Rozdział XLI

5.3K 638 118
                                    

Szatnia pełna była alejek wypełnionych szafkami, więc chwilę zajęło mi znalezienie tej oznaczonej moim imieniem i nazwiskiem. Przyłożyłam dłoń do czytnika, by ją otworzyć i mało uważnie wrzuciłam kurtkę do środka. W końcu przepędziłam myśli o zdradzie i Wiktorze, by zająć się tym co jest tu i teraz.

Tak. Wezmę udział w zawodach. Ta myśl w równym stopniu mnie radowała i przerażała. Musiałam założyć bandaże i się przebrać, więc rozglądałam się, gdzie to zrobić, bo na pewno nie tutaj, nie w szatni, która wciąż była pełna ludzi. Mimo że większość osób udała się już na zawody, to kręcili się po niej maruderzy, kończący się przebierać, medytujący, czy robiący coś innego. A ja potrzebowałam miejsca odosobnionego.

Zwinęłam bandaże, ciuchy chwyciłam pod ramię i pognałam w stronę łazienki. Ta dla dziewczyn była zapchana, już z kilku metrów od niej widziałam ciągnącą się do kabin kolejkę, więc pognałam do tej przeznaczonej dla personelu, która była akurat uchylona. Zaczęłam wiązać bandaże na dłoni i wpadłam do środka. Ale gdy zobaczyłam, kto znajduje się w środku, zatrzymałam się zaskoczona. Na ziemi siedziała Lilka i (delikatnie mówiąc) nie wyglądała najlepiej.

– Hej, wszystko w porządku? – zapytałam, przypadając do niej.

Spojrzała na mnie nieprzytomnie. Cholera. Głupie pytanie. Była trupio blada, jej oczy były przekrwione, a ciało zbyt słabe, by trzymała się na nogach. Nie potrafiła nawet zogniskować wzroku i miałam wrażenie, że patrzy przeze mnie, nie mogąc się skupić.

Rzuciłam ciuchy i bandaże na ziemię i nerwowo zaczęłam się rozglądać za czymś, co mogłoby pomóc. W rogu stał automat na wodę, więc przypadłam do niego, nalałam wodę i wróciłam do Lilki, podając jej kubek. Napiła się i zakrztusiła, a mnie ogarnęła jeszcze większa panika.

– Pomocy! Jest tu ktoś?! – krzyknęłam, rzucając się w stronę drzwi i niemal się z kimś zderzając.

– Co ty tu robisz? – usłyszałam zimny, wręcz wrogi głos i uniosłam oczy.

Przede mną stała łowczyni. Cofnęłam się zaskoczona, ale uciekłam wzrokiem do leżącej pod ścianą Lilki. Łowczyni podążyła wzrokiem za mną i skrzywiła się lekko.

– Ja się nią zajmę, wracaj na zawody. – Poklikała coś na zegarku i znów na mnie spojrzała.

Jej propozycja nie przypadła mi do gustu, więc stałam tak, nie mogąc się zdecydować, co robić. Wiktor i Olek ostrzegali przed łowcami i mimo że straciłam do nich zaufania, zdawałam sobie sprawę, że skoro pracują dla rządu, to mogą wiedzieć coś, czego ja nie wiedziałam. Mogli mieć pewność, że ta dwójka pracuje dla LOGiNu.

– Jeszcze tu jesteś? – Kobieta zmarszczyła brwi.

Do łazienki wpadł drugi łowca, a ja automatycznie cofnęłam się jeszcze o krok. Spojrzał na Lilkę, a potem na mnie, a w jego oczach zaskoczenie mieszało się z rozdrażnieniem.

– Wynocha! – warknął.

– Muszę się przebrać – powiedziałam, schylając się, by pozbierać swoje rzeczy.

– Od tego są szatnie.

– Mam okres – rzuciłam się w stronę jednej z kabin, zamykając ją z drugiej strony.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Na szczęście i nieszczęście kabiny zostały pozbawione górnych i dolnych otworów przy drzwiach. Uaktywniłam drugi wzrok i przyglądałam jak dwie sylwetki pochylają się nad dziewczyną. Zaczęłam się przebierać, nierozważnie zawiązując bandaże, by jak najszybciej się stamtąd wydostać i kogoś, kogokolwiek, tu ściągnąć, i przerwać to coś, co robili. To nie mogło być nic dobrego. Chcieli jej pomóc? Nie sądzę. To po prostu nie wyglądało dobrze. A może byłam do nich zrażona przez to, co naopowiadali mi Wiktor i Olek?

Nieidealna ✔Where stories live. Discover now