Jedyny taki w swoim rodzaju

315 17 6
                                    

PERSPEKTYWA EL:

Tak bardzo starałam się nie rozpłakać. Jego kojący głos był tak odległy. Nie mogłam wyciągnąć dłoni, by dotknąć jego twarzy i przeczesać czarne włosy. Chciałam, żeby był przy mnie i jak najmocniej przytulił. Nie miałam pojęcia jak mam sobie dać radę, to wszystko zaczęło mnie przerastać. Wszystkie emocje, jakie odczuwałam w ostatnim czasie, nagromadziły się i teraz zaczynały schodzić, tylko dzięki niemu. Miałam wrażenie, że coś we mnie pękło i nie było możliwości, aby to skleić. Tylko jedna osoba mogła to zrobić, druga nie żyła.
W końcu przestałam się kontrolować, łzy wypłynęły z moich oczu, zalewając policzki. Przygryzłam wargę, żeby powstrzymać drżenie ust i nadchodzący szloch, jednak na niewiele się to zdało. Po chwili płakałam do słuchawki telefonu, przepraszając chłopaka za nagły przypływ negatywnych emocji.

- Nie masz mnie za co przepraszać, naprawdę. Jesteś zdenerwowana, pozwól żeby to z ciebie uszło, słońce. Będę cały czas na linii, nigdzie się nie wybieram. Posłuchaj mnie teraz uważanie. Jesteś najcudowniejszą osobą jaką znam. Jesteś wyjątkowa, silna, odważna, piękna, mądra, czarująca i niezwykle empatyczna. Sprawiasz, że codziennie się uśmiecham. Wiem, że się boisz, ale dasz sobie radę, bo przeszłaś już w życiu tak wiele trudności, walczyłaś o siebie i nigdy się nie poddałaś. Zaszłaś już tak daleko, a to tylko kolejna górka, pod którą bez problemu wejdziesz. Wierzę w ciebie, ty też powinnaś słońce. - mówił do mnie, a ja nie mogłam uwierzyć, że tak dobrze o mnie myśli.

Powtórzył to jeszcze ze dwa razy, a ja postanowiłam zebrać się w sobie, chociaż nie było łatwo. Powoli przestałam szlochać, jedynie pociągałam nosem, spływające łzy zaczęły zwalniać, coraz mniej ich wypływało z moich oczu. Zaczęłam głęboko oddychać, mając nadzieję, że mnie słyszy i wie, że dalej jestem na linii. Minęło może parę minut i dopiero wtedy byłam w stanie cokolwiek powiedzieć.

- Dziękuję, że jesteś. - wyszeptałam, opadając na poduszkę.

- Hej, nie musisz mi za nic dziękować, od tego przecież jestem. Zawsze będę cię wspierał, pamiętaj o tym. - na te słowa uśmiechnęłam się lekko.

Zaczęliśmy gadać o zwykłych rzeczach. Opowiadał mi co u reszty, że też tęsknią i co aktualnie porabiają w Hawkins. Max i Lucas są ponownie zgodną parą, bardzo się z tego faktu cieszę. Dustin znów wpadł na jakiś pomysł i będą go realizować. Tak bardzo chciałabym być z nimi i pomóc. Może nawet razem wpadli byśmy na pomysł, jak przywrócić moje moce. Wiedzieli, że mi ich brakuje i że nie czuję się sobą. Ja z kolei opowiedziałam mu o moim nowym pokoju, w którym mogłam się w ciszy zaszyć, o całym domu, który był całkiem przytulny. Mówiłam jak dobrze mi się układa z Byers'ami i że Joyce traktuje mnie jak córkę, a Jonathan jak młodszą siostrę. Dalej ubolewałam nad faktem, iż w szkolnych papierach będę nosić nazwisko Jane Byers. Zawsze będę El Hopper i nic to nie zmieni.

- To dla bezpieczeństwa, dobrze o tym wiesz. W dokumentach jesteś córką Joyce i ona jest twoją prawną opiekunką, gdyby było w nich inaczej, ktoś mógłby nabrać podejrzeń.

- Wiem wiem, to mogłoby się źle skończyć. - westchnęłam. - To nie tak, że nie chcę należeć do tej rodziny, bo czuję się z nimi dobrze, ale bez Hop'a to nie to samo i nigdy nie będzie.

- Zdaję sobie z tego sprawę, nie musisz czuć się winna z tego powodu. - nie musiałam nawet tego mówić, doskonale wiedział o co chodzi, rozumiał mnie jak nikt inny.

- Ale tak mam i nic nie mogę na to poradzić. Jestem im wdzięczna za wszystko, naprawdę, ale wolałabym być teraz w Hawkins i próbować odbudować chatę.

- Nie wiem czy coś by to dało. - westchnął. - Jest całkiem zniszczona, ale jeśli chcesz, mogę w najbliższym czasie się tam wybrać i zobaczyć co i jak.

- Mógłbyś? - poczułam narastającą ekscytację.

- Dla ciebie wszystko.

- Jesteś kochany. - uśmiechnęłam się szeroko, a humor wyraźnie mi się poprawił. - Wiesz co, nie obraź się, ale chyba spróbuję się przespać. Zadzwonię po pierwszym dniu szkoły, w porządku?

- Pewnie, odpocznij sobie. Kocham cię El.

- Ja ciebie też kocham Mike. - tak bardzo chciałam poczuć jego usta na moich. - Dobranoc. - odłożyłam słuchawkę na widełki, po czym przykryłam się szczelnie kocem.

Powoli zaczęłam odpływać, jednak ten błogi stan przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam odrobinę głowę, widząc Joyce, stojącą w progu. Uśmiechnęła się smutno, następnie siadając przy mnie na łóżku. Wyciągnęła rękę, żeby zacząć przeczesywać nią moje włosy.

- Słyszałam jak płakałaś i Will mówił, że Mike dzwonił. Wszystko w porządku? - zapytała z troską.

- Teraz tak, wtedy po prostu potrzebowałam, żeby zeszły ze mnie złe emocje. - odpowiedziałam, patrząc prosto w jej oczy.

- Czyli teraz jest lepiej? Dobrze, że z nim porozmawiałaś, wiem że jest dla ciebie wyjątkowy.

- Jedyny w swoim rodzaju. - uśmiechnęłam się słabo, czując zmęczenie.

- To też wiem. Jeżeli będziesz mnie potrzebować, to wołaj, dobrze? Nie będę ci już przeszkadzać, prześpij się kochanie. - pocałowała mnie w czoło, kierując się w stronę wyjścia.

Zrobiło mi się ciepło na sercu, jednak nie miałam czasu, żeby o tym myśleć, bo po prostu odpłynęłam.

---------------
Hejka! Zaliczyłam taki przypał, że nie wierzę🤦🏽‍♀️ Chciałam dokończyć ten rozdział i zamiast zapisać zmiany, to go opublikowałam, myślałam że na zawał zejdę🥴 Jeżeli coś wam przyszło, to przepraszam za wprowadzenie w błąd, rozdział tak jak miał być, tak jest o 10, a ja muszę bardziej uważać, jak coś klikam😅 Miłego dnia!💗

Far Away From You | MILEVENKde žijí příběhy. Začni objevovat