Rozdział XXI

7K 754 142
                                    

Zatrzasnęłam za sobą drzwi pokoju, oparłam się o nie i zaczęłam głęboko oddychać. Zrozumiałam, że jestem więźniem, z tą różnicą, że moje kajdany stanowi ozdobna bransoletka! Najchętniej wywaliłabym to cholerstwo jak najdalej od siebie, jednak Olek ostrzegał mnie, bym tego nie robiła.

Trzęsłam się z nerwów. Nie wiedziałam, że tak wiele kosztuje mnie ta rozmowa, póki nie znalazłam się tutaj. Nie lubiłam takich konfrontacji, jednak czasami były potrzebne... były potrzebne, by oczyścić atmosferę i wyjaśnić nierozwiązane sprawy. Nie czułam, żeby atmosfera się oczyściła, ale przynajmniej miałam okazję dowiedzieć się kilku rzeczy o moim istnieniu. Nie wiedziałam jednak najważniejszego: kto mnie stworzył.

No wiem. Może wystarczyło zapytać? Może. Ale teraz już nie chciałam do nich wracać, a tym bardziej na bankiecie nie będzie ku temu okazji.

Wiedziałam jednak, że na tych informacjach nie poprzestanę. Zamierzałam reszty poszukać sama. Musiałam tylko poczekać na odpowiedni moment... ale teraz nie mogłam tego zrobić, bo wszyscy kręcili się w różnych częściach domu, szykując się na bankiet. Jednak po nim, gdy wszyscy się już rozejdą i pójdą spać... Tak. Wtedy pójdę poszukać!

A jeśli gdzieś w domu przetrzymywane są dokumenty o mnie, to może być to tylko i wyłącznie gabinet ojca. Choć mogę się mylić. Jednak to właśnie w nim zamierzałam zacząć swoje poszukiwania.

Z rezygnacją spojrzałam na bankietową kreację, wiszącą na szafie. Nie, nie, tej już nie zamierzałam ciąć. O ile w rodzinie można toczyć wojny lokalnie, to na forum publicznym mamy stanowić przykład najbardziej zgranej i kochającej się gromadki. Tu nie ma miejsca na bunty. To nie chodzi o ich reputację czy dobre imię naszej rodziny, ale o ukrywanie mojej tożsamości. Dlatego z niewielkim zapałem, ale jednak, zaczęłam się przygotowywać. Zajęło mi to tylko część czasu, który pozostał do bankietu, więc dalszą część oczekiwań poświeciłam na granie w gry, czytanie i rozwiązywanie szkolnych zadań.

Nie chciałam przyjść na oficjalnie ustalony początek, bo nikt tak nie robił, ale gdy już naprawdę nie miałam się czym zająć, zrezygnowana poczłapałam do drzwi.

Otworzyłam je i w progu zatrzymałam się zaskoczona. Przed moim pokojem stał Marcin, który w miniaturowej wersji garnituru wyglądał jak młody panicz, czekający na wybrankę swego serca. No tak, to mój młodszy brat, ale trzeba mu przyznać, że prezentował się nieźle. Jednak i tak skrzywiłam się na jego widok. Zawsze to jego przysyłali z wiadomościami do mnie.

– Mam zakaz pójścia na bankiet? Jakoś nie rozpłaczę się z tego powodu...

– Nie – zaprzeczył. – Masz przyjść. Mam cię tylko przypilnować. – Obrzucił mnie taksującym spojrzeniem. – Jednak już wyglądasz normalnie... niestety.

Uśmiechnął się przy ostatnich słowach, a ja nie byłam w stanie oprzeć się jego reakcji i również się uśmiechnęłam. No odrobinę, bo wciąż czułam się zbuntowaną cząstką rodziny.

– Co innego pokazać się tak rodzinie, a co innego obcym ludziom. Nie chcę kłopotów.

Mały elegant pokiwał głową.

– Wiem, ale i tak szkoda. Przynajmniej coś się działo, a teraz czekają nas tylko nudy, nudy i nudy... a w dodatku musimy udawać, że bawimy się wyśmienicie – sarknął i ziewnął przeciągle.

Zaśmiałam się w duchu. Marcin był najmniej beznadziejną częścią mojej rodziny, ale rzadko go widywałam, bo rodzice zapisali go na taką ilość dodatkowych zajęć, że ciężko go było zastać w domu. Tak, wiem, że to jeszcze dziecko, ale wytłumaczcie to bogatym rodzicom.

Nieidealna ✔Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora