Ciało

293 18 2
                                    

PERSPEKTYWA MIKE'A:

- I co teraz? - zastanawiałem się na głos. - Zostawiamy to i mówimy El prawdę czy sprawdzamy czy jego słowa są prawdziwe. - kręciłem się w kółko, nie zwracając uwagi na towarzyszy.

- Szukamy tego pieprzonego zeszytu i dla stu procentowej pewności idziemy tam. Już raz myśleliśmy, że ten facet zginął, a okazało się, że nie od razu. Tym razem musimy się upewnić. - zawyrokował Lucas, otwierając pierwsze lepsze pudło.

- On ma rację Mike. Ten facet był niebezpieczny. Kto wie, skoro testował dzieci z mocami, może sam jest nieśmiertelny czy coś. - zaśmiał się gorzko Dustin. - A sprawdzić nam nie zaszkodzi. Przeżyliśmy już dość traumatycznych zdarzeń, że to będzie po prostu jedno z wielu.

- Mówcie za siebie. - warkneła Max. - Ale i tak lepiej tam chodźmy, skoro już tak daleko zaszliśmy z tym naszym pseudo śledztwem. - sięgnęła po pudło opisane „rzeczy ze studiów", zrywając taśmę zgrabnym ruchem. - Na co czekacie? Do roboty!

Musieliśmy sprawdzić dosłownie wszystko. Hopper nie podał, gdzie ukrył zeszyt, więc musieliśmy się zmierzyć ze wszystkim kartonami i przekartkowywać każdy notatnik, notes czy zeszyt, który wpadł nam w ręce. Szło to wyjątkowo mozolnie. Natrafiłem na zeszyty Sarah, notatki z patroli, kiedy Hop pracował jeszcze w Nowym Yorku. Były również pozapisywane fakty, dowody z danego śledztwa, rzeczy, które należało jeszcze sprawdzić oraz dane osób do przesłuchania. Nigdzie jednak nie mogłem znaleźć tego konkretnego, który szukaliśmy.
Dopiero po godzinie trzynastej, czyli zaraz po tym, jak zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie, Dustin natrafił na nasz cel poszukiwań.

- Mam to! Wreszcie. - ucieszył się, zaczynając czytać nam na głos. - „Aby pamiętać na przyszłość, zwłoki Brennera znajdują się pięćset kroków na zachód od skarpy w kamieniołomie, pod ogromną wierzbą płaczącą, na małej polance, ukrytej w gąszczu.” No on sobie chyba żartuje. Mamy bawić się w poszukiwania skarbów, chociaż to, czego szukamy nim nie jest? Po prostu wspaniale. - westchnął zirytowany.

- Pewnie trochę nam to zajmie. - przetarł oczy Lucas. - Tylko do cholery o którą skarpę chodzi?

- O tą, z której skoczyłem, a El mnie uratowała. - szepnąłem. - Wiem, że mu później o tym opowiedziała, a to bardzo charakterystyczne miejsce, więc raczej dojdziemy do celu w miarę szybko.

- No to chodźmy. - Max podniosła się jako pierwsza, otrzepując spodnie z kurzu. - Rowery zostają tutaj, nie będą na potrzebne, bardziej nas spowolnią. - zakomunikowała.

Jako pierwsza podciągnęła się na linie, z małą pomocą Lucas'a, gdyż stopa zjechała jej w dół i straciła przy tym równowagę. Chwilę później wszyscy byliśmy na powierzchni, kiedy zorientowaliśmy się, że może nam się przydać łopata...

- Pójdę po nią. - powiedział szybko Sinclair. - Jest oparta o ścianę na dole, dajcie mi moment.

Tak jak powiedział, szybko wyszedł i zaczęliśmy naszą wędrówkę. Od chaty do kamieniołomów mieliśmy około dwadzieścia minut drogi, dzięki wszelakim, znajomym nam skrótom. Często chodziliśmy tamtędy z El, więc znałem tę ścieżki jaj własną kieszeń. Szedłem z przodu, pozostali w odstępie ode mnie o około trzy metry. Zaczynałem się denerwować, nie chciałem odkopywać zwłok, jednak nie mieliśmy innego wyboru i musiałem się z tym zmierzyć. Reszcie na pewno też się to nie uśmiechało.
Stanęliśmy przy skarpie, patrząc w dół na przejrzystą wodę, rozglądając się wokół.

- To na pewno to miejsce? - zapytała Max.

- Tak, pamiętam miejsce mojego skoku i widzenie w powietrzu. - przewróciłem oczami, trochę zirytowany.

- Zachód jest w tamtą stronę. - wskazał ręką Dustin. - Musimy tylko liczyć kroki i robić je mniej więcej takie, jak Hopper. Chodźcie.

Nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem, każde z nas skupiało się na liczeniu. Woleliśmy tak niż na głos, bo wtedy przeszkadzali byśmy sobie nawzajem. Kiedy doliczyłem do czterystu, zacząłem się martwić. Nie było widać żadnego gąszczu, nic. Po prostu sam las. Może to ja źle liczyłem? Może Dustin wskazał nam zły kierunek geograficzny? Starałem się nie zrażać i nie mieć wątpliwości, jednak nie umiałem przestać.

- Patrzcie! - krzyknął Lucas. - To tam, na prawo!

Rzeczywiście, miał rację. Znajdowało się tam opisane miejsce, trochę z boku, może dla zmyłki, żeby nikt nie pomyślał, że będzie to na wprost. Porzuciliśmy liczenie kroków i ruszyliśmy pędem w tamtym kierunku. Przedostaliśmy się przez liście i zamarłem. Wierzba płacząca stała na środku małej polanki, dokładnie tak, jak opisał to Hopper. Skąd wiedział o istnieniu tego miejsca? Sam nigdy bym na takie nie natrafił.

- Czyli trafiliśmy. - zauważyła nerwowo Max.

Podszedłem do drzewa, nagle dostrzegając coś zaskakującego.

- Odwrócony krzyż. Czy to ma sugerować demony czy coś w tym stylu? - przeszedł mnie dreszcz, resztę tak samo. - Dobra, nieważne. Czas zacząć kopać.

Robiliśmy to na zmianę, przez dwie godziny. Ja, Dustin, Lucas. Max odpuściliśmy, bo chyba nie była na to gotowa. Gdy tylko dotarliśmy do folii, zamarłem. Spojrzeliśmy na siebie nawzajem, odgarniając czarną ziemię i odsłaniając więcej i więcej. Wziąłem głęboki oddech, i otworzyłem wór. Wydobył się z niego obrzydliwy smród, a nam ukazała się rozkładająca, gnijąca głowa doktora Martina Brennera. Max odsunęła się od drzewa, zaczynając wymiotować, Lucas poszedł pomóc jej się uspokoić, Dustinem wstrząsały torsje, a ja nie czułem nic. Żadnej reakcji, po prostu stałem nieruchomo, wpatrując się w zapadnięte oczodoły trupa.

----------

Maraton uznaję oficjalnie za zakończony. Nie powiem, było to dla mnie nie lada wyzwanie. Parę wpadek z czasem publikowania było, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :)) Jeżeli wam się podobało, to bardzo się cieszę ❤️ Następny rozdział pojawi się w piątek, muszę trochę odpocząć i zebrać myśli, żeby pisać kolejne rozdziały. Dziękuję za każdą gwiazdę i miły komentarz 🥰 Do następnego!

Far Away From You | MILEVENWhere stories live. Discover now