Minęło już południe i słońce rozpoczynało swoją wędrówkę po zachodniej części nieba.

Aldianel zatrzymała się kawałek przed towarzyszami. Lekki orzeźwiajacy wietrzyk owiewał jej twarz, a ona przymknęła na chwilę oczy, uśmiechając się lekko. Między gęstymi trawami słyszeli, cichy szmer strumyka.

— Ach, świeży zapach zieleni, jest lepszy nawet od długiego snu! — zawołał Legolas, biorąc głęboki wdech rześkiego powietrza. — Pobiegnijmy!

— Mamy szanse zbliżyć się do nieprzyjaciół — powiedział Aragorn. — Okute żelazem nogi orków będą poruszać się tutaj znacznie wolniej.

*

Pobiegli naprzód pośród zieleni równin Rohanu. Ich oczy płonęły, a w ich sercach ponownie zapłonęła nadzieja. Wiatr rozwiewał ich włosy i owiewał twarze orzeźwiającym powietrzem. Obok nich ciągnął się długi pas poczerniałej trawy, wskazujący kierunek, w którym udali się nieprzyjaciele.

— Zaczekajcie! — zatrzymał ich w pewnym momencie Aragorn, zagradzając im drogę ręką.

Legolas Aldianel i Gimli zatrzymali się, spoglądając pytająco na Aragorna. Dunadan zrazu nic nie powiedział i poszedł powoli naprzód, by po dłuższej chwili wrócić do towarzyszy z uśmiechem.

— Od głównego tropu odbiega ślad drobnych stóp — powiedział — i z pewnością są to ślady hobbita, a dokładniej mówiąc Pippina. Spójrzcie!

Na jego wyciągniętej dłoni leżał niewielki liść, który zalśnił jasno w słońcu.

— Zapinka od elfowej opończy! — zawołali Gimli i Legolas.

Aldianel wzięła przedmiot z dłoni Aragorna, obracając zapinkę w palcach, w jej oczach zamigotały jasne iskierki.

— Nie z przypadku spadają w trawę liście z Lórien — powiedział Aragorn. — Przypuszczam, że Pippin stymulował ucieczkę, by pozostawić znak dla tych, którzy ruszą ich tropem.

— Wiemy zatem, że żyje, a tak że, że może korzystać ze swego sprytu i nóg — powiedział Gimli.

— Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że hobbit nie zapłacił drogo za swoją odwagę — powiedział Legolas. — Musimy się spieszyć.

— Prawda, nie możemy tracić więcej czasu — zgodziła się Aldianel. — Biegnijmy tak długo, jak starczy nam sił.

*

Cienie się wydłużały, a słońce z wolna zbliżało się ku widnokręgowi. Podróżni niestrudzenie brnęli naprzód. Niebo barwiło się czerwienią, a czerwona kula słońca pomału znikała, ustępując miejsce nocy.

Ciemność pomału ich zalewała, a na niebie pojawiały się gwiazdy. Zatrzymali się dopiero, gdy zapadł całkowity mrok.

— Starczy nam sił, by iść dalej czy zatrzymamy się na noc? Musimy podjąć decyzje — powiedział Aragorn.

Aldianel powiodła wzrokiem po towarzyszach, a później wypatrzyła się w ciemność przed nimi. 

— Jeśli tamci postanowią się nie zatrzymywać, zyskają nad nami jeszcze większą przewagę — powiedział Legolas.

— Jednak nawet orkowie robią postoje, prawda? — zapytał Gimli.

— Bardzo rzadko decydują się na wędrówkę za dnia na odkrytym terenie i wydaje mi się, że pójdą też w nocy — odparł Legolas.

Aldianel w milczeniu przysłuchiwała się wymianie zdań, wciąż spoglądając przed siebie.

— W ciemności ciężko będzie nam odnaleźć ślady — mruknął Gimli.

— Trop nieustannie biegnie prosto i nie zbacza — upierał się Legolas.

— Może uda mi się, poprowadzić was po ciemku, jeśli jednak nasi wrogowie skręcą, a my tego nie zauważymy, będziemy musieli nadrabiać wiele drogi.

Jeszcze przez dłuższą chwile dyskutowali na temat decyzji, jednak Aldianel nie udzielała się w tej rozmowie.

— Nie będzie już żadnej ucieczki póki my sami jej nie zorganizujemy — powiedział Legolas.

— Racja, nie sądzę, by któremuś z jeńców udało się uciec — odezwała się nagle Aldianel, popierając Legolasa.

— Nawet ja, krasnolud, który nie należy do najsłabszych, nie dotrę do Isengardu bez odpoczynku — odparł pochmurnie Gimli. — Ja tak, że żałuje, że nie wyruszyliśmy wcześniej, jeśli jednak mam nie spowalniać marszu, muszę odpocząć.

— Więc co postanawiamy? — zapytał bezradnie Aragorn, spoglądając po twarzach towarzyszy.

— Ty jesteś naszym przewodnikiem i wydaje mi się, że do ciebie należy ta decyzja — powiedział Gimli.

— Serce podpowiada mi aby się nie zatrzymywać — rzekł Legolas — jednak musimy trzymać się razem.

— Obawiam się postoju — powiedziała cicho Aldianel, spoglądając na towarzyszy — zbyt wiele czasu straciliśmy, jednak niech to Aragorn zdecyduje.

— Składacie ciężar decyzji na niewłaściwej osobie, od chwili, gdy minęliśmy Argonath wszystkie moje decyzje są niewłaściwe — Aragorn przez długą chwilę milczał, przyglądając się swoim dłonią w zamyśleniu. — Zatrzymamy się na noc — powiedział w końcu.

*

Aragorn i Gimli szybko zapadli w sen, jednak Aldianel nieustannie czuwała, wpatrując się w otaczającą ich ciemność. Noc była ciemna, a nikły blask gwiazd z trudnością przebijał się przez chmury, które gromadziły się na niebie. Panowała cisza, w której słychać było jedynie miarowe oddechy śpiących.

*

Zbliżała się godzina świtu. W ciepłym, nieruchomym powietrzu roznosiły się miarowe oddechy śpiących. Chmury się rozstąpiły, a wysoko na niebie jaśniały gwiazdy. Księżyc skrył się za horyzontem.

Aldianel oddaliła się od towarzyszy, spacerując w ciszy w świetle gwiazd. Zatrzymała się w dość sporej odległości od pozostałych, z lekkim uśmiechem przyglądając się, radośnie migoczącym gwiazdom.

Nagle usłyszała gdzieś za sobą szelest i odwróciła się, z niepokojem spoglądając w mrok. Po kilku sekundach odetchnęła, widząc zbliżającego się w jej kierunku Legolasa.

Aldianel wróciła wzrokiem do grarfitowoczarnego nieba, a po chwili u jej boku zatrzymał się Legolas. Elfka posłała mu lekki uśmiech i po raz kolejny odwróciła głowę ku górze.

— Piękne, prawda? — prawie szepnęła, nie odrywając wzroku.

— Przepiękne — odparł równie cicho, wciąż przyglądając się Aldianel. W oczach elfki migotał blask gwiazd, a na jej ustach błądził lekki uśmiech.

Legolas tak, że przyglądał się gwiazdom i trwali tak w ciszy, która nie była ani trochę niezręczna. W pewnym momencie, dziewczyna nie miała pojęcia dlaczego, oparła głowę na ramieniu elfa, nie odrywając wzroku od gwiazd.

Wesołych Świat wszystkim!🐣
Rozdział miał być już wcześniej jednak trochę się przeciągnęło... znowu. Mam nadzieję że wam się podoba.
Do następnego!

Enemy or friend | Legolasحيث تعيش القصص. اكتشف الآن