Sekrety Malfoy's Manor

24.1K 694 818
                                    

Malfoy's Manor - potężna twierdza, ukryta lepiej niż Hogwart i równie silnie zabezpieczona. Jej budowniczy, a zarazem mój daleki przodek najwyraźniej lubił wiedzieć co się dzieje w jego domu, gdyż przez całość budowli od najwyższej wieży po najgłębsze lochy poprowadzone były w ścianach tajne przejścia tak zamaskowane, że nikt nie miał o nich pojęcia. Ja byłem wyjątkiem, odkryłem je zupełnie przypadkiem gdy miałem pięć lat i bystro zauważyłem, że nikt poza mną o nich nie wie i tym bardziej ich nie używa. Początkowo korzystałem z nich by chronić się przed ojcem zwłaszcza gdy był wściekły, szybko jednak zrozumiałem jaką moc daje mi dostęp do wszystkich zakątków twierdzy bez niczyjej wiedzy. Byłem Malfoy'em z krwi i kości wiedziałem jaką władze nad ludźmi daje wiedza o nich, ojciec dał mi gruntowne wykształcenie w tym kierunku. Potrafiłem spędzać całe dnie na obserwowaniu przez liczne dziury w ścianach i obrazach tego co działo się w twierdzy, a najchętniej w miejscu dla mnie zakazanym - lochach. Ojciec od zawsze zabraniał mi się tam zbliżać tam było jego królestwo - jego, śmierciożerców i Czarnego Pana, o czym przekonałem się już po powrocie Mrocznego Lorda. Ze swojej kryjówki mogłem obserwować jak kolejne ofiary poddawane są okrutnym torturom , ich krzyki niosły się po lochach i nikły w czarze pochłaniającym dźwięk. Najbardziej przerażającym oprawcą był nie kto inny jak mój ojciec - Lucjusz Malfoy. To on nie bał się próbować nowych specyfików, nowych zaklęć, wzmacniać je i mieszać, to on miał najbujniejszą wyobraźnie, a właściwie najbardziej chory umysł jeśli chodziło o nowe metody łamania ludzi. Był jak wampir żywiący się ludzkim bólem, strachem i błaganiem, podniecało go to, wiedziałem o tym z własnego doświadczenia. Wciąż pamiętałem te baty, którymi znaczył moje nagie plecy gdy jeszcze byłem dzieckiem i ten moment gdy po raz pierwszy mnie zgwałcił niszcząc do reszty mój niewinny dziecięcy świat. To przez niego byłem taki jaki byłem - oziębły, ironiczny, nieprzywiązujący do nikogo wagi, to on mnie nauczył jaki świat potrafi być okrutny, a ta maska, którą nosiłem nieomal zawsze była po prostu obroną przed nim i przed całą resztą świata. Kilka razy próbowałem ją ściągnąć, próbowałem pokazać innym jaki naprawdę jestem, lecz za każdym razem przynosiło to odwrotny skutek zamiast zrozumienia zostawałem odrzucony. Nauczyłem się więc żyć wiecznie w masce, bo tylko ona mnie chroniła.

Właśnie wróciłem z Francji, spędziłem tam pierwszy miesiąc moich letnich wakacji, szóstych odkąd poszedłem do Hogwartu. Naturalnie zaraz po wejściu do swojej komnaty zapragnąłem dowiedzieć się co nowego dzieje się w mej rodowej twierdzy, zwłaszcza, że matka dała mi jasno do zrozumienia, że ojciec jest zajęty w lochach. Nie żebym miał ochotę oglądać tortury, jednak ciekaw byłem kto jest jego nową ofiarą. Większości z torturowanych ludzi nie znałem i nigdy nie miałem okazji poznać, ten kto raz dostał się w łapy Czarnego Pana, śmierciożerców no i do komnaty tortur nie miał szans przeżyć. Czy współczułem ofiarom? Nie, bo chociaż wiedziałem jaki ból potrafi zadać mój ojciec nie znaczyli dla mnie nic. Czy mogłem im pomóc uciec? Tu muszę dać odpowiedź twierdzącą, ze znajomością tajnych korytarzy w zamku mogłem każdego wyprowadzić ze środka niepostrzeżenie. Więc czemu im nie pomagałem? Bo po co podstawiać głowę pod nóż za kogoś całkiem obcego i nic dla mnie nieznaczącego? Nie jestem głupim Gryfonem, ja chce żyć, a ponad to jestem Malfoy'em i odziedziczyłem po przodkach cenienie własnego życia bardziej niż innych. Przynajmniej tak było dotychczas.

Obecnie leżałem na podłodze w jednym z tajnych korytarzy i przez dziurę obserwowałem scenę rozgrywająca się w lochu pode mną. Mój ojciec i jego dwaj przyboczni goryle Cabble i Goyle (nie mylić z ich synami uparcie chodzącymi za mną, co czasem jest mi na rękę, a czasem cholernie wkurza) stali zupełnie nadzy wokół kamiennego stołu, bez problemu mogłem dostrzec ich wyprężone członki i lubieżne uśmiechy. Przyczyna ich stanu leżała na brzuchu przykuta kajdanami do kamiennego stołu, ściślej rzecz biorąc był to zupełnie nagi chłopak. No cóż, mojemu ojcu nigdy nie przeszkadzało coś takiego jak płeć, z taką sama sadystyczną przyjemnością gwałcił kobiety, mężczyzn i dzieci. Twarzy ofiary nie mogłem dostrzec gdyż zasłaniały ją czarne włosy pozlepiane krwią i brudem, zresztą całe jego ciało pokryte było posoką, która sączyła się z wielu jeszcze świeżych ran.

Nie miałem ochoty tego oglądać, zbytnio przypominało mi to mój pierwszy raz, wtedy też byłem jak ten chłopak, nagi i zupełnie bezbronny wobec zwierzęcej żądzy mojego ojca. Już miałem wstać gdy odezwał się mój ojciec:

- Dziś przygotowaliśmy dla pana coś specjalnego, panie Potter - w jego głosie już było słychać podniecenie całą sytuacją.

A ja zamarłem słysząc nazwisko ofiary. To nie mógł być Potter, przecież to niemożliwe by ta Przeklęta Nadzieja Czarodziejskiego Świata dała się złapać śmierciożercom. Przecież czegoś takiego nie dałoby się ukryć musieliby o tym napisać w Proroku, a z angielską prasą mimo wyjazdu byłem na bieżąco. Nie miałem wyjścia, musiałem się upewnić. Bezszelestnie wstałem i prześlizgnąłem się w stronę wąskich schodków prowadzących poziom niżej. Na szczęście w ścianie dokładnie naprzeciwko głowy ofiary było jedno z tajnych przejść, tak wąskie tak, że ledwo wcisnąłem tam moje bądź co bądź szczupłe ciało. Dłonią odsunąłem drewniana klapkę zasłaniającą dziurę w kamieniu służącą za wizjer i zerknąłem do lochu. Od razu napotkałem parę znajomych oczu w kolorze Avady, obecnie wypełniała je obojętność, ale to nie długo miało się zmienić, gdyż w tle mogłem dostrzec mojego ojca zbliżającego się od tyłu do Pottera. Jak zahipnotyzowany obserwowałem oczy Złotego Chłopca, widziałem jak obojętność zamienia się w strach, gdy mój ojciec rozsunął jego uda, a następnie ból, gdy wszedł w niego brutalnie. Krzyk ofiary rozniósł się po lochach i tak jak tysiące poprzednich został wchłonięty przez zaklęcie. A ja stałem tam jak sparaliżowany wpatrując się w te oczy przepełnione bólem i czymś jeszcze co mogłem określić jedynie jako niechęć do życia i samego siebie. Wiedziałem, że tak samo musiałem wyglądać, gdy ojciec odbierał mi niewinność, wiedziałem co on czuje w tej chwili, co gorzej ja też ponownie to czułem ten ból, strach i niezrozumienie. Pomyśleć, że Potter był tak samo niewinny i nieświadomy jak ja gdy byłem dzieckiem...

Widok zasłonił mi gruby tyłek jednego z pozostałych mężczyzn w sali, otrząsnąłem się ze wstrętem słysząc jego śmiech. Zasłoniłem z powrotem drewnianą klapę i powoli zacząłem wyślizgiwać się z ciasnego korytarza. Z lochu doszedł do mnie jeszcze zduszony protest Pottera i odgłos jakby chłopak się czymś dławił, naprawdę nie chciałem wiedzieć co Cabble czy Goyle pakuje mu do ust. Uciekłem.

Tak przyznaje, ja Draco Malfoy uciekłem z tamtego miejsca z powrotem do swojej bezpiecznej komnaty. Od razu wziąłem gorący prysznic, czując się dziwnie brudnym po tym co widziałem. W międzyczasie skrzat przyniósł mi do sypialni tacę pysznych kanapek, mogłem więc spokojnie położyć się w łóżku i zatopić w lekturze zajadając przysmaki. Starałem się odwrócić myśli od tego co widziałem w lochach, jednak gdy tylko zamknąłem oczy pod moimi powiekami pojawiały się te zielone źrenice przepełnione bólem, a w uszach dźwięczał jego krzyk.

Draco Malfoy Diary || DrarryWhere stories live. Discover now