letslarreh: louis jest w 9 miesiącu ciąży a lada dzień wigilia przy niefortunnym zdarzeniu przy kolacji świątecznej louis zaczyna rodzić jednak szpitale są przepełnione i nie ma jak pojechać.Pozostaje urodzić mu w domu. Malec rodzi się zdrowy i harry i louis zdają sobie sprawę,że to idealny prezent na gwiazdkę.Poproszę fluffu świątecznego a koniec już zostawiam tobie kochanie.
Uwagi: mpreg
********************************
Wszedł do salonu przecierając jeszcze zaspane oczy. Jego loki były w całkowitym nie ładzie, odstając każdy w inną stronę. Ziewnął głośno, rozciągając się, aż usłyszał strzykanie kości. Uchylił swoje powieki i zamarł widząc swojego męża klęczącego na ziemi i myjącego podłogę.
- Louis! – krzyknął podchodząc do szatyna, który uniósł głowę słysząc swoje imię – Mogę wiedzieć co ty robisz? – chwycił go, pomagając mu się podnieść.
- A na co ci to wygląda? – spytał – Harry, jutro wigilia. Przyjeżdżając do nas nasze rodziny, a my nie mamy nic gotowe.
- Louis, jesteś w 9 miesiącu ciąży. Za kilka dni masz termin, nie wolno ci się przeciążać. Musisz odpoczywać – loczek sam nie wiedział, który raz z kolei tłumaczył to ukochanemu.
- Ale Harry, nic nie jest gotowe. Trzeba posprzątać, ubrać choinkę, przygotować potrawy.
- Louis, jest 8.00. Dopiero powinieneś wstawać. Po za tym nasze matki powiedziały, że przyjadą dzisiaj, aby pomóc w przygotowaniach.
- Harry to my je zaprosiliśmy na święta, to my powinniśmy wszystko przygotować, zamiast je wykorzystywać – szatyn nie dawał za wygraną.
- Louis, przecież nie wykorzystujemy ich. Wiedzą jak wygląda sytuacja i same to zaoferowały, abyś mógł odpoczywać – wyjaśnił.
- Harry – jęknął.
- Nie Lou – Styles stał się teraz bardziej stanowczy – Idziesz do sypialni, albo kładziesz się na kanapie i odpoczywasz. Nie chcę widzieć, abyś pracował. Rozumiesz?
- Tak – westchnął zrezygnowany.
Harry uśmiechnął się, cmokając Louisa w czoło i pchnął go w stronę kanapy, chcąc mieć pewność, że chłopak na pewno już nic nie będzie robił. Kiedy szatyn wygodnie się ułożył, przykrył go kocem i złożył lekki pocałunek na jego ustach.
Nie ukrywał, że był już lekko zmęczony zachowaniem Louisa. Szatyn zachowywał się jakby nie pamiętał o swojej ciąży i robił wiele rzeczy, których nie powinien. Harry musiał mieć go cały czas na niego oko, dodatkowo Louis obrażał się, kiedy loczek go upominał i czegoś nie pozwalał mu zrobić.
- Posprzątam to – wskazał głową na wiadro z wodą i mokrą szmatę – a później zrobię ci śniadanie. Na pewno jesteś głodny – przesunął głowę, zatrzymując się na przy sporym brzuchu chłopaka – Ty pewnie też coś byś zjadła, prawda kruszynko? – pocałował brzuch szatyna i odsunął się, spoglądając w błyszczące oczy Louisa.
*****
- Louis – ostrzegawczy ton Jay rozniósł się po kuchni – Odstaw Doris na ziemię.
Anne i Jay siedziały w kuchni przygotowując dania na kolację. Odkąd przyjechała, podobnie jak Harry, zabraniały Louisowi pracy. W tej chwili jego jedynym zadaniem był odpoczynek.
- Płakała, to co miałem zrobić? – oburzył się, cały czas trzymając swoją 1,5 roczną siostrę i spoglądając na jej załzawione oczy.
- Zawołać Lottie, lub Fizzy – odpowiedziała Jay.
- Co się dzie… - w pomieszczeniu pojawił się Harry – Louis, daj mi ją – podszedł do męża zabierając od niego małą Doris – Wiesz, że nie wolno ci dźwigać – spojrzał na niego karcąco.