/5/

105 5 2
                                    

Weekend mijał za weekendem. Wyjazd za wyjazdem. Powrót za powrotem. Gdy w Pucharze Świata Kobiet wypadał wolny weekend to nadal jeździłam z facetami. Byłam już zmęczona tą całą karuzelą nowego władcy krótkofalówek.
-Jak mnie ten typ irytuje! - wpadłam do domku po oddaniu skoku po zakończeniu serii próbnej. Wściekła rzuciłam nartami w kąt domku trzęsąc się z nerwów.
-Hey mała! Co się stało? - zapytał Karl patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami
-Hayböck się stał. - warknęłam z furią przez zaciśnięte zęby. - Łazi za mną krok w krok! 
-Może się chłopak zakochał? - zaśmiał się Leyhe popijając jakąś parującą ciecz z kubka. Prychnęłam na jego słowa kręcąc głową. Nie ściągając kombinezonu usiadłam na podłodze koło Karla i oparłam głowę o jego ramię. Chłopak zaśmiał się tylko delikatnie obejmując mnie ramieniem.
-Będzie dobrze. - powiedział z pocieszającym uśmiechem.
-Mhmmm... - mruknęłam z powątpiewaniem. 

Siedziałam przy hotelowym barze popijając któregoś z kolei drinka. Cieszyłam się, że cała drużyna poszła spać wcześniej wykończona wieczornym treningiem. Ja mogłam w końcu pomyśleć o swoim życiu i zatopić smutki w alkoholu. W końcu jako przedskoczek mogłam klepnąć bulę. Robota i tak by była wykonana a Karl tak czy siak dumny.
Coraz częściej łapałam się na myślach o chłopaku. Westchnęłam tylko ciężko i przymknęłam powieki. Zawsze był przy mnie. Zawsze pomagał. Zawsze służył ramieniem. Zawsze znalazł słowo wsparcia i otuchy. I jeszcze ten kolor jego oczu.
Gwałtownie pokręciłam głową. Zapewne z boku wyglądałam jak nienormalna. Cóż... Po głębszych przemyśleniach ten ktoś wcale by się nie pomylił. Kto normalny zakochuje się w swoim przyjacielu? Przyjacielu, który jest w szczęśliwym związku. W związku z kobietą, którą znasz od dzieciństwa. Z kobietą, która okazuje się twoją przyjaciółką jeszcze za czasów szkolnych. Spod moich zamkniętych powiek wypłynęła jedna samotna łza, którą szybko starłam ruchem dłoni.
-Nie śpisz? - usłyszałam za swoimi plecami twardy akcent. W sekundzie poznałam ten głos. Jeszcze jego tu brakuje.
-No jak widać na załączonym obrazku to nie. - westchnęłam nie mając siły na kłótnię i dogryzanie blondynowi.
-Coś się stało? - usłyszałam jego zaskoczony głos po kilkusekundowej ciszy. Chyba był przygotowany żeby mi się odgryźć a tu? Niespodzianka. Anette Freitag jednak czasem potrafi być w miarę miła. Po chwili kątem oka dostrzegłam jego szaroniebieskie oczy wpatrujące się we mnie ze... zmartwieniem?
-Alex. Nie mam ochoty o tym rozmawiać, ok? - zapytałam cicho kierując na niego moje spojrzenie. W sekundzie wyraz jego twarzy się zmienił. Cholera. Moje obydwie półkule mózgu przybiły sobie facepalma. Zapomniałam o zaczerwienionych oczach. Przełknęłam głośno ślinę. Oby spojrzenie na niego nie okazało się moim najgorszym koszmarem. Już oczami wyobraźni widziałam jak chłopak lata od człowieka do człowieka i opowiada jaka beksa jest z tej Freitag.
-Anette... - usłyszałam jak cicho wymawia moje imię. Czy już jestem skończona? - Dlaczego ty mnie tak nienawidzisz? - no i proszę państwa. W końcu padło to pytanie. 
Ale...
No właśnie.
Dlaczego? Czemu? Dlaczemu?
I w tym momencie pierwszy raz w życiu brakło mi języka w gębie. Szybko dokończyłam drinka a barman już stawiał przede mną kolejnego. Jednak blondyn był szybszy i odsunął ode mnie szklankę.
-Odpowiedz, proszę. - ton jego głosu był wręcz błagalny. Jęknęłam cicho, spuściłam głowę i schowałam twarz w dłoniach. Przecież nie raz słyszałam jednoznaczne komentarze pod moim adresem. Czemu akurat wtedy to tak bardzo na mnie podziałało? Przecież w końcu byli facetami. A u nich takie rozmowy są normalne. Ciszę przerwało jego ciche westchnięcie.
-Nie wiem. Alex, nie wiem. - wykrztusiłam po chwili. Blondyn zaśmiał się cicho.
-To może zacznijmy wszystko od początku? - zaskoczona spojrzałam na niego. Uśmiechał się delikatnie w moim kierunku. Z oczu biła nadzieja.
Tak właściwie to... przecież nie mam nic do stracenia.
-Cześć, jestem Anette Freitag. - wyciągnęłam w jego kierunku dłoń.
-Cześć, jestem Alexander Hayböck. - uśmiechnął się do mnie szeroko i uścisnął moją dłoń. - A ten drink chyba jest twój - zaśmiał się podsuwając mi z powrotem mojego drinka.
-Czy ty chcesz mnie upić? - zapytałam marszcząc brwi.
-Sama go zamówiłaś. - podniósł dłonie w geście niewinności. Spojrzałam w jego oczy i dopiero wtedy dotarło do mnie jaką głębie ma jego spojrzenie. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam dość dużego łyka ze szklanki.
Po kilku kolejnych drinkach, wypitych już razem z Austriakiem, wróciłam do pokoju.

