Rozmyślenia El

238 15 3
                                    

PERSPEKTYWA EL:

Tamtą noc spałam razem z Joyce. Nie byłam w stanie zasnąć sama, we własnym łóżku. Kiedy mnie objęła, układając głowę tuż obok mojej, poczułam się bezpiecznie, zaopiekowała się mną i byłam jej z tego powodu bardzo wdzięczna.
Następnego dnia w szkole, myślałam że popłacze się w każdej sekundzie. Przed oczami wciąż rozgrywał mi się tamten koszmar, czułam się, jakbym była na krawędzi, byłam zła na Mike'a i aż się we mnie gotowało. Była to wybuchowa mieszanka emocji, chwilami wręcz Will musiał mnie uspokajać, żebym nie wybuchnęła głośnym szlochem albo nie zaczęła krzyczeć na całe gardło. Evelyn również widziała, że coś jest nie tak, jednak starała się o tym nie wspominać. Nie znałyśmy się zbyt dobrze, żebym mogła jej mówić o takich rzeczach. Byłyśmy już dobrymi koleżankami, to głównie z nią spędzałam czas w szkole, jednak jeszcze nie miałam do niej pełnego zaufania. Miło mi było, że przyjęła mnie z otwartymi ramionami, pomogła się odnaleźć, chociaż wciąż czułam się kompletnie nowa w tym środowisku, musiało minąć jeszcze trochę czasu, żebym się w pełni odnalazła.
Na historii siedziałam, gryząc długopis, zamiast paznokci, bo pozbyłam się już tego nerwowego nawyku. Pisałam notatki z tablicy, nie słuchając kompletnie nauczyciela. Myślami byłam w Hawkins, grzebiąc w kartonach pod chatą. Ile rzeczy tam było, które reszta uznała za bezużyteczne śmieci? Miałam ochotę od razu po powrocie do domu do nich zadzwonić, ale była dopiero godzina jedenasta i musiałam jeszcze trochę poczekać. Pod ławką noga podskakiwała mi cały czas, zaglądałam przez okno, patrząc na spadające liście.

- Uspokój się Jane. - szepnął Will, naciskając na moje przybrane imię, żeby sprowadzić mnie na ziemię.

Posługiwałam się nim tylko przy ludziach, wychodząc do sklepu, w szkole. Jeżeli ktoś usłyszał, jak moi przyjaciele mówią mi El, od razu tłumaczyliśmy, że to pseudonim. Tatuaż zrobiony w Laboratorium codziennie przykrywałam podkładem, w który zaopatrzyła mnie Joyce lub zakładałam w to miejsce bransoletki albo grube gumki do włosów. Gdyby ktoś zauważył, że miałam tatuaż w tak młodym wieku, mogliby zacząć drążyć, a tego nie chcieliśmy.
Czułam się, jakbym nie mogła być sobą. Tłumaczyli mi, że kolejni ludzie mogliby chcieć prowadzić na mnie eksperymenty, ale taka po prostu byłam prawdziwa ja i musiałam to przed wszystkimi ukrywać. Odkąd straciłam moce, stałam się „normalniejsza", ale nie było mi z tym dobrze. Z mocami byłam w każdym calu sobą, czułam się bezpiecznie, bo umiałam się obronić i w razie potrzeby ocalić innych, którzy byli w potrzebie. Bez nich czułam się mała i bezbronna, czego po prostu nienawidziłam. Zawsze musiałam być niezależna, nikt w Laboratorium nie opiekował się mną tak jak teraz, tam musiałam przetrwać samotnie, z okropnymi ludźmi, wśród samych naukowców, odizolowana od świata. Do dzisiaj żałuję, że Brenner, którego tak długo nazywałam tatą, odebrał mi dzieciństwo i zamknął w klatce, niczym zwierzę. Naprawdę cieszyłam się, że zabił go Demogorgon, że o jednego złego człowieka jest mniej na tym świecie.
Resztę dnia szkolnego spędziłam na rozmowach z Evelyn i Sophią, która się do nas dosiadła i od razu ją polubiłam. Była z równoległej klasy, na pierwszy rzut oka była przekochana i wiedziałam, że złapiemy dobry kontakt.

Gdy tylko weszliśmy do domu, była prawie szesnasta. Wstąpiliśmy po lekcjach do sklepu, w którym pracowała Joyce i spędziliśmy tam trochę czasu. Myślałam, że nie wytrzymam. Wbiegłam po schodach, zamknęłam drzwi od mojego pokoju, wykręciłam numer. Czekałam i czekałam, jednak nie odbierał. Spróbowałam jeszcze ze trzy razy, ale jedynie odpowiedziała mi cisza. Byłam zawiedziona i zła na mojego chłopaka.

Far Away From You | MILEVENWhere stories live. Discover now