Rozdział 16

3.1K 203 21
                                    

zjebałam to, tak wiem. przepraszam. 

~~

          Od minionych zdarzeń Brooklyn czuła się wspaniale i naprawdę nie żałowała tego, że jednak postanowiła wybaczyć Luke'owi jego błędy z przeszłości. Wreszcie zauważyła bowiem, jak bardzo zależało na tym chłopakowi, a przede wszystkim jak wielkim uczuciem on ją dażył. Luke również po wieczorze tamtym odetchnął nareszcie pełną piersią, wreszcie spał spokojnie z myślą, że ponownie jest ona tylko jego i postanowiła jednak mu wybaczyć. Że jednak jego starania nie poszły na marne i było warto pomimo wszelkich trudności zsyłanych na ich drogę przez los. Brooklyn i Luke starali się spędząć ze sobą jak najwięcej czasu, praktycznie całe swoje dnie, jakby chcąc jakoś nadrobić te trzy stracone lata. Zawsze rankiem blondynka wstawała dość wcześnie, aby nawet pomimo okropnej pogody czy okropnego bólu głowy, spodowdowanego niewyspaniem się, odmaszerować do kawiarni i w niej cierpliwie oczekiwać na koniec zmiany Luke'a, który od tamtejszego wieczoru o wiele lepiej potrafił skupić się na swojej pracy, nie tracąc już czasu na wymyślanie kolejnych sposobów na odzyskanie siedzącej nieopodal blondynki. Po pracy zazwyczaj obydwoje udawali się na spacery, małe zakupy, spędzali czas w mieszkaniu Luke'a lub domu Brooklyn oraz zajmowali się zdecydowanie zaniedbanym przez dziewczynę starym sadem rodziców, który dzięki pomocy Luke'a wreszcie odżył. Z szarego, całkowicie pozbawionego życia miejsca stworzyli magiczne miejsce, w którym aż miało ochotę spędzać się całe swe dnie, a może nawet i noce. Wcześniej dość ponure drzewa teraz nabrały kolorów, mieniąc się w jasnych promieniach ciepłego słońca. Zagracona różnymi rupieciami trawa wreszcie nabrała swojego soczyście zielonego koloru, błyszcząc się niczym miliony diamencików rankiem w porannej rosie. Stara ławeczka wykonana kiedyś w dalekiej przeszłości przez pana Richardsona, wreszcie pozbyła się zbędnej roślinności, którą poczynała zarastać i odmalowana została na kolor biały, aby nadać temu miejscu jeszcze większej magii. Trzeba było przyznać, że naprawdę pogodzenie się wreszcie tej dwójki wyszło wszystkim na dobre i przyniosło same korzyści. Wreszcie Brooklyn znów zaczęła szczerze się uśmiechać, poczęła czerpać radość z życia. Luke także czuł się wyśmienicie mając dziewczynę u swego boku, a przede wszystkim szczerze się uśmiechał, kompletnie zapominając o swoim wcześniejszym zmartwieniu. Ich życie stało się na pewien czas istną sielanką, jakby los po tym czasie pełnym smutku i nostalgi postanowił wreszcie się do nich uśmiechnąć oraz sypnął w ich oczy odrobiną szczęścia, którego zdecydowanie im brakowało. 

          Niestety, Brooklyn oraz Luke zapomnieli o jednym, istotnym fakcie; to co dobre zawsze się kończy, a los lubi płatać nam mniej lub bardziej zabawne figle. Bawić się nami niczym własnymi marionetkami, ciągnąc za przypadkowe sznureczki, niszcząc często coś na co długo pracowaliśmy. Lubi nagle wszystko zmieniać o całe sto osiemdziesiąt stopni. Szczęście nigdy nie trwa długo, tak już zazwyczaj bywa w życiu. Także tym razem los nie chciał, aby szczęście to trwało zbyt długo i postanowił jednym, podstępnym ruchem wszystko zniszczyć. Nieco namieszczać, nieco to wszystko skomplikować. Zabawić się ich losem i zniszczyć tą całą sielankę powstałą pomiędzy ich dwójką. Bo to co dobre, nigdy nie trwa wiecznie. 

           Bo żadne z nich nie spodziewało się, że ta burza, której chcieli za wszelką cenę uniknąć kiedyś jednak się rozpęta...  

~~

          Brooklyn z nieskrywaną złością oraz udawanym znudzeniem sunęła swoimi znoszonymi trampkami po jasnej posadzce pierwszego poziomu galerii, do której zaciągnęła ją Cassie, idąca tuż przed blondynką. Dziewczyna także nie wyglądała na zbytnio zadowoloną, gdyż jej twarz zdobił delikatny grymas, wyraźnie można było wyczytać z niej ogromne zirytowanie, które nasilało się w dziewczynie z każdym wykonanym w przód krokiem. I nie był to kolejny jej nagły kaprys czy może zły nastrój, a miała ona do tego konkretne powody, a mianowicie zachowanie Brooklyn było dokładnym powodem jej zdenerwowania. Dziewczyna obiecała jej bowiem, iż ten dzień poświęci całkowicie jej osobie, spędzi z nią odrobinę czasu i nikt ani nic nie będzie im wstanie w tym przeszkodzić. Luke na ten jeden dzień miał zostać jakby całkowicie wymazany z pamięci Brooke, tak aby dziewczyna nie wspominała jego imienia, a kompletnie zatraciła się w spędzaniu czasu ze swoją przyjaciółką. Niestety, tak jak Cassie podejrzewała od samego rana, już na samym starcie, gdy tylko obydwie dziewczyny się spotkały z ust Brooklyn padło imię chłopaka. Dalsza dyskusja potoczyła się już gładko i takim właśnie sposobem skończyły więc spacerując po galerii obrażone jedna na drugą. Brooklyn czuła urazę do Cassie za to, że ta nie pozwoliła jej zadzwonić do Hemmingsa i poinformować go o jej dzisiejszych planach. Cassie natomiast miała za złe blondynce to, że nie dotrzymała słowa i ich rozmowa jak zwykle zbiegła na tą ścieżkę oznakowaną imieniem "Luke". W końcu brunetka wykończona kolejną trasą pokonaną przez nie w kompletnej ciszy, z bojową miną i chłodnym spojrzeniem obróciła się przodem do przyjaciółki oraz zmierzyła ją od dołu do góry, zakładając ręce na piersi. Ze zmarszczonymi brwiami i lekko wykrzywionymi ustami, zadarła dumnie swoją głowę oraz zaczerpnęła nerwowo powietrza w płuca. 

I Hate You ➡ l.hemmings ✔Where stories live. Discover now