Dwa tygodnie później
Anette
Rozgrzewając się do konkursu nerwowo zerkałam na wskazania chorągiewek wzdłuż zeskoku. Po raz pierwszy od dawien dawna ogarnęło mnie uczucie strachu. Wiatr kręcił a jego podmuchy były stanowczo zbyt mocne. Miałam nadzieję, że dzisiejszy konkurs zostanie odwołany. Zarówno konkurs pań jak i panów. Tak. Ruka w ten weekend gościła obydwa cykle.
-Myślisz, że coś dzisiaj z tego będzie? - usłyszałam spokojny głos Alexa, który truchtał w stronę swojego domku po krótkim biegu.
-Na pewno nie. Popatrz tylko na chorągiewki. - ruchem głowy wskazałam zeskok. Jeszcze wtedy nie wiedziałam jak bardzo się myliłam...

Na szczycie skoczni wiał wręcz huragan. Moje ciało po opuszczeniu ciepłego pomieszczenia w momencie się wychłodziło pomimo ciągłego ruchu. Seria konkursowa ciągnęła się w nieskończoność. W końcu nadeszła moja kolej. Wsunęłam się na belkę startową. Sprawdziłam wiązania. Uśmiechnęłam się i skupiona wlepiłam wzrok w chorągiewkę trenera. Materiałem szarpało w każdą stronę. Czerwone światło. Wróciłam na schody. Od razu moje ramiona okrył polarowy koc. Kucnęłam żeby poczuć choć odrobinę ciepła. Znów pomarańczowe. Wracam na coraz zimniejszy kawałek drewna. Moje ciało po raz kolejny przeszył lodowaty podmuch wiatru. Kolejny raz zapala się czerwone światło. Przeklnęłam czując wzrastającą frustrację. Kolejne pomarańczowe światło. Znów te same, machinalne ruchy. Tym razem chorągiewka trenera wisiała nieruchomo. Zielone. Ruch ręki trenera w dół. Odepchnięcie. Złożenie się do pozycji najazdowej. Odbicie na progu. Oj będzie daleko! I nagle podmuch wiatru skierował moją nartę w dół. O cholera!
-NEIN! - usłyszałam tylko głośny krzyk. Zamknęłam oczy. A później była już tylko ciemność.

Alex

Od rana w Ruce wiał wręcz huraganowy wiatr. Jednak organizatorzy twardo twierdzili, że warunki na czas konkursów się poprawią. Zawsze tak mówią. Po dojechaniu na skocznię wybrałem się na krótką przebieżkę. Wracając zauważyłem szatynkę, która wykonując rozgrzewkę do chwilę zerkała niespokojnie na zeskok skoczni.
-Myślisz, że coś dzisiaj z tego będzie? - zapytałem spokojnie kiedy znalazłem się bliżej dziewczyny.
-Na pewno nie. Popatrz tylko na chorągiewki. - ruchem głowy wskazała zeskok.
Jeszcze wtedy nie wiedziała jak bardzo się myliła...

Oglądałem konkurs stojąc oparty o drewniane bandy. Na samym dole wiatr tak nie dokuczał jak na szczycie skoczni. Z każdą kolejną minutą moja frustracja rosła. Już dawno powinni przerwać ten cyrk. To nie były warunki na rozgrywanie konkursu. Dziewczyny raz po raz były ściągane z belki. Z tyłu mojej głowy pojawiło się uczucie strachu a żołądek związał się w supeł gdy na telebimie ujrzałem Niemkę nerwowo obserwującą to, co działo się za szybami poczekalni. W końcu nadeszła jej kolej. Wsunęła się na belkę startową. Sprawdziła wiązania. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ściągnąłem brwi. Nie podobał mi się ten uśmiech. Nie powinien się pojawić przy warunkach obecnie panujących na skoczni. Skupiona wlepiła wzrok w chorągiewkę trenera. Materiałem szarpało w każdą stronę. Poczułem, jak moja szczęka zaciska się coraz mocniej z każdą sekundą. Czerwone światło. Wróciła na schody. Od razu na ramiona został jej narzucony koc. Odetchnąłem głęboko. Skuliła się na nartach, żeby zatrzymać jak najwięcej ciepła. Po chwili znów zapaliło się pomarańczowe. Widzę jak wsuwa się na belkę. Znowu to uczucie przerażenia. Cholera, co się ze mną dzieje? Kolejny raz zapala się czerwone światło. Na jej twarzy widać zdenerwowanie. Po chwili kolejny raz miga pomarańczowe światło. Znów te same, wyuczone do perfekcji ruchy. Tym razem chorągiewka niemieckiego trenera wisiała nieruchomo. Teraz! Szybko! Zielone światło. Ruch ręki trenera w dół. Odepchnęła się od kawałka drewna. Idealnie złożyła się do pozycji najazdowej. Idealne trafienie w próg. Oj będzie daleko! I znów to uczucie niepokoju. I nagle obserwuję jak jej prawa narta w sekundzie skierowuje się w kierunku ziemi. Z mojego gardła wyrywa się krzyk i biegiem zrywam się w kierunku zeskoku. Jako pierwszy dobiegam do szatynki, która bezwładnie leży na śniegu a z jej nosa cieknie cienka strużka krwi. Nie pamiętam co dzieje się dalej. Słyszę tylko odgłos odjeżdżającej karetki a mnie ledwo trzymającego się na nogach sprowadza z zeskoku Michael.

I Hate Everything About YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz