Rozdział XLVII

5K 586 254
                                    


Panika. To z takim uczuciem kierowałam się do ich pokoju i choć Wiktor przez całą drogę nie chciał nic powiedzieć, tłumacząc, że od Olka zależy, ile mi powie, to nie wyglądał na bardzo przejętego. Może powinno mnie to uspokoić, może, ale z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, że on się z Amandą nie przyjaźnił, więc skoro nie odpowiadała na sms-y, to co z tego?

No właśnie... ale nie dla mnie. Ja wciąż ściskałam kurczowo telefon, z nadzieją, że w końcu odpowie. Wiem że to zaledwie chwila, moment gdy jej nie ma i każdy nadęty policjant powiedziałby mi, że to nie jest odpowiedni czas na zgłaszanie zaginięcia, że muszę odczekać dwadzieścia cztery godziny i tak dalej... ale na szczęście nie szłam na komendę i miałam nadzieję, że moje zgłoszenie zostanie przyjęte.

Gdy wchodziliśmy do pokoju, Olek był pochłonięty studiowaniem projekcji jakiś skomplikowanych urządzeń i choćbym się nawet postarała, to nie odgadłabym, co to takiego. Obrócił się w fotelu, gdy Wiktor zamknął za nami drzwi, a jego twarz przybrała wyraz zaskoczenia.

– Coś się stało – stwierdził.

Nie musieliśmy nawet przytakiwać, bo nasze miny mówiły same za siebie.

– Ida? – Wiktor popchnął mnie do przodu.

Z jednej strony byłam zirytowana, że to mnie wystawia na pierwszy ogień, a z drugiej miałam ochotę się zaśmiać, bo to wyglądało zupełnie tak, jakbyśmy byli szczeniakami, a Olek naszym szefem i właśnie czekał na naszą spowiedź. Zupełnie też tak wyglądał – marsowy, ale poważny wyraz twarz, pozornie luźna, ale napięta sylwetka i oczy nieruchomo wpatrzone we mnie.

Postanowiłam nie poddawać się tej iluzji i odpędzić od siebie napływający stres, a gdy Olek zachęcająco skinął głową i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem, cała para ze mnie zeszła i na nowo wrócił problem, z którym tu przyszłam.

– Ee... widzisz... chciałam zapytać, czy nie wiesz jak sprawdzić, gdzie jest ktoś, gdy nie odpowiada na wiadomości i... prawdopodobnie... jest poza zasięgiem?

Brwi Olka wędrowały w górę, gdy formułowałam to pokrętne pytanie, ale wciąż nie odpowiadał, jakby czekając na dalsze wyjaśnienia.

– Bo widzisz... Amanda...

– Amanda? – Wtedy dostrzegłam jak jego twarz zastyga.

Niepewnie skinęłam głową i zaczęłam tłumaczyć.

I starałam się opowiedzieć wszystko w miarę sensowny sposób, ale mina Olka mnie lekko dekoncentrowała, bo nie wiedziałam jakiej reakcji po wszystkim mogę się spodziewać. Dlatego wszystko owinęłam w takie słowa, jakby nie miała wielkiego wpływu na to, co wie Amanda, a ona dowiedziała się o wszystkim sama, a potem cóż... ja tylko uzupełniłam kilka niedomówień. Wszystkie idiotyczne pomysły zrzuciłam na nią, sobie przypisując niewielki w nich udział, a i tak z każdym wyrzucanym z siebie słowem, czułam się coraz gorzej.

Dostrzegałam jak twarz Olka blednie coraz bardziej, oczy robią się ogromne jak spodki, a zmarszczka na czole staje się coraz wyraźniejsza.

– Oszalałyście – powiedział po chwili ciszy. – Zwariowałyście. Same pakować się w coś, o czym się nie ma pojęcia? Daj telefon! – Podskoczyłam. Nawet nie rozważałam protestu. – Choć po tobie mogłem się tego spodziewać... a i Amanda zawsze się pakuje tam, gdzie nie powinna – wymamrotał, odwracając się do komputera.

Obserwowałam, jak podpina telefon do sieci przewodów przy komputerze z mieszaniną ciekawości i wstydu. Dlatego dopiero po chwili coś do mnie dotarło.

– I Amanda zawsze się pakuje...? – zaakcentowałam słowo „zawsze", bo dowodziło, że nie pierwszy raz obserwuje, jak ta ładuje się w tarapaty.

Nieidealna ✔Where stories live. Discover now