Rozdział XLV

5.7K 582 290
                                    


Zaciągnęłam Amandę do „Słodkiego Wspomnienia", bo wciąż była tak rozdygotana i przerażona, że nie zdołałaby się gdzieś dalej przemieścić. Zaczęła się uspokajać dopiero po kilku porządnych łykach gorącej czekolady. Usiadłyśmy koło okna, po przeciwnych stronach małego, metalowego stolika, a ja przez cały czas zastanawiałam się nad tym, co powiedziała.

Lilka. To była Lilka.

Okno wychodziło na ciągnące się wzdłuż ulicy dachy, na które zaczął spadać śnieg, prawie od razu roztapiając się w zetknięciu z nimi. Przeniosłam wzrok na Amandę. Jej oczy w końcu przestały przypominać dwa przerażone spodki.

– Lepiej? – zapytałam.

Pokiwała głową.

– Ja po prostu myślałam... że ona chce cię, no... zabić – ostatnio słowo ledwo przeszło jej przez gardło, zduszone i ciche.

To zawsze brzmiało strasznie, gdy wypowiadało się swoje obawy na głos. Ale to nie o to chodziło. Ta ampułka została czymś wypełniona... ale czym? Mężczyzna, w którego kurtkę się wbiła, uniósł się złością i gdy zapytałam, czy mogę tę ampułkę zobaczyć, oburzył się i powiedział, że zgłosi wszystko na policję i nie pozwoli, by bogate dzieciaki robiły sobie z niego żarty.

Po części go rozumiałam, w końcu myślał, że atak był wymierzony w jego stronę, no ale z drugiej strony okropnie mnie zirytował, bo odebrał jedyny dowód w sprawie. I może jedyną możliwość na zbadanie składu tego płynu.

– Spokojnie, nic się przecież nie stało... nic mi nie jest, widzisz? – Pokazałam dłonie i spróbowałam się uśmiechnąć, choć prawda była taka, że i ja byłam wystraszona. – A teraz już na spokojnie powiedz, co widziałaś. Od początku.

Wypiła jeszcze jeden łyk czekolady, odetchnęła i spojrzała na mnie poważnie.

– No dobra... to tak... jak rozmawiałyśmy, jakaś postać zatrzymała się po drugiej stronie drogi... taka jakaś zamotana w szalik i czapkę, więc nie wiedziałam twarzy... no ale... na początku nie zwróciłam na nią uwagi, ale pomyślałam, że ma taką samą kurtkę jak Lilka, choć wcześniej nie miała szalika i czapki... buty też miała te same... te ze złotymi sprzączkami. No ale Lilka wracała już do szkoły, więc myślałam, że to raczej nie ona. I wtedy sięgnęła do kieszeni i przykryła dłoń szalikiem, więc nie widziałam, co trzyma, ale zdziwiłam się, bo to wyglądało, jakby coś ukrywała... a gdy wpatrzyła się w twoje plecy, zrozumiałam, że to nic dobrego... bo to wyglądało jakby w ciebie celowała. No i pomyślałam... że no wiesz... to pistolet, czy coś takiego i wtedy... – nabrała oddech i wypuściła powietrze, zanim znów podjęła: – ...wtedy cię odepchnęłam, a to coś trafiło tego gościa... –Zmarszczyła brwi. – Któremu w gruncie rzeczy się należało, bo zachował się jak buc! I jeszcze nas o to obwinił! No co za bałwan! – Potrząsnęła włosami i w gruncie rzeczy cieszyłam się, że zaczyna wracać do siebie, no ale.

– Jesteś pewna, że to ona?

Przez chwilę się zastanawiała, ale potem skinęła głową.

– Mam świetną pamięć do ubrań... wiesz o tym... to za duży zbieg okoliczności, by osoba, która akurat cię zaatakuje, nosiła to samo co ona. Szczególnie, że nas widziała, wiedziała, że jesteśmy w mieście, no i po prostu jest zaplątana w całą tę akcję z In...

Gwałtownie wciągnęłam powietrze i zatkałam jej usta ręką, groźnie marszcząc brwi. Amanda obejrzała się i mimo że nikt nie zwracał na nas uwagi, to jak to mówią, lepiej dmuchać na zimne. Skinęła głową, a ja odsunęłam dłoń. Ale miała rację. To był zbyt duży zbieg okoliczności.

Nieidealna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz