Chata

318 21 4
                                    

PERSPEKTYWA MIKE'A:

Postanowiłem nie zwlekać z tym, co obiecałem El. Zaraz po lekcjach nie miałem zamiaru wracać do domu. Był to wyjątkowo długi poniedziałek, a ja nie mogłem usiedzieć w miejscu. Był to pierwszy dzień nauki w nowej szkole El i Will'a. Nie mogłem się doczekać, aż dziewczyna zadzwoni do mnie wieczorem i zda relację. Miałem nadzieję, że oboje sobie radzą. Sam miałem misję do wykonania.
Od śmierci Hopper'a byliśmy wszyscy razem w chacie tylko dwa razy, a El raz. Całą drużyną pojechaliśmy tam około dwa dni po wydarzeniach ze Starcourt. Nawet Max z nami była, chociaż śmierć przyrodniego brata dosyć ją przytłoczyła. El nie była w stanie zobaczyć swojego domu, wciąż się regenerowała po walce i przeżywała, to, co się stało. Pojechaliśmy, żeby zobaczyć co ocalało i żeby ewentualnie przekazać rzeczy dziewczynie.
Mało co tam było. Większość ubrań się spaliło, meble były rozwalone, pokój El w ruinie. Zaczęliśmy podnosić deski, szukać czegokolwiek, co można byłoby dać dziewczynie w formie pamiątki i odzyskania cząstki życia, która tak szybko została jej odebrana. W pewnym momencie Lucas podniósł telefon El, który zachował się w idealnym stanie. Byliśmy w szoku. Potem znaleźliśmy skrawki spalonych książek, naczynia i inne śmieci, które już się do niczego nie nadawały. Ucieszyłem się na widok bransoletek i kasetki, w której przechowywała ważne dla niej rzeczy i od razu spakowałem je do torby. Niestety nic nie zostało, co mogłoby przypomnieć jej o zmarłym ojcu. Jedynie jego odznaka i kapelusz, które El trzymała w pokoju gościnnym Byers'ów. Zachowały się tylko dlatego, że były w samochodzie. Patrzyliśmy na gruzowisko smutni i zrezygnowani. Liczyliśmy na więcej niż było to możliwe.
Drugi raz przyjechaliśmy z El, tym razem w komplecie, żeby ją wesprzeć. Jechaliśmy na moim rowerze, dziewczyna oplatała mnie mocno ramionami, tuląc twarz do moich pleców. Im byliśmy bliżej, tym bardziej zacieśniała uścisk. Nie przeszkadzało mi to. Była spięta i zdenerwowana.
Zostawiliśmy pojazdy pięćdziesiąt metrów od miejsca docelowego, bo postanowiliśmy dojść tam pieszo. Trzymałem El za rękę, a Max robiła to samo po jej drugiej stronie. Gdy naszym oczom ukazała się mała polanka i zaraz potem to, co było do niedawna domem, dziewczyna puściła nasze dłonie. Powoli, niepewnie stawiała kroki. Z bezsilności upadła na kolana i zaczęła głośno szlochać. Od razu znalazłem się wtedy przy niej i mocno objąłem. Nic więcej nie mogłem zrobić, jak tulić ją w chwili, kiedy wszystko przestało mieć dla niej sens.

Nie wspominam dobrze tego dnia, był przygnębiający i okrutny dla nas wszystkich. Same myślenie o tym przywołuje smutek.
Zaraz po opuszczeniu terenu szkoły skręciłem w kierunku, którym już prawie wcale nie jeździłem. Z resztą rozstałem się pod wejściem; Lucas i Max wybierali się do domu chłopaka, a Dustin planował odwiedzić bibliotekę. Powiedziałem im wcześniej, gdzie jadę, nie było sensu trzymać tego dla siebie.

- Myślisz, że coś jeszcze znajdziesz? - zdziwił się Lucas. - Minęło sporo czasu, odkąd ostatni raz tam byliśmy i nie sądzę, że cokolwiek się zachowało.

- Możesz się tam przejechać, ale nie licz na wiele, bo się zawiedziesz. - powiedziała Max.

- Robię to dla El, ona już nie ma takiej możliwości, nawet gdyby chciała. - westchnąłem. - Zdam wam relacje jutro, jeśli coś znajdę. - na tym skończyliśmy temat.

Nie minął nawet kwadrans, a już skręcałem w dobrze mi znaną dróżkę. Zaczynała już zarastać, odkąd Hopper przestał nią codziennie jeździć. Za niedługo ciężko będzie się dostać do chaty.
Specjalnie tego dnia wziąłem grubsze ubrania, nie miałem pojęcia ile czasu spędzę w tamtym miejscu. Zsiadłem z roweru od razu, kiedy wjechałem na polanę. Rzuciłem go na trawę i podszedłem do miejsca, które było domem Hopper'a i El. Prezentowało się gorzej, niż ostatnim razem, drewno zaczęło się rozkładać, a leśne zwierzęta pozabierały szczątki ubrań i innych przedmiotów, zapewne do wypełnienia swoich schronień. Wszedłem na podest, który niebezpiecznie zaskrzypiał pod moim ciężarem, stawiając ostrożnie kroki. Podnosiłem deski, sprawdzając dokładnie każdy kąt, ale nie miałem nadziei na znalezienie czegokolwiek. Wcale nie musiałem tego robić, ale po prostu chciałem. Chciałem to zrobić dla mojej dziewczyny.

Już miałem zejść na trawę, ale straciłem grunt pod nogami i spadłem około metr w dół. Przez szok wywołany tym nagłym ruchem nie pomyślałem o tym, żeby ratować się przed upadkiem i runąłem na ziemię. Nie było to przyjemne doznanie, chociaż rozkładające się kartony odrobinę zamortyzowały mój upadek. Rozejrzałem się wokół i było ich więcej. Nie przypominałem sobie, by El mówiła mi kiedykolwiek o tym miejscu. Niestety nie wziąłem latarki, przez co kompletnie nic nie widziałem, szczególnie że zaczynało się już ściemniać. Przeklinałem siebie za to w myślach. Nie było sensu wyjmować wszystkiego, kiedy na zewnątrz i tak nie byłoby nic widać. Stwierdziłem, że zapytam o to miejsce El i jeżeli będzie trzeba, to wrócę z resztą i przeszukamy te rzeczy razem.

Far Away From You | MILEVENWhere stories live. Discover now