42. Rachunki zostały wyrównane

110 13 0
                                    

Odebranie sobie życia jest chyba jednym z najlepszych rozwiązań naszych problemów. Zastanawiamy się dlaczego mamy w dalszym ciągu cierpieć, skoro możemy to skrócić. Co prawda nie jest to odpowiedni sposób ucieczki od problemów. Samobójstwo można nazwać ucieczką, ponieważ popełniamy je po to, aby uciec od życia, nie ma co ukrywać, że czasem ucieczka to jedyna sensowna broń; odwagą, gdyż trzeba się nią wykazać, aby na własne życzenie chcieć cierpieć fizycznie, poprzez postrzelenie się, powieszenie, podcięcie żył, skok z wysokiego budynku lub do wody, wiedząc doskonale o nieumiejętności pływania, przedawkowanie lekarstw, umyślne spowodowanie wypadku na przykład motorowego. Wszystkie te sposoby i masa innych są oznaką odwagi, ale czy tylko? Pozbawienie się przywileju życia jest również aktem desperacji. Człowiek, który nie jest zdesperowany, nawet nie myśli o czymś takim, żyje chwilą. Natomiast myśli desperata mogą na początku od czasu do czasu iść w tym kierunku, z czasem te myśli się nasilają. Aż w końcu nie możesz słuchać tego pieprzonego głosu w twojej głowie i to robisz. Najczęstsze postrzeganie samobójcy jest takie, że była ona tchórzem, zwykłym pieprzonym tchórzem, który nawet nie próbował poukładać życia, aby było inne.

A może się starał?

Może po prostu już nie wytrzymał?

Może budził się co noc przez koszmary, które go nawiedzały za każdym razem kiedy zamykał oczy? Może siedział godzinami na parapecie przy oknie wyczekując zmian? Łudził się, że być może ukochana osoba do niego wróci.

Może nie umiał spojrzeć w lustro, bo wiedział, że to przez niego jego druga połówka nie żyje?

Może nie chciał być ciężarem dla rodziny?

Jest wokół nas mnóstwo ludzi, którzy milczeniem wołają o pomoc, a my ich nie zauważamy. Kryją swoje prawdziwe uczucia, które przykrywa wymuszony uśmiech na ich twarzach, który mają wyćwiczony do perfekcji i dzięki temu wszyscy kupują ten nieszczery entuzjazm bijący od nich.

Wszystkie ich gesty, postawy, sposób mówienia, mimika, to wszystko jest wyćwiczone.

Zawsze kiedy nadchodzi wieczór, siedzisz sama, nie ma nikogo kto mógłby ci poprawić humor, nie masz już przyjaciół, nie masz też jego, więc myślisz, że najlepiej jest z tym skończyć.

Tak się czułam każdego wieczora.


- Clarie, gdzie są wszystkie nasze albumy i zdjęcia z półek?- zapytała mama stając w moim pokoju. Ręce miała skrzyżowane na piersiach, a brwi uniesione ku górze. To była jedna z tych postaw 'ciekawe czym mnie dzisiaj zaskoczysz'. Popatrzałam na nią, a ona pokazała mi ręką, abym udzieliła jej odpowiedzi.

- Wszystkie wyniosłam do domku na drzewie, na działce. Miałam zrobić kopie,ale najzwyczajniej zapomniałam- ton miałam obojętny, z resztą jak zawsze. Wróciłam do oglądania jakiegoś beznadziejnego filmu o miłości, w którym i tak główni bohaterowie będą razem. Badziewie. W prawdziwym życiu nie ma takich cudownych zakończeń, nigdy.

- Więc skoro je tam wyniosłaś, proszę żebyś je przyniosła, ponieważ są mi bardzo potrzebne.- zrobiła krótką pauzę- teraz- dodała nieco surowszym głosem. Westchnęłam, ale wstałam z łóżka, bo i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Zabrałam ze sobą torebkę, w której chyba miałam wszystko i wrzuciłam do niej telefon wraz ze słuchawkami.

- Nie idziesz sama- zaoponowała od razu widząc, że biorę biały kabelek do rąk.- bierzesz Ernesta.

Kiwnęłam twierdząco głową i zeszłam na dół, gdzie znajdowali się tata z bratem. Mały brunet najwidoczniej został poinformowany o tym, że wybieramy się na działkę, bo gdy tylko mnie zobaczył pobiegł w stronę korytarza i zaczął się ubierać.

Nie mogłam mieć lepszego brata, niż Ernie. To złote dziecko. Od małego kiedy byłam smutna przychodził do mnie do pokoju, kładł się obok na łóżku, twarzą do mnie i mówił, żebym nie płakała, bo jego boli to, że wyglądam jakby mnie ciężarówka przejechała. Jak na trzyletniego chłopca, był mądry, bo te słowa zawsze mnie rozśmieszały i w jakiś dziwny sposób podnosiły na duchu. Byliśmy ze sobą mocno zżyci. Opiekowałam się nim od małego, więc prawdopodobnie dlatego łączyła nas inna więź.

- Skąd masz tę piłkę?- byliśmy już może z dwadzieścia pięć metrów od domu. Pierwszy raz widziałam piłkę, którą tamtego dnia miał ze sobą Ernie. Odkąd tydzień temu się dowiedziałam, że mój chłopak oddał mi swoje serce, abym mogła dalej żyć nie wychodziłam po prostu z pokoju.

- Luke mi ją dał, mówiłem ci, że mi obiecał.- wyjaśnił przyglądając się swojej zabawce, jakby był to najcenniejszy skarb na Ziemi. Uśmiechnęłam się smutno, bo samo wypowiedzenie Jego imienia sprawiało, że rozpadałam się na kawałki.

Nie mam pojęcia co się wtedy stało, ale coś mi się kazało spojrzeć na dom. Miałam jakieś przeczucia, które się pojawiły pod postacią zimnego dreszczu, który przeszedł przez moje ciało.

Stałam i patrzałam na niego z uwagą, a Ernie ciągnął moją rękę prosząc abyśmy dalej szli.

Zobaczyłam tylko ogień, który próbował wydostać się z okien i już wiedziałam co będzie dalej. Szybko położyłam brata na ziemię, każąc zatkać sobie uszy rączkami, następnie przykryłam jego ciało swoim i sama zatkałam rękoma uszy, starając się uchronić ciało maluszka. Po chwili było słychać wybuch. Wybuch, który pochodził z naszego domu, w którym znajdowali się nasi rodzice. Trwało to może ułamek sekundy. Kiedy zebrałam w sobie tyle odwagi, aby się podnieść i spojrzeć tam, nie miałam na co patrzeć. Jedyne co było widać to ruiny domu. Nie było nic. Nie było mamy, ani taty. Jedyne co było to dym unoszący się nad domem. Ogień, który wypalał każdą część naszego domu. Nic nie było słychać oprócz przeraźliwego płaczu Ernesta, którego przytulałam do siebie próbując jakoś go uspokoić.

- Mama i tata tam byli, ja chcę do mamy! Chcę do mamy!- zaczął krzyczeć jakby był w amoku.

Obydwoje byliśmy zalani łzami. Wmawiałam sobie, że to nie może być prawda, że nie mogłam w tak krótkim czasie stracić wszystkich najbliższych.

Chciałam usłyszeć jakieś wołanie o pomoc. Jakąś prośbę, bądź cokolwiek innego. To wszystko nie mogło być naprawdę.

Mogłam zostać w tym domu i odejść razem z nimi. Może nie cierpiałabym tak bardzo. Wszystko by odeszło. A jedyne o czym w tamtym momencie myślałam to, co my teraz zrobimy?

- Ernest, proszę uspokój się- mówiłam przez łzy. Siedziałam na betonie i trzymałam go na kolanach, kołysząc się wraz z jego ciałem w przód i w tył, patrząc jak nie mamy już ani domu, ani rodziców. Zostaliśmy sierotami bez dachu nad głową. Usłyszałam jak coś spada tuż za mną. Obróciłam się. Leżał duży kamień, do którego była przyklejona karteczka. Niepewnie wzięłam go do ręki, bojąc się co ujrzę na niej zapisanego.

'Teraz rachunki zostały wyrównane, kotku x'



Don't Fuck With My Love/l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz