Rozmowa

349 21 5
                                    

PERSPEKTYWA EL:

Zostały dwa dni do rozpoczęcia nauki w nowej szkole. To, że się stresowałam to mało powiedziane. Fakt, że Will miał być razem ze mną, dodawał mi otuchy. Przejdziemy to razem, jakoś. Mam wrażenie, że powoli się do mnie przekonuje. Więcej rozmawiamy, siedzimy razem. Nigdy tak naprawdę nie miałam okazji go poznać; zawsze był Mike, chłopcy osobno, ja miałam wypady i nocowania z Max plus dużo czasu spędzaliśmy wszyscy razem. Nie było momentu, kiedy spotkalibyśmy się tylko we dwoje. Teraz wylądowaliśmy razem w obcym mieście, będziemy przed wszystkimi udawać bliźnięta, które nie są do siebie podobne. Joyce to jakoś specjalnie nazwała, ale nie zrozumiałam. Miałam tylko nadzieję, że nikt się nie zorientuje i nie zauważy również tego, że dalej mam braki w nauce. Hop i drużyna dużo poświęcili, żeby nauczyć mnie wszystkiego i pomóc zrównać się wiedzą, której nigdy nie miałam, bo w Laboratorium nie zależało im na tym, tylko na moich mocach i co dzięki nim osiągną.

Na wspomnienie o tamtym okropnym miejscu, które zostało zamknięte i opuszczone, mimowolnie zadrżałam.

- Wszystko w porządku? - Will stanął w moich drzwiach, nawet nie zorientowałam się, kiedy się pojawił.

- Tak, po prostu coś sobie przypomniałam. - wytarłam spocone dłonie o spodnie i uśmiechnęłam się nerwowo.

Chłopak zmarszczył brwi, jednak nie kontynuował tematu. Jedynie podszedł i położył się na moim łóżku.

- Naprawdę chcę wrócić do Hawkins. Tutaj to nie to samo i nigdy takie nie będzie. - westchnął i wsunął ramię pod głowę. - Jeszcze ta nowa szkoła. Chyba możemy na siebie liczyć, co nie? Wiem że nigdy jakoś bardzo się nie przyjaźniliśmy, a w wakacje była między nami napięta atmosfera. Teraz jesteśmy praktycznie rodzeństwem, więc było by miło zacząć od początku i wspierać się wzajemnie, co ty na to? - podniósł się i posłał mi niepewny uśmiech.

W oczach zebrały mi się łzy wzruszenia. Jednak zależało mu, żeby wszystko wyjaśnić i żeby było między nami dobrze. Z Jonathan'em i Joyce już się świetnie dogadywałam, naprawdę mogłam traktować ich jak moją rodzinę, ale tylko Will trzymał się na dystans. Momentami prawie nie rozmawialiśmy, a mieszkaliśmy w jednym domu. Teraz mogło się to zmienić i wreszcie coś ułożyło by się w moim życiu. Nigdy nie zastąpią mi Hopper'a, mojego kochanego tatę, ale mogę przynajmniej mieć rodzinę. Nie jestem sama.
Przysunęłam się i objęłam go jak najmocniej potrafiłam. Chłopak od razu odwzajemnił gest, układając głowę na moim ramieniu. Poczułam się dobrze, wreszcie wszystko zostało wyjaśnione.
Odsunęliśmy się dopiero po dłuższej chwili, od razu otarłam łzę, którą spłynęła mi po policzku.

- Nie mów nic Mike'owi, bo jeszcze pomyśli, że korzystam z okazji, że jest daleko, żeby poderwać jego dziewczynę. - zaśmiał się, poprawiając włosy.

- Przecież jesteśmy teraz rodzeństwem, tak nie można. - uśmiechnęłam się. - Takie coś się jakoś nazywa, słyszałam to słowo, ale go nie pamiętam. - zamyśliłam się.

- Kazirodztwo. - zaśmiał się. - Do tego nigdy nie dojdzie. Będziemy idealnym udawanym rodzeństwem. Ale jak tak teraz myślę, to pewnie gdyby nie ta sytuacja prędzej czy później stalibyśmy się rodziną.

- Co masz na myśli? - zmarszczyłam brwi.

- No moja mama i szeryf chyba ze sobą kręcili. Gdyby nie to, że odszedł, pewnie zostalibyśmy w Hawkins, a oni spróbowali by być razem. Pasowali do siebie, na pewno lepiej niż mama z moim ojcem. - uśmiechnął się słabo. - No dobra, pójdę już do siebie. Jak będziesz czegoś potrzebowała czy coś, to wolał lub przyjdź. - powiedział, po czym wyszedł, zamykając drzwi.

Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co powiedział. Miało to sens. W wakacje Hop dużo wychodził, czasem widziałam ich razem w mieście, kiedy szłam do biblioteki. Razem przyjechali, żeby nam pomóc w Star Court. Może naprawdę byliby teraz razem i bylibyśmy w naszym prawdziwym domu, a nie tutaj. Bylibyśmy szczęśliwi.

Opadłam na poduszki, spoglądając przez  okno. Niebo było szare, robiło się coraz ciemniej, dnia ubywało. Wolę, kiedy jest jasno, noc i ciemność przypominają mi o zbiorniku w Laboratorium i inne złe rzeczy, o których wolałabym nie pamiętać. Przypominają mi też, kiedy budziłam się w środku nocy pokryta potem, dopiero co wyrwana z przerażającego koszmaru. Hop wbiegał wtedy do mojego pokoju, żeby następnie mocno przytulić. Siedział tak ze mną, dopóki się nie uspokoiłam, po czym dawał mi do wypicia ciepłe mleko. Siedział przy mnie, dopóki nie zasnęłam, głaszcząc moje włosy. Wtedy wszystkie złe myśli odchodziły, czułam się bezpiecznie, kiedy był przy mnie. Nie musiałam się sama bronić, tak jak to zawsze robiłam. Chronił mnie przed koszmarami, złymi ludźmi, był niczym tarcza. Opiekował się mną jak nikt inny.

Zamrugałam oczami, wyrywając się z tych wspomnień. Podniosłam się odrobinę, sięgając do pierwszej szuflady szafki nocnej. Wyjęłam z niej list, który przeczytałam już tyle razy. Na papierze było widać ślady po moich łzach. Przytuliłam go mocno, ostatnie co mi po nim zostało. Popatrzyłam na niebo, które zrobiło się bardziej przejrzyste. Było widać gwiazdy. Dostrzegłam najjaśniejszą z nich i przyglądałam się jej. Miałam nadzieję, że pilnuje mnie, tak jak zawsze mi o nich opowiadał. Kocham cię tato.

Far Away From You | MILEVENWhere stories live. Discover now