ArminxAnnie AOT

69 0 0
                                    


-Nie rozumiem- mówił, a łzy spływały powoli z jego polików i z cichym pluskiem wpadały do kałuż, które tworzyła skraplająca się w jaskini para. - Dlaczego muszą cierpieć niewinni ludzie?- zapytał patrząc w jej spokojną twarz.

Jak zawsze nie otrzymał od niej odpowiedzi i nie dostrzegł żadnego ruchu. Jedynym co mu pozostało to wspomnienia swoje i Bertolta, w których Annie nadal była "żywa". To dzięki nim pamiętał jeszcze barwę jej głosu. Co dnia przyglądał się jej zastygłej w krysztale twarzy i marzył, że pewnego dnia znów do niego przemówi, karcąc za marnotrawstwo czasu, czy chociażby wyzywając go od mazgaja. Nie ważne co by powiedziała, cieszyłby się z możliwości ponownego usłyszenia jej zimnego niczym sam kryształ głosu. 

-Nie mieliście wyboru- kontynuował zmieszany.- Tak jak i my teraz.

W jego głowie nadal pojawiały się obrazy z ataku. Zniszczenia jakie spowodowała jego transformacja, musiała zabrać ze sobą niezliczoną liczbę istnień, która teraz gnębiła jego sumienie w snach i na jawie. Myśląc o swej zbrodni przypominał sobie o niej i tym bardziej rozumiał przez jakie piekło przechodziła. Inni uważali ją za potwora, ale on wiedział, że robiła wszystko to po to, by uratować siebie i czekającego na nią za oceanem ojca. 

-Annie- wyszeptał drżącym głosem.- Wróć! 

Ona również miała bliskich, o których walczyła. Miała rodzinę, którą chciała za wszelką cenę bronić. To nie była też jej wina, że od najmłodszych lat wpajano jej kłamstwo oraz uczono jak walczyć i być gotową narażać się za kraj, który uważał ją za potwora. Przecież gdyby urodziła się gdzieś indziej, w przychylniejszych warunkach nie byłaby zmuszona zabijać. Co więcej część z tych osób, które rozdeptała, zmiażdżyła, okaleczyła czy skazała na pożarcie innym bezmyślnym tytanom osobiście znała. 

-Widziałem oczami Bertolta, jak ściągałaś drżącymi rękoma sprzęt Marco.- Głos Armina stał się zimny.- Widziałem skapujące z twojej twarzy łzy, lecz mogę się tylko domyślać jak wiele cię to kosztowało. 

Cała trójka wysłanych z Mare żołnierzy, zwykle trzymała się na uboczu, aby nie komplikować swojego zadania. Choć przybyli tutaj z zamiarem rozpoznania, to ich cele szybko się poróżniły. Reiner chciał zabrać moc Erena i zgładzić lud Ymir, podczas gdy priorytetem Annie było wyłącznie przetrwanie.

-Nadal pamiętam, tamten dzień- znów na nią spojrzał.- Miałaś wtedy szanse, więc dlaczego mnie oszczędziłaś?- zapytał wyciągając do przodu drżące ręce. 

Podczas ich pierwszej wyprawy, z łatwością mogła zakończyć jego lichą egzystencję, a jednak postanowiła go oszczędzić narażając się tym samym na rozpoznanie. Chłopak domyślał się, że wspólne chwile, jakie przeżyli złączyły ją z nimi w pewien szczególny sposób, czuł przecież to samo ze strony Bertolta, którego wspomnienia dręczyły go niemiłosiernie.

-Nawet, gdy dotarło już do mnie, że to ty jesteś tym śmiercionośnym tytanem, nie chciałem w to wierzyć i wyrzucałem z siebie tą myśl- powiedział i przyłożył czoło do kryształu. 

Stał tak chwilę, a po jego polikach pociekły strużką kolejne łzy. 

-Chciałbym móc znowu usłyszeć twój głos- wyszeptał. 

-Armin z dala od Annie!- krzyknęła pilnująca podziemnej celi Hitch.

-Wybacz.- Zmieszał się i prędko odsunął od kryształu. 

-Nie powinieneś jej dotykać- pogroziła mu palcem.- Cieszę się jednak, że nie tylko ja dotrzymuje jej towarzystwa- dodała zerkając na przyjaciółkę.  

Idąc po stromych schodkach na górę spojrzał ostatni raz na jej spokojną twarz i wydało mu się, że po bladym poliku również ścieka łza. Gdy przetarł z niedowierzaniem oczy, okazało się to jednak jedynie imaginacją jego zmęczonego umysłu. 



ONE SHOTYWhere stories live. Discover now