8. Lunatykowe Wyrzuty Sumienia

278 38 130
                                    


— Kochanie, ja wiem, że bardzo byś chciał, ale nie możesz... Nie płacz już, spójrz na mnie. — Hope Lupin uniosła brodę swojego siedmioletniego syna tak, by spojrzał jej w oczy. — Jesteś chory, a nie chcemy, by inne dzieci też zachorowały, prawda? — uśmiechnęła się do niego przez łzy. Chłopiec pokiwał smutno głową.

Od dwóch lat rodzice wpajali mu, że nie może bawić się z innymi dziećmi, bo mógłby komuś zrobić krzywdę. Mimo, iż miał tylko siedem lat, czuł się gorszy od innych, wybrakowany i ułomny. Myślał, że nie był wart, by bawić się z innymi dziećmi.

Hope oddaliła się w kierunku kuchni, zaś mały Remus został sam wpatrzony w rówieśników, którzy biegali na wzgórzu nieopodal. Niektórzy chłopcy grali w piłkę nożną, inni zwisali niczym małpki z gałęzi najbliższego drzewa. Dziewczynki skakały na skakankach i woziły laleczki w wózkach. Zabawie towarzyszyły głośne okrzyki i śmiech, co odbijało się echem w uszach małego Lupina.

Niestety, prawie codziennie musiał przyglądać się dziecięcym harcom i ani razu sam nie mógł wziąć w nich udziału. Stał tylko w szybie ze łzami w oczach, marząc o przyjaciołach, z którymi mógłby przeżywać przygody.

Wytarł buzię z łez i usiadł przy stoliku w swoim pokoju. Chwycił za papier i zaczął rysować. Był to świetny sposób, by umilić dzień. Malował swoje marzenia i plany, choć miał przeczucie, że to wszystko może się nigdy nie spełnić. Przecież był chory, oszpecony i niebezpieczny. Przynajmniej to słyszał od rodziców, czy sąsiadów, którzy zawsze tak dziwnie szeptali.

Jego matka nigdy nie chciała, by tak się czuł, mimo, iż mówiła prawdę. Z troski o niego samego narzucała mu ograniczenia i wpajała zasady. Powtarzała sobie, że ma tylko kilka lat, że gdy dorośnie, wszystko doskonale zrozumie. Jednak nie sądziła, że wywrze to taki zły wpływ na psychikę jej dziecka. Fakty były takie, że Remus wychował się w przekonaniu, że jest niebezpieczny i chory, co bardzo rzutowało na jego przyszłość. Mimo wszystko, nieprawdą byłoby to, że Hope go nie kochała.

Tym razem, Remus powołał do życia na kartce trzech chłopców, obok których narysował też siebie. Wszyscy mieli na sobie lśniące zbroje i trzymali miecze w patykowatych rękach. Obok swoje miejsce znalazł też groźny smok i kilka hipogryfów, do których miał znaczącą słabość. Za nimi zaś, w wielkiej wieży narysował księżniczkę o czerwonych włosach, która czekała na ratunek. Taką scenę widział kiedyś w mugolskiej, telewizyjnej bajce. Oddalił od siebie obrazek i spojrzał na niego z uśmiechem. Przymknął oczy, wyobrażając sobie siebie, jako rycerza, ratującego księżniczkę.

Chwilę potem znów zwrócił wzrok w kierunku okna, a jego buzia wykrzywiła się w nieukrywanym smutku.


⤝°♦°⤞


— Jak się masz, przyjacielu? — zapytał Albus Dumbledore, siedzący na krześle przy łóżku Remusa. Chłopak rozbudził się, patrząc niewyraźnie na dyrektora. Jego myśli powoli wracały na miejsce. Wiedział już, że nie miał siedmiu lat i przebywał w Skrzydle Szpitalnym.

— Co pan tutaj robi, profesorze? — zapytał, rozglądając się. Słońce raziło ich obydwu w oczy, gdyż poranek było doprawdy piękny.

— Chciałem sprawdzić twój stan zdrowia, chłopcze. Widzę, że jest trochę lepiej — powiedział z uśmiechem. — Ale powiedz mi, czy pamiętasz coś z ostatniej pełni? — ściszył głos.

Remus zastanowił się, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

— Niestety nie. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, bym pamiętał coś konkretnego. Czasem mam jakieś niewyraźne strzępy obrazów, nic więcej — wyjaśnił smutno. — Ale chyba wiem, dlaczego zachorowałem.

Nad Przepaścią [ Lupin x Evans ] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz