~ Prolog ~

1.3K 39 17
                                    

Zamek w Cardiff 1763 rok.

Księżniczka Victoria lawirowała na środku sali balowej wraz z księciem Włoch w rytm walca wiedeńskiego. Był to kolejny kandydat ubiegający się o jej rękę. Kolejna obca osoba taka sama jak wszyscy tu zgromadzeni szlachetnie urodzeni goście. Począwszy od królów a kończąc na hrabiach. Wszyscy równo wpatrzeni w nią. Oczekując na jej ostatnie słowo. Że podjęła decyzję, że już wie z kim jest gotowa dzielić swoje życie. Ale czy była? Skąd siedemnastoletnia dziewczyna może wiedzieć czym jest miłość skoro nigdy jej nie poznała? Po czym pozna, że to ten właściwy? Czy nagle poczuje te stado motyli w brzuchu, o których tyle opowiadała jej pokojówka? Podarowała swój taniec sześciu książętom, ale żaden nie wywarł na niej większego wrażenia. Jedynie to uczucie zawstydzenia, ale tylko podczas tańca z księciem Maxonem z Francji, który szeptał jej sprośne słowa w swoim pięknym języku. Wtedy zaklinała w myślach ojca za nakazanie jej nauki języka francuskiego.

Muzyka się skończyła, więc mężczyzna skłonił się i ucałował księżniczkę w dłoń. Również się ukłoniła i uraczyła go jednym ze swoich pięknych uśmiechów. Zmęczona ciągłym tańcem postanowiła spocząć przy jednym ze stolików dla gości. Nie miała zamiaru siadać obok swoich rodziców. To oni ją do tego zmusili. To oni teraz każą podjąć najtrudniejszą decyzję jej życia. Życia, które praktycznie dopiero teraz się przed nią otwierało. Zastanawiała się nad słowami ojca ,, weźmiesz ten ślub nie w kwestii uczuć, lecz w kwestii bezpieczeństwa". Czyjego? Bo na pewno nie jej...

Victorii zaschło w gardle, lecz na stoliku przed nią oprócz kieliszków do połowy zapełnionych szampanem nie stało nic innego. Postanowiła zakpić sobie z prawa i wypiła jednym haustem zawartość. Uznała to za oznakę dorosłości. W końcu chyba już była dorosłą, skoro za niedługo miała brać ślub.

- To musi być nie lada odwaga bądź czyn głupoty skoro niepełnoletnia księżniczka pije alkohol - na krześle obok ktoś usiadł.

Odwróciła głowę spoglądając w jego stronę.

Chłopak nie był od niej starszy o więcej niż rok. Był bardzo przystojny. Wręcz jego uroda była nieskazitelna. Jakby nie z tego świata. Miał brązowe półdługie włosy, które zawijały się w urocze loki. Miał wyraźnie zarysowaną linię szczęki i kości policzkowe. Lecz nie to przyciągnęło uwagę księżniczki. Były to jego oczy. Magnetyczne szmaragdy wpatrujące się w nią z zabawnym błyskiem. I to one wprawiły ją o szybsze bicie serca.

- Najwyraźniej każda z nas ma swoje wady - uśmiechnęła się zalotnie. - Inne księżniczki kokietują mężczyzn ja w tym czasie piję szampana zaspokajając swoje pragnienie.

- Cóż to też jest wyjaśnienie - odwzajemnił jej uroczym uśmiechem ukazując przy tym dołeczek w policzku - ale czy król Philippe będzie dumny z waszej wysokości jeśli dowie się o tym czynie? - ukradkiem zerknął w stronę pary królewskiej.

- Czy pan chce o tym poinformować moich rodziców? - zapytała.

Nie bała się konsekwencji. Bardziej bała opinii publicznej. W końcu jakby przestrzegano następczynie tronu, która przy byle okazji łamie prawo, które powinna szanować.

- Absolutnie nie - nachylił się bliżej Victorii - donoszenie nie jest w zakresie moich obowiązków.

- Obowiązków? - zdziwiła się.

- A także nie w moim stylu - mrugnął do niej.

Od tego niestosownego gestu ciepło rozlało jej się po całym ciele. Od początku rozmowy jej serce bije jak oszalałe próbując wyrwać się z piersi. Już wiedziała. To musi być on...

Love Generation || H.SWhere stories live. Discover now