet nie miałem siły płakać. Odciąłem się od rzeczywistości nie wiedząc ile czasu spędziłem na oczekiwaniu na jakiekolwiek wiadomości.
Po chwili mój wzrok padł na Alexa. Siedział osowiały na krzesełku nieświadomie bawiąc się pustym kubkiem po wodzie. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Nie zwracał na nic uwagi. Zmarszczyłem brwi i już chciałem się do niego odezwać, kiedy usłyszałem wściekły głos Geigera.
-Przestaniesz w końcu strzelać tym kubkiem?! Zaraz szału dostanę! - blondyn wyrwał się ze swojego świata i pustym wzrokiem spojrzał na Niemca. Zacisnął usta w wąską kreskę. Westchnąłem w głowie, wyczuwając aferę. Już podnosiłem się z podłogi żeby interweniować kiedy ciszę przerwał jego zachrypnięty głos.
-Przepraszam. - i tak po prostu wstał żeby wyrzucić kubek. Moje szanowne cztery litery znowu opadły na podłogę. Zaskoczony wpatrywałem się w postać młodego Hayböcka. Równie zszokowany był teraz wyraz twarzy Karla. Mój wzrok skakał pomiędzy jednym a drugim. Co tu się do cholery działo?
Moje rozmyślania przerwał głośny huk drzwi zza których wyłonił się lekarz. Przetarł spocone czoło podchodząc do nas.
-Czy ktoś z panów jest rodziną panny Freitag? - zapytał zmęczonym głosem. Poderwałem się na równe nogi.
-Jestem jej kuzynem - powiedziałem łamiącym się ze zdenerwowania głosem. Napotkałem błagalne spojrzenie Alexa. - A Alex to jej chłopak. - wyrwało mi się zanim pomyślałem.
-Zapraszam was zatem do gabinetu. - kiwnął głową w naszym kierunku. Podążałem za mężczyzną w fartuchu. Czułem się jak robot. Moje ruchy były mechaniczne, wyuczone od najmłodszych lat. Miałem odczucie, że nie do końca panuję nad moimi kończynami. Po kilku sekundach, które dla mnie były wręcz godzinami, weszliśmy do gabinetu lekarza. Machinalnie zająłem miejsce na jednym z krzeseł a na mebel obok opadł Alex. Wpatrywałem się w mimikę twarzy lekarza, który w końcu obdarzył nas szerokim uśmiechem.
-Pani Freitag nic nie jest. Nabawiła się jedynie wstrząśnienia mózgu. To cud, że żadna z kości nie jest złamana. Już podczas transportu do szpitala dziewczyna odzyskała przytomność, dzięki czemu mamy pewność, że nie straciła pamięci. Porozumiewa się spójnie i rzeczowo...
-Mogę ją zobaczyć? - wyrwał się Alex gwałtownie podnosząc się z krzesła. Spojrzałem na niego. Szybko myślał. Ja jeszcze nie do końca przetworzyłem informację od lekarza. Mężczyzna tylko skinął głową na znak zgody.
-Tylko nie za długo. Zarówno jej jak i wam przyda się odpoczynek. - spojrzał na nas znacząco. Pokiwaliśmy głowami i biegiem rzuciliśmy się w kierunku jej sali.
-Wejdź pierwszy... - wymamrotał niepewnie Hayböck zatrzymując się przed drzwiami - Poczekam - uśmiechnął się do mnie ciepło. Nacisnąłem klamkę w drzwiach...

Anette
Do moich uszu dotarło ciche skrzypnięcie drzwi. Podniosłam wzrok znad telefonu i uśmiechnęłam się lekko.
-Richi! Jak dobrze cię widzieć. - widziałam zaskoczenie na jego twarzy. - Coś nie tak? - zapytałam niepewnie widząc jego minę.
-Nie. Po prostu nie sądziłem, że będziesz w tak wyśmienitym humorze - wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. Parskłam śmiechem.
-Kuzynie. Ja tylko nawiązałam bliską znajomość z Rukatunturi, ale chyba się nie pokochamy - zaśmiałam się.
-Anette ty kretynko. Przecież wiem, że powód twojego szczęścia jest całkowicie inny niż bliskość twojego ciała z jakże pociągającą skocznią - westchnął ciężko przeczesując palcami włosy. Spojrzałam na niego z całkowitą powagą. Jednak długo nie wytrzymałam i parskłam śmiechem.
-Myśl co chcesz, Freitag. Ja...
-Anette - warknął cicho. Zerknęłam na niego zaskoczona - Alex tu siedzi od samego początku. Kogo ty chcesz oszukać? - zapytał z westchnieniem a ja już wiedziałam, że przegrałam. Przegrałam pewność, że za szybko się nie dowiedzą. Przegrałam poczucie, że uda mi się cokolwiek zbudować z Alexem z dala od niemieckiej drużyny. Chciałam to zrobić spokojnie, budować wszystko krok po kroku.
Cholerna Rukatunturi. To przez Ciebie, dziwko, nie będzie tak jak chciałam...

____
Hello everyone!
Czy ktoś to czyta? 🙈

I Hate Everything About YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz