Najlepszy prezent na gwiazdkę

Start from the beginning
                                    

Louis wydął dolną wargę, zakładając ręce na piersi. Miał już tego dość. Przecież nie był obłożnie chory. Ciąża to nie choroba.

 - Czy jest chociaż jednak rzecz, którą mogę zrobić, a wy nie będziecie się mnie czepiać? – zapytał oburzony.

 - Tak, odpoczywać – odpowiedział Harry, krzywiąc się, kiedy Doris zaczęła ciągnąć go za loki, a Anne i Jay go poparły.

*****

Siedzieli przy bogato zastawionym stole, zajadając się pysznymi potrawami przygotowanymi przez Anne i Jay. Towarzyszył im gwar spowodowany wesołymi rozmowami i świątecznymi piosenkami, które leciały w tle. W rogu pomieszczenia błyszczała choinka, a za oknem płatki śniegu powoli opadały na ziemię. 

Kolacja powoli dobiegała końca. Louis siedział, opierając głowę na ramieniu Harry’ego, który go obejmował i przysłuchiwał się opowieści Gemmy, z jej podróży do Japoni. Jego dłoń spoczywała na sporym brzuchu i delikatnie go gładził.  Wzdrygnął się nagle, czując mocny skurcz, a na jego twarzy wstąpił grymas.

 - Louis, wszystko dobrze? – głos Harry’ego był na tyle głośny, aby inni usłyszeli. W momencie zapadła cisza i wszyscy spojrzeli w ich kierunku.

 - TaAAAAAAAAAAAAA! – krzyk przerwał jego odpowiedź, kiedy ponownie pojawił się skurcz, tym razem mocniejszy. Szatyn zacisnął zęby, aby ponownie nie krzyknąć.

 - Louis co się dzieje – Harry czuł jak ogarnia go panika. Louis siedział obok niego skulony na krześle trzymając się za brzuch.

 - Haz, ja chyba rodzę – udało mu się powiedzieć.

 - CO?! – przez moment wszyscy wpatrywali się w niebieskookiego, jednak gdy tylko się otrząsnęli od razu wstali od stołu. Anne pobiegła zadzwonić do lekarza Louisa, Jay od razu znalazła się przy swoim najstarszym dziecku uspokajając go i przypominając o oddychaniu, Gemma zabrała rodzeństwo Louisa na górę, aby nie goniły i nie przeszkadzały, Harry pobiegł po torbę z rzeczami szatyna, a Dan i Robin udali się już odpalać samochody, aby mogli jechać do szpitala.

 - Nic z tego – lekko spanikowana Anne weszła do salonu.

 - Co? – Jay spojrzała na nią marszcząc brwi. Nie rozumiała o czym mówiła kobieta.

 - Dzwoniłam do doktor Lucas. Nie możemy zabrać Louisa do szpitala – wytłumaczyła.

 - Jak to? – w tym momencie w pomieszczeniu pojawił się Harry.

 - Wszystkie są przepełnione. Nie przyjęliby Lou.

 - To co, ona ma tutaj rodzić?

 - Na to wygląda – westchnęła podenerwowana – Doktor Lucas powiedziała, że w tej chwili odbiera inny poród i postara się przyjechać najszybciej jak będzie w stanie.

 - Co teraz? – Harry zaczął krążyć po pokoju, ciągnąc się za loki.

 - Spokojnie Harry – Jay próbowała uspokoić Stylesa – Najlepiej zaprowadźmy Louisa do sypialni. Cała rodzina nie musi widzieć porodu. Anne pomożesz nam. Damy radę.

No tak, teraz zarówno Harry jak i Anne przypomnieli sobie, że Jay jest położoną, dodatkowo sama urodziła 7 dzieci.

Po chwili drzwi sypialni zostały zamknięte i oprócz ich czwórki nikt inny nie został tam wpuszczony.

Louis leżał na łóżku starając się głęboko oddychać. Z jego gardła co chwilę wydostawały się krzyki, które próbował zagłuszyć zaciskając zęby. Harry siedział obok niego, co jakiś czas przecierając mu spocone czoło i odgarniając z niego zabłąkane kosmyki.

 - Harry – błękitne, załzawione tęczówki spojrzały na loczka – Harry, to tak cholernie boli.

 - Wszystko będzie dobrze skarbie – pocałował go w czoło – Dasz radę.

 - N-nie zostawiaj mnie – poprosił. Dopiero teraz do niego dotarło, że nie będzie rodził w szpitalu tylko w domu i nie wiadomo, czy przy tym będzie lekarz. Bał się.

 - Nigdzie się nie wybieram – odpowiedział.

*****

Poród był długi i bardzo męczący. Nie obyło się bez krzyków i przekleństw Louisa, który zarzekał się, że nie pozwoli, aby Harry go ponownie pieprzył. Niestety doktor Lucas, nie zdążyła na poród. Przybyła  w momencie, kiedy maleństwo przyszło na świat. Jednak przebadała dziecko, stwierdzając, że wszystko jest w porządku i kazała młodym rodzicom w ciągu kilki najbliższych dni przyjechać na wizytę kontrolną.

Teraz Louis leżał obolały i zmęczony, ale odświeżony w czystej pościeli, opierając się o zagłówek. W ramionach trzymał swoje dziecko, zawinięte w różowy kocyk, a obok niego, znajdował się Styles, obejmując delikatnie ukochanego. Reszta rodziny dała im kilka chwil, aby mogli je spędzić tylko w trójkę.

 - Jest śliczna – Harry nie potrafił oderwać wzroku od swojej córki.

 - Tak – westchnął Louis, głaszcząc dziecko po pulchnym, zarumienionym policzku – Emma to najlepszy prezent na gwiazdkę jaki mogliśmy dostać.

 - Jest idealnym gwiazdkowym prezentem – przeniósł spojrzenie na swojego ukochanego – Jestem z ciebie dumny – pocałował Louisa w czoło – Dałeś radę.

Szatyn obdarzył go promiennym uśmiechem, lekko wyciągając szyje i cmokając loczka w usta.

 - Mogę? – Harry spojrzał na małą.

Louis bez słowa podał mu ich córkę. Styles nie mógł uwierzyć jak drobna, bezbronna i delikatna była. Teraz był za nią odpowiedzialny, musiał o nią dbać. To było niezwykłe, jak on i Louis mogli stworzyć coś tak ślicznego.

Usłyszeli pukanie, a po cichym proszę w sypialni pojawiła się prawie cała rodzina – za wyjątkiem Doris i Ernesta, którzy prawdopodobnie już spali.

 - Poznajcie Emme – powiedział, powoli podnosząc się z łóżka i podchodząc do reszty -  Nasz gwiazdkowy prezent.

Prompts - LarryWhere stories live. Discover now