Rozdział 25. Gabrielle

217 32 298
                                    

***

W sobotę rano pierwsze, co zrobiłam to stanęłam na wadze.

Pięćdziesiąt siedem.

Cztery kilogramy więcej niż ostatnim razem.

Dosłownie odnosiłam wrażenie falującego wewnątrz tłuszczu, tworzącego fałdki na ciele.

Czułam się odrażająca.

Zapuściłam się. Mama miała w tym rację. Przytyłam i jak tak dalej pójdzie, to dojdę do stanu sprzed roku. Długo zajęło mi zejście poniżej sześćdziesięciu. A teraz znów niebezpiecznie zbliżyłam się do tej liczby.

Nie chciałam znów przechodzić przez piekło docinek mamy, przez to jak brzydziłam się na siebie spojrzeć, bo zewsząd otaczało mnie upokorzenie własnym wyglądem. Nie mogłam ponownie tego doświadczyć, tym razem bym tego nie wytrzymała.

A poza tym ryzykowałam znacznie więcej.

Teraz na szali stała moja relacja z Alexem. Jeśli by mnie odrzucił przez to, że na własne życzenie powróciłam do zaniedbanej sylwetki, nie wybaczyłabym sobie.

Nie wybaczyłabym sobie, że przez lekkomyślność i głupotę straciłam kogoś, na kim mi zależało.

Przyłapałam się na tym, że kolejny raz zrobiłam krok naprzód, a równocześnie trzy w tył.

Otworzyłam się na drugą osobę, ale równocześnie wracałam do starych nawyków. Nadużywania słodyczy, zbyt obfitych posiłków i niewystarczającej ilości aktywności fizycznej — dzięki czemu kompleksy zjawiały się, niczym zapomniana przyjaciółka i wskrzeszały każdą emocje z przeszłości.

Lecz tym razem kontratakowały z podwójną brutalnością.

Mama była ostra, surowa, w pewnych momentach lodowata i bezwzględna, ale w części jej upomnień kryło się ziarno prawdy, które mnie uderzyło. Zbrukało, zmuszając do rozważań, a sprawdzenie wagi przypieczętowało jej dygresję.

Pomimo że ostatni raz jadłam wczoraj po południu z Alexem, to opuściłam śniadanie i obiad. Kiedy Maisy zaproponowała wypad do McDonalda stwierdziłam, że poczekam aż ona wrzuci coś na ząb. Sama ograniczyłam się do czarnej kawy. Bez mleka i bez cukru. Kofeina w czystej postaci, aby zastopować apetyt.

Postanowiłam, że zjem w domu. Jakiś lekki i dietetyczny posiłek. Nie zamierzałam urządzać głodówki, wiedziałam z autopsji, że efekt nie był wart, takiej ofiary i jakie zniszczenia dla organizmu to niosło.

— Ta spódniczka jest wystrzałowa! Może je weźmiemy? — spytała Maisy.

Szare, plisowane i krótkie. Prezentowały się fajnie, podkreślały długie nogi, ale również widać w nich uda. A moje nie wyglądały dobrze — szerokie i opasłe.

Ale odmawiając, sprawię przykrość Maisