11

8.9K 263 32
                                    

- Kapitan Dupek wita - odezwał się Will z poważnym wyrazem twarzy, ale w jego oczach widać było iskierki rozbawienia.

Nina miała ochotę uciec. Ta cała sytuacja wydawała jej się irracjonalna. Wszystko wyglądało jak sytuacja z jakiegoś taniego opowiadania dla nastolatek.

- Nina, chyba musimy porozmawiać.

- Tak. Chyba tak.

- W tej sytuacji nie możemy dalej kontynuować naszej znajomości.

- Wiem. Co w takim razie zrobimy? Przechodzimy tylko i wyłącznie do relacji student - wykładowca?

- A widzisz inne wyjście?

Wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Chciało jej się płakać. Wieczór, który miał być taki piękny legł w gruzach. Łzy napływału jej do oczu, a ona próbowała nie pozwolić im się wydostać. Nie chciała mu pokazać, że ta sytuacja jest dla niej taka trudna. Co z tego, że wcześniej znali się tylko wirtualnie? Przez ten czas zdążyła go polubić i się przywiązać. Stał się dla niej kimś ważnym. Kimś, przed kim nie musiała udawać kogoś kim nie była. Mogła na niego zawsze liczyć, mimo że nie mieli kontaktu twarzą w twarz.

- Dlaczego tak wyszło? Dlaczego ty... dlaczego pan doktor... Dlaczego... Nawet nie wiem jak mam się zwracać.

Spojrzenie Williama było cały czas w nią utkwione. Widziała w jego oczach, że też jest rozdarty. Również wiedział co jest słuszne, ale serce podopowiadało mu coś innego.

Wcześniej nie dostrzegła, że ma takie piękne oczy. Były w kolorze gorzkiej czekolady. Wyglądały tak, jakby za chwilę miały ją pochłonąć. Intensywność jego spojrzenia mówiła jej wszystko.

- To nie jest dobry pomysł, żebyśmy tutaj rozmawiali - powiedział Will. - Ktoś może nas zobaczyć i to się źle skończy. Porozmawiajmy na zewnątrz.

Nina przytaknęła i wyszła za wykładowcą. Przeciskali się przez tłum świetnie bawiących się ludzi. Musiała uważać, żeby nie zgupić swojego towarzysza. Chciała złapać go za rękę, ale nie mogła tego zrobić.

Kiedy w końcu udało im się wydostać, znowu panowała między nimi cisza. Tak trudno było im powiedzieć, to co należało. Powinni rozejść się każdy w swoją stronę i wrócić do życia, które było wcześniej.

- Odwiozę cię do domu - powiedział cicho, ale w jego głosie można było wyczuć nadzieję.

- Nie - odpowiedziała wbrew temu, co czuła. - Lepiej będzie jak wrócę sama. To nie jest daleko.

- Pozwól mi chociaż na to. Miejmy chociaż kilka minut dla siebie: dla Willa i Niny, a nie dla wykładowcy i studentki.

Chciała tego. Bardzo tego chciała. Rozsądek jej jednak podpowiadał, że później będzie jeszcze trudniej wrócić do normalności. Im więcej czasu spędzali razem, tym tworzyli więcej wspomnień. Być może były one niepozorne i mało istotne, ale jednak były.

Zdecydowała się jednak zaryzykować. Chciała chociaż raz posłuchać serca, które próbowało się z niej wyrwać.

- Nie ma sensu jechać samochodem - odpowiedziała. - Mieszkam na granicy miasta i pieszo nie jest tak daleko.

- W takim razie cię odprowadzę. Chodźmy.

Ruszyli przed siebie w zupełnej ciszy. Szli obok siebie, a ich ręce od czasu do czasu się spotkały niezamierzenie.

- Chciałbym cię przytulić - odezwał się nagle William i się zatrzymał. - Tak bardzo chcę cię przytulić. Zrozumiem jeśli mi nie pozwolisz z racji sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Ale po prostu...

Masz wiadomośćTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon