Rozdział LIV

4.1K 529 180
                                    


Wyglądał na zadowolonego, to samozadowolenie wręcz się z niego wylewało, a ja miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Zdradzałam własnych przyjaciół. Ja. Ich. Zdradzałam.

Przyjaciół.

– Kto? – drążył.

Na końcu języka już miałam odpowiedź, już chciałam wyznać całą prawdę, ale zacisnęłam usta, nie pozwalając zdradzieckim słowom wydobyć się ze mnie. Nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam ich zdradzić. Czułam, że zaczynam się trząść, a całe moje ciało oblewa zimny pot. Wbiłam wzrok w splecione na kolanach dłonie, by nie patrzeć w coraz bardziej niezadowolone oblicze Wilczyńskiego, by nie widzieć, jak bardzo wykrzywia się w grymasie złości. Przeciwne uczucia targały mną i zdawałam sobie sprawę, że tylko połowa z nich jest prawdziwa, a druga pochodziła od tego serum, które mi wszczepiono.

Ale która?

– Ida – to zabrzmiało jak ostrzeżenie, chłodne i ostre, tak ostre, że wbijało się we mnie z przeraźliwą precyzją. – Mów, kto współpracuje z rządem.

Drgnęłam, czując napór rozkazu, ale zacisnęłam zęby. Poczułam metaliczny posmak krwi, musiałam się ugryźć, ale nie wiedziałam kiedy... nie czułam bólu. Kłykcie na dłoniach pobielały, ściskając materiał mundurka i choć widziałam, że drżą, to tego też nie czułam, bo trzęsłam się już cała. Do głowy zaczęły mi napływać obrazy, których wcale nie przywoływałam.

Widziałam w nich Olka pochylonego nad komputerem o smutnym, ale bystrym spojrzeniu. Opowiadał mi o sobie... tak, opowiadał, a to nie była wesoła historia. Tak wiele emocji, których teraz prawie nie pamiętałam. On, on i... Amanda. Pamiętałam, tak, pamiętałam. Moje serce jeszcze raz przeszyła strzała, gdy to sobie uświadomiłam. Jak wiele już wycierpieli, jak wiele już przeżyli pomimo młodego wieku, nie chciałam, by cierpieli jeszcze bardziej. Musiałam im pomóc, nie mogłam ich zdradzić. Nie mogłam.

Widziałam też Wiktora. Jego skąpane w strugach deszczu włosy, złotawy blask w oczach i ta postawa... niby spokojna, niefrasobliwa, a jednak wciąż gotowa do skoku. Jak on się szybko wkurzał! Chyba szybciej niż ja. Chciałam się zaśmiać, gdy przypomniałam sobie, jak wyglądała nasza wizyta u genetyka. Jednak chwilę później zrobiło mi się gorąco... przypomniałam sobie pocałunek, gorący, tak bardzo gorący, że wciąż pamiętałam jego żar.

Nie myślałem, że się w tobie zakocham...

I ja nie myślałam... a jednak. Moje serce zabiło szybciej, gdy zdałam sobie sprawę z tego faktu. Że i ja się w nim zakochałam. Gdy zrozumiałam, że chcę, żeby był tu obok i mnie stąd wyciągnął, ale nie. Nie, nie, nie, nie mogłam go tu sprowadzać, nie! Nie mogłam, nie mogłam ich zdradzić. Ale to było takie trudne. Nie tylko mój żołądek przekręcał się na drugą stronę, miałam wrażenie, że wszystko w środku mnie buntuje się, jakby chciało mnie zmusić do odpuszczenia i wyznania prawdy.

Starałam się oddzielić świat serum od tego realnego, ale to było takie trudne, takie trudne. Serum miało tylko jeden cel. Zadowolić pana, który mi rozkazywał, to było łatwe, banalnie proste, mogłam po prostu poddać się tej chęci. Prawda? Ale ten prawdziwy, realny świat był bardziej złożony i skomplikowany, bardziej bolesny, ale i pełen emocji, uczuć, trudnych wyborów i przyjaciół. Nie chciałam ułudy, nie chciałam krzywego obrazu, chciałam wrócić do starego świata.

Wilczyński nie był dobry. Nie. To serum namieszało mi w głowie! To on mnie porwał, on zniewolił i wszczepił serum. Tak, serum, które tak zakrzywiło obraz świata. Musiałam o tym pamiętać, a jednak przeciwne myśli wciąż napływały.

Potrząsnęłam głową.

W uszach zaczęły mi brzęczeć słowa szalonego doktora. Możesz to pokonać, możesz... Nie daj się omamić... Nie daj się zwieść... Musisz walczyć. I to właśnie zamierzałam zrobić. Zaczęłam wypierać, omijać te złudne uczucia, tę potrzebę zadowolenia trenera, ten przymus wykonywania jego poleceń. I choć wszystko, co ostatnio zjadłam, podjeżdżało mi do gardła, nie poddawałam się. Byłam uparta.

Nieidealna ✔Where stories live. Discover now