Epilog cz.I

152 15 2
                                    

Moje życie całkowicie się posypało. Trafiliśmy z Erniem na miesiąc do domu dziecka, ponieważ sprawy związane z przyznaniem dziadkom praw do opieki nad nami nie było według zakichanych urzędników takie proste, a dodatkowym utrudnieniem było to, że mieszkali w Londynie. Dla nas też nie było nic proste. Wszyscy patrzeli na nas jak na dziwadła, bo pochodziliśmy z zamożnej rodziny, a przez moją głupotę nasi rodzice zginęli poprzez podłożenie bomby w piwnicy. Oczywiście ładunek wybuchowy został podłożony przez pomocników Parkera. Sprytnie to sobie wymyślił. Najpierw chciał zrobić nazłość Luke'owi zaczynając ze mną flirtować, a następnie chodzić, później jeden koleś z jego śmiesznego 'gangu' zabił mojego najlepszego przyjaciela. Kiedy stwierdził, że nie cierpiałam wystarczająco po stracie Hemmingsa postanowił pozbyć się z mojego życia rodziców. Była to również zemsta za wsadzenie go do pierdla. Doskonale wiedział, że byłam w rozsypce, że moje życie przestało mieć dla mnie sens, więc zamordowanie mamy i taty uznał za najodpowiedniejszą karę. Sądził, że ból jaki mi zada będzie zbyt ciężki dla mnie, ale równocześnie nie będę mogła zażegnać żalu poprzez samobójstwo, bo został Ernest, którym musiałam się opiekować. Byłam mu to winna. Zabrałam mu rodziców, gdy miał tylko trzy latka. Nigdy nie będę w stanie zapomnieć tych czterech miesięcy mojego szesnastoletniego życia, które zmieniły się w istne piekło.

Budzę się z transu dopiero wtedy kiedy ktoś przypadkowo zahacza o stolik, przy którym siedzę. Spoglądam w górę na dziewczynę. Jest z chłopakiem i przeprasza za swój czyn. Uśmiecham się w ich kierunku i od razu przypominam sobie mnie i Luke'a. Nie chcąc znów popadać w płacz wstaję od stolika i udaję się w kierunku lady. Odkładam torebkę i płaszcz na barowe krzesełko, wyjmując uprzednio portfel z torby. Podchodzi do mnie Lily, jak zwykle z uśmiechem podaje cenę kawy, którą zamawiam za każdym razem kiedy odwiedzam kawiarnię. Podaję jej kwotę i zaczynam zakładać płaszcz, ale jak zwykle z moją skoordynowaniem nie mogę włożyć drugiej ręki w rękaw. Sfrustrowana wzdycham głośno, a po chwili słyszę czyjś chichot. Obracam się w stronę dźwięku, ponieważ wydaje mi się bardzo znajomy.

- Jak zwykle, pełna gracja, panno Scott.- mówi uśmiechnięty od ucha do ucha przyglądając się mojej osobie. Muszę przyznać, że wygląda zniewalająco w drogim garniturze i idealnie ułożonych włosach na dodatek z lekkim zarostem. Nic się nie zmienił. Co najwyżej trochę wydoroślał i oczywiście zmienił styl, ale nadal jest taki sam. Podchodzi do mnie i pomaga z tą jakże skomplikowaną czynnością.

- Skąd wiesz, że jestem panną?- pytam pozwalając sobie na szczery uśmiech, który od ostatnich lat rzadko gości na mojej twarzy.

- A jest inaczej?- nie widzieliśmy się tyle lat,a on nadal we mnie wątpi. Śmieję się i unoszę do góry lewą rękę, a chłopak... w zasadzie mężczyzna kiwa głową z uznaniem. - kim jest ten głupek, który ośmielił się na oświadczyny?

- Nie widzieliśmy się dziesięć lat, a ty gadasz o moim narzeczonym zamiast się porządnie ze mną przywitać, Zayn,- kręcę przecząco głową, udając ból. W sumie to nie udaję, brakuje mi go. Z uśmiechem podchodzi do mnie i zamyka w uścisku. Moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz, kiedy znajome ramiona przyciągają mnie do siebie. Rozmawiamy o tym co u nas słychać i jaką pracę wykonujemy. Jestem wdzięczna, że nie pyta o przeszłość i możemy beztrosko gadać i śmiać się.

- Zaproszenie z osobą towarzyszącą, brzmi kusząco- uśmiecha się szeroko- w tą sobotę?

- Tak. Jakbyś mógł mi podać adresy George'a, Abbie, Emmy, Zaca i Hayley byłabym wdzięczna. Albo chociaż numery telefonów. Naprawdę nie mam z nikim kontaktu.- przyznaję zażenowana. W sumie to moja własna decyzja, że nie wiem nic o moich dawnych przyjaciołach. Chciałam się odciąć dlatego wyjechałam z Los Angeles i mieszkam ponownie w Londynie.

Don't Fuck With My Love/l.hWhere stories live. Discover now