Rozdział XXVI

5.7K 680 183
                                    

Ten buc nie kłamał. Dalsza część drogi to wybój na dziurze i dziura na wyboju, po prostu istna tortura jeśli chodzi o jazdę po niej. To dwudziesty pierwszy wiek, do cholery, jak długo jeszcze mamy czekać na ich wyrównanie?! Moje płomienne pytanie nie doczekało się niestety odpowiedzi, ale za to dotarliśmy w końcu na miejsce (z poobijanymi czterema literami). To jednak nie koniec „przyjemności", które czekały na nas tego dnia.

Nerwowo bębniłam palcami o ladę recepcji, czekając, aż jedna z babeczek się zlituje i do mnie podejdzie. Wszystko w środku lśniło, co oznaczało, że do najtańszych to ta klinika nie należy. Zbite w gromadkę kobietki lustrowały mnie nieprzychylnymi spojrzeniami, jakbym to ja domagała się niemożliwego, prosząc je o podejście. No bo przecież NIE POWINNAM zakłócać ich popołudniowej kawki!

W porę przypomniałam sobie, że ja również nie błysnęłam bystrością, nie rezerwując wcześniej terminu wizyty. Przestałam bębnić palcami i wcisnęłam na usta lekki uśmiech, który miał zachęcić którąś z owej gromadki, by do mnie podeszła. Zdążyłam jeszcze przeczytać trzy ulotki o zaletach korzystania z usług kliniki i jakiś leków na wzmożenie owulacji (Jeszcze czego!), aż jedna z kobitek się zlitowała i do mnie podeszła.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała.

– Chciałabym zapisać się na wizytę do doktora Starczewskiego. – Podtrzymywałam swój sztuczny uśmiech, który (mam nadzieję) na taki nie wyglądał.

– Była pani umówiona?

– Eee... no... – Spojrzałam pospiesznie na Wiktora, który wysoko uniósł brwi, czekając co wymyślę. – Miałam problem z dostaniem się na serwer strony... już od miesiąca starałam się dostać na waszą stronę, ale bezskutecznie... może macie jakiś problem z siecią? Sprawdzała pani ostatnio?

Kobitka wyraźnie się zmieszała i zaczęła stukać w klawiaturę, w przestrzeń wystrzelił obraz i na moje nieszczęście ukazał pięknie działającą stronkę.

– Nie... nie zauważyliśmy żadnych problemów z jej działaniem. A próbowała pani się do nas dodzwonić, prowadzimy również rejestrację przez telefon.

– Jakoś nie pomyślałam o tym – bąknęłam.

Wiktor prychnął i odsunął się, jakby chciał wyraźnie zaznaczyć, że mnie nie zna. A jeszcze przed chwilą byliśmy takimi dobrymi „kumplami"! Zerknęłam na niego, nie dając się opanować frustracji i ponownie skupiłam wzrok na mojej rozmówczyni.

Recepcjonistka lekko się zirytowała, ale odchrząknęła i starała się tego po sobie nie pokazać.

– Dobrze. Wpisze panią na najbliższy termin. To będzie... – sprawdziła w terminarzu – ...dwudziesty listopada – zakończyła i uśmiechnęła się sztywno.

Daleko. Za daleko! Poza tym nie chciałam jeszcze raz przebywać tej drogi. Obejrzałam się na Wiktora, który robił wszystko żeby nie skojarzono go ze mną, choć podejrzewam, że i tak każdy wiedział, że weszliśmy tu razem nie przez przypadek. Ale nieważne. Jeszcze tego pożałuję...

Do głowy wpadła mi piekielny pomysł, który z pewnością mu się nie spodoba, ale... to nie miało znaczenia, bo i tak nie miał nic do gadania w tej kwestii!

Zrobiłam zmartwioną minę i zniżyłam głos do konspiracyjnego szeptu:

– Widzi pani tego chłopaka. – Dyskretnym gestem wskazałam za siebie. Kobitka zerknęła i pokiwała głową zaintrygowana. – Ledwo go przekonałam do tej wizyty. Chciałabym mieć dziecko... – zaskomlałam. – Ale on nie chce, więc starałam się go do tego przekonać. Obiecał, że pójdzie ze mną do kliniki, ale tylko dziś... i tylko teraz, a następnym razem mam iść sama.

Nieidealna ✔Where stories live. Discover now