Rozdział 15

3.6K 251 19
                                    

          Pomimo tego, że Brooklyn przyjęła jego przeprosiny i regularnie go odwiedzała oraz była przy nim w każdej swej wolnej chwili, on czuł że tak czy siak to powoli wraca. I zaczynało go to przerażać, ponieważ naprawdę nie miał ochoty przechodzić tego od początku. To był stan, w którym on czuł się źle. Nawet bardzo. Nie potrafił kontrolować nad sobą, jakby jakaś o wiele silniejsza od niego niewidzialna siła przejmowała kontrolę nad jego ciałem. Tak jakby nagle ktoś inny odpowiadał za chłopaka. Nienawidził tego. Nienawidził tego, że pomimo tego, jak bardzo chciał wtedy to wszystko zahamować nie potrafił nic zrobić, bo było to od niego silniejsze. Póki co na całe szczęście były to tylko zanoszenie się płaczem, nawet podczas jedzenia w samotności kolacji, czy podczas układania się do snu. Wiedział jednak, że to tylko cisza przed burzą i bał się, że w końcu ta 'burza' się rozpęta, a co najgorsze będzie przy tym Brooklyn. A nie chciał, aby ona widziała go w takim stanie. Nie chciał stać się w jej oczach zwykłym wariatem. Nie chciał przypadkiem zrobić jej krzywdy czy może pod wpływem tej niewidzialnej siły powiedzieć czegoś, czego długo by żałował. 

~~

          Z głośnym jęknięciem przeciągnął się na wszystkie strony na swoim obrotowym krześle oraz przeciągle ziewnął, zapominając całkowicie o zakryciu swoich ust dłonią. Następnie przetarł zmęczone oczy, które wręcz błagały o odrobinkę snu i powoli poczynały się zamykać, aby zaraz potem ponownie powrócić nimi do położonej na biurku kartki, całej zapisanej oraz pobazgranej koślawymi literkami. Był już na tyle zmęczony, że można wręcz powiedzieć, iż to co zdobiło tą kartkę właściwie nie było literami, nawet ich nie przypominało. Wyglądało to raczej niczym bliżej nieokreślone, chińskie znaczki, z których trudno byłoby się odczytać. Po dłuższym czasie wlepiania swojego mroźnego spojrzenia w kawałek papieru w końcu jego ciało poruszyło się, a z ust wydobyło się ciche mruknięcie niezadowolenia. Zaraz po tym ręka Luke'a jednym zwinnym ruchem zabrała kartkę sprzed jego nosa i zgniotła, odrzucając ją w stronę innych zużytych kartek, które tworzyły ogromnych rozmiarów stosik obok jego łóżka. Bowiem od wieczora usiłował wymyślić jakiś sensowny tekst, napisać piosenkę dla Brooklyn, którą planował zaśpiewać jej dwa dni później na przygotowanym przez niego ich wspólnym wieczorze. Dość długo planował go, dopracowywując wszystkie szczegóły i teraz pozostawała mu już tylko sprawa z piosenką, której nie miał nawet kawałka. Usiłował coś wymyślić, jednak za każdym razem wszystko kończyło się tak samo; obok jego łóżka powstawał cały stos spisanych kartek papieru, a on sam będąc wyczerpanym zasypiał na dywanie obok posłania, nie szczędząc sobie przy tym niemiłych epitetów kierowanych do samego siebie. Miał dziwne przeczucie, że i tym razem wszystko to skończy się tak samo, dlatego po kolejnej dłuższej chwili zastanowienia stwierdził, iż nie zamierza kontynuować swojej pracy oraz gwałtownie odsunął się od ciemnego biurka, ściągając ze swojej głowy kaptur granatowej bluzy. Nie miał pojęcia dlaczego nie potrafił niczego napisać. W końcu, gdy był w Anglii za każdym razem kiedy poczuł potrzebę wydobycia z siebie wszystkich swoich emocji, uczuć, przemyśleń po prostu brał kartkę oraz długopis i zaczynał pisać lepsze lub gorsze utwory. Bowiem odkąd pamiętał muzyka była mu bardzo bliska i czasami nawet mu pomagała. Zawsze po swoich "atakach" lubił właśnie włączyć stare radio swojej nieżyjącej babci, które stało zawsze na mahoniowej szafie w salonie i odpalić na nim pierwsze lepsze, stare krążki ulubionych wykonawców swojej mamy. Zazwyczaj to właśnie to pomagało mu się już ostatecznie uspokoić, o wiele bardziej ochłonąć. Zdarzało się nawet, że to właśnie jego matka po tych wszystkich nie miłych wydarzeniach pomimo swojego ogromnego szoku i lekkiego strachu przed synem, puszczała w salonie na cały dom jakieś uspokajające kawałki, aby Luke mógł się nieco odprężyć i chwilę później przybiec do jej sypialni, przepraszając ją za wszystko.

          Nagle w jego oczach, na samo wspomnienie tamtych zdarzeń, pojawiło się mnóstwo łez, które po chwili znalazły swoją drogę na jego polikach. Szybko otarł je więc rękawem bluzy i zdenerwowany wstał pospiesznie ze swojego wcześniejszego miejsca, ze wściekłością wpatrując się w leżące nieopodal kartki. I kiedy już miał się kierować w stronę łóżka, aby następnie zatopić się w miękkiej, jasnej pościeli, nagle gwałtownie się zatrzymał oraz delikatnie zmarszczył swoje czoło, wpatrując się przed dłuższą chwilę w leżący na biurku długopis. Przedmiot ten jakby poruszany przez jakąś niewidzialną siłę, począł powoli toczyć się w stronę krawędzi mebla, po chwili z głuchym łoskotem opadając na panele. Następnie skierował się w stronę Luke'a, aby zatrzymać się dopiero tuż przed chłopakiem, a dokładniej przed jego stopami, okrytymi ciepłymi, czarnymi skarpetkami. I wtedy jakby coś wpadło do jego głowy, jakby ta jedna nic nie znacząca sytuacja całkowicie go oświeciła. W jednej chwili natychmiast porzucił swoje wcześniejsze zamiary i ponownie opadł na znajdujące się za nim krzesło, wcześniej jednak zabierając do rąk czarny długopis. Nasuwając na swą głowę energicznym ruchem ręki kaptur granatowej bluzy z powrotem na jasne kosmyki jego włosów, przysunął się ponownie do biurka, chwytając kolejną kartkę papieru. Następnie delikatnie przygryzł końcówkę swojego języka idealnie prostymi zębami i z wcześniej skrywanym zapałem zabrał się za notowanie kolejnych słów, które z niezwykłą płynnością wypływały z jego ciała. 

I Hate You ➡ l.hemmings ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz