Dodatkowo rozpowszechniał (i w sumie nadal to robi) po uczelni plotki z kosmosu. Praktycznie nikt w nie nie wierzył, ale jednak znalazły się jednostki, które od razu połknęły haczyk i rozpowiadały o tym razem z nim.

Koniec tego rozmyślania.
Moje jedynie pytanie: Co on tu robi?
I dlaczego wybrał sobie akurat Louisa.
Nie wiem.
Żadnych odpowiedzi, a tak wiele pytań.

- Ale do kurwy nędzy dlaczego rozmawiał z Louisem??? Co on od niego chciał?? - mruknąłem do siebie.

Nie pozostało mi nic innego jak tylko podsłuchać rozmowę, więc stanąłem między regałami, bo znajdowaliśmy się w bibliotece.
I miałem nawet dość dobry punkt widoczności. W razie czego to pozbędę się Simona. Jak najszybciej się da.
Najchętniej wyrzuciłbym go z uczelni.

- Simon... - powiedział Louis. - Co ja ci zrobiłem? Zaatakowałeś mnie tak znienacka.

- Naprawdę nie wiesz? Żadnych domysłów? - odpowiedział odrobinę podniesionym głosem.

Simon był trochę chory, prawdopodobnie miał dwubieguność.
Dlatego nikt na niego nie reagował i oczywiście trzymał się z daleka.
Niestety czasami znajdował sobie takie właśnie ofiary.

- No nie wiem. - Louis rozłożył ręce w geście poddania. - Wiesz co? Chyba najlepiej już pójdę.

- To zaraz się dowiesz. - zaczął szarpać Louisa. - I nigdzie nie idziesz, bo sprawa nie jest załatwiona.

- Na pewno pomyliłeś mnie z inną osobą. - warknął. - Bo jestem pewny, że tobie nic nie zrobiłem. Trzymam się od ciebie z daleka.

- Zamknij się. - Simon opluł Louisa.

Pomyślałem sobie, żeby jeszcze nie interweniować. Pilnie to wszystko obserwowałem.
Jeszcze nie teraz. Może Louis sobie poradzi?
Ma dużo siły i naprawdę potrafi przywalić. Przecież trenuję, ćwiczy i ma masę. Simon nie dosięga mu do pięt z umiejętnościami.
Niby starał się go odtrącić, ale no nic to nie dawało.
Cały czas klęczałem między regałami.

I wtedy Simon uderzył Louisa...

To już było kurwa za wiele.
Miarka się przebrała.

- Ha, i co mi zrobisz? - powiedział. - No nic, bo ucieknę i nikt się nie dowie o tym zajściu! - wrzasnął.

Już Louis przykładał się do ciosu, ale wtedy to ja wkroczyłem do akcji.

Wyleciałem zza regałów.
Rzuciłem się na Simona i dosłownie
powaliłem go na podłogę i paręnaście razy spoliczkowałem go.
Louis się odsunął.

- Co jest do cholery... - wysapał Simon.

Mało kiedy jestem taki wkurwiony.
Nikt nie będzie bić mojego Louisa.
Nigdy nie miałem takiego napadu furii.

- Spierdalaj od nas. - powiedziałem do niego. - Słyszałeś?
Usiadłem na nim okrakiem.
- Masz spierdalać. - fuknąłem mu w twarz.

- Harry... - powiedział Louis. - Przestań, chodź. - wziął moje ramię. - Idziemy stąd.

- NIE! - krzyknąłem. - Simon możesz się od nas odwalić? Bo jak cię kurwa widzę to mnie krew zalewa. Przegiąłeś po prostu. - wysapałem.

- Harry...jemu nie wytłumaczysz. - Louis pociągnął mnie znowu za ramię.

- Panowie! Ciszej! - krzyknęła do nas biblioterka.
Dziwne, że niczego się nie domyśliła.

W końcu przestałem go bić. I tak czy siak chłop się z twarzą przez najbliższe tygodnie nie pozna.
Z efektu byłem jak najbardziej zadowolony.

Always in my heart ~ larry stylinsonWhere stories live. Discover now