LevixHange Aot

45 4 0
                                    


UWAGA MOŻLIWE SPOILERY Z MANGI!!!!


Hange była wykończona. Nigdy nie myślała że zostanie dowódcą Zwiadowców, a cała odpowiedzialność, która tak nagle na nią spadła powoli odbierała jej resztki energii, czy pozytywnego nastawienia. Szczery uśmiech zniknął z jej twarzy z dniem gdy Eren niespodziewanie wyparował i zaczął realizować nieznany jej plan, który był prawdopodobnie dziełem Zeke'a. Zamiast jednak obwiniać za całą sytuację chłopaka, winiła za wszystko siebie i swoje niezdecydowanie, które nie pozwalało jej podjąć zdecydowanych kroków.

-Ty byś się nie wahał- wyszeptała cicho przypominając sobie swojego poprzednika. 

Jadący obok niej jeden z młokosów trzymających stronę Jeagera spojrzał na nią marszcząc brew, lecz nic nie powiedział. 

-Jeszcze miesiąc temu kłaniałeś mi się w pas, a teraz traktujesz jak zakładnika- pomyślała uśmiechając się do niego sztucznie.

Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Byli kadeci 104 Korpusu zaskoczeni, w restauracji gdzie pracował Niccolo, nie mieli jak się bronić przed uzbrojonymi rebeliantami. Ona wbrew swej woli musiała poddać się żądaniom Flocha, nie w trosce o siebie, a ze względu na resztę żołnierzy, których powierzył jej Erwin. 

Teraz otoczona przez kilku buntowników jechała w stronę Lasu Gigantycznych Drzew, gdzie pilnować Zeke'a miał Levi wraz z grupą zaufanych kompanów. Hange choć z jednej strony wzbraniała się przed doprowadzeniem Jeageristów do tytana Zwierzęcego, z drugiej strony liczyła na pomoc Ackermana w rozwiązaniu tego bałaganu. Karzełek jeśli nie ratował jej siłą, to przynajmniej zawsze potrafił poprawić jej humor niezależnie jak zła by nie była sytuacja, a wtedy zawsze łatwiej jej było wymyślić nowy plan. 

Poza tym znali się lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, mimo iż surowa dyscyplina wojskowa odbierała im większość czasu i uniemożliwiała rozmowy na błahe tematy niedotyczące spraw militarnych. Nigdy też nie opuszczała ich pamięć o obowiązkach i powierzonej im przez zmarłego przyjaciela misji. Wiedzieli, że aby dobrze wykonywać swe funkcje muszą zachowywać zimną krew, dlatego praca przełożyła się na ich życie prywatne i dlatego też nie zależnie gdzie i kiedy by się nie znaleźli zawsze pozostawali dla siebie jedynie towarzyszami broni.

Z rozmyślań wyrwał ją huk, który zbyt dobrze znała, aby go nie rozpoznać. Ktoś w pobliżu zdetonował włócznię piorunów. Floch spiął konia i popędził w stronę, z której doszedł wybuch. Cała grupa podążyła za nim i wtedy jej oczom ukazał się roztrzaskany wóz i jakiś dziwnie zachowujący się tytan, który w ogóle nimi nie zaciekawiony stał w bezpiecznej odległości i tylko się im przyglądał. 

Kobieta domyślając się, że nie tylko jej sytuacja musiała wymknąć się z pod kontroli zaczęła rozglądać się nerwowo po okolicy i wtedy dojrzała w zaroślach przy brzegu rzeki pelerynę zwiadowców. Ignorując komentarze swych prześladowców zeszła z konia. Po chwili szybko tego pożałowała. Mimo iż twarz zwiadowcy była w połowie spalona przez wyładowanie z włóczni od razu rozpoznała te szczególne rysy. 

-Levi- wyszeptała powstrzymując łzy. 

Uklęknęła przy jego poranionym ciele i szybko chwyciła krwawiący nadgarstek. 

-Nie mam pojęcia co się tutaj stało, ale mamy szczęście skoro nasz najniebezpieczniejszy przeciwnik jest w takim stanie- powiedział do swoich towarzyszy Floch. 

-Ja dla pewności i tak strzeliłbym mu jeszcze w głowę- zadeklarował kolejny przeładowując broń. 

-On już nie żyje- skłamała brązowooka. 

ONE SHOTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz