Rozdział L

4.5K 568 96
                                    

Mgliste fragmenty obrazów rwały się jak kawałki waty, mdłej, tępej, oszukańczej. Czułam ból, ale był tak odległy... tak nierealny, jakby nie należał do mnie. Świat rozmywał się i zlepiał w krzywe, niewyraźne odłamki. Świadomość nie chciała wrócić, pomimo że na jej dnie wołałam ją rozpaczliwie. Czekałam na znak, światło, głos, który przebije się przez tę tarczę szumu i nieważkości, coś, co zmusi mnie do powrotu na powierzchnię. Ale nic takiego się nie działo. Mój wzrok, słuch i dotyk został stępione, ale zdałam sobie sprawę, że... czuję zapach.

Delikatna woń ziemi przebijała się do mnie i uchwyciłam się jej jak ostatniego skrawka rzeczywistości.

Wciągałam zapach łapczywie, starając się na jego podstawie określić, gdzie się znajduję. Nie było to proste. Mój zmysł węchu wcale nie był szczególnie rozwinięty, ot, jak u człowieka. Ale nawet człowiek przy otępieniu pozostałych zmysłów, staje się szczególnie wrażliwy na takie odczucia.

Ziemia wydawała się wilgotna, ale nie wyczuwałam mrozu, a byłam pewna, że wciąż panuje zima. Przeniesiono mnie aż tak daleko? Byłam blisko ziemi, ale nie na zewnątrz? Nie czułam dotyku, nie wiedziałam nawet na czym leżę, siedzę bądź stoję. Ogarnęło mnie złe przeczucie. Ktoś mnie pogrzebał... żywcem?

Powstrzymałam atak paniki, opanowując niespokojne myśli i na nowo skupiając się na zapachach.

Powietrze wydawało się stęchłe, lekko przygniłe i chociaż nie była to przyjemna woń, to pomyślałam, że w świeżo wykopanym grobie zapach powinien być inny. Powinien. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Mogli mnie jednak zakopać w zbiorowej mogile...

Ogarnął mnie chłód, nie wynikający z temperatury otoczenia.

Starałam się zmusić swoje ciało do ruchu, ale jak rozkazywać czemuś, czego się nie ma? Dusiłam się, a nawet nie potrzebowałam tlenu. Nie potrzebowałam? Nie wiedziałam, czy potrzebuję. Jedynie zapach, ten jeden, słaby zmysł trzymał mnie na powierzchni i pozwalał wierzyć, że nie pożegnałam się jeszcze z życiem.

Nagle przez szum w uszach zaczęły przedzierać się głosy, jak z oddali, niewyraźnie, niezrozumiałe, ale jednak obecne. Panika zaczęła przymierać, a cała pozostała świadomość skupiła się na rozdzieleniu i rozpoznaniu tych dźwięków. Jednak im bardziej się na nich koncentrowałam, tym wydawały się odleglejsze. Starałam się na nowo skupić na zapachach, z nadzieją, że głosy powrócą, ale szum znów opanował moją głowę.

Ta bezsilność była najgorsza. Miałam ochotę płakać, ryczeć wniebogłosy, a nawet nad tym nie miałam władzy. Po prostu byłam. Zamknięta w skorupie. Nieświadoma czy w wciąż jeszcze w swojej, czy obcej.

Zmęczyłam się walką. Osłabłam i po prostu trwałam.

Nie wiem, kiedy te odczucia zaczęły gasnąć, ale w pewnym momencie ocknęłam się, wzbudzona głosami. Wyraźnymi głosami. Poczułam zimno, nie jakieś dotkliwe, żywe, lecz takie... opanowane. Oczywisty stał się dla mnie fakt, że leżę na czymś niewygodnym, ale starałam się nawet nie drgnąć, wsłuchując się w rozmowę.

Pierwsze usłyszałam kobiecy głos, lekko szklisty i zabarwiony fascynacją:

- ...sprawa z tą dziewczyną od początku jest jakaś dziwna. Nie było jej w bazie, a prezes był pewien, że posiadamy kompletne informacje. - Dobiegły mnie dźwięki stukania po klawiaturze. - Znaczy się... była w bazie, czyli ktoś ją sprawdzał, ale wszystkie dane o niej zostały poprzekręcane. Spójrz. Według tych starych danych nawet nie jest Inshi, więc powiedz mi... jak? Ktoś musiał tu namieszać.

Starałam się zachować kamienny wyraz twarzy, ale to, co słyszałam, nie było mi obojętne. Fakt, że ktoś zatajał informacje o mnie, była dla mnie zaskoczeniem.

Nieidealna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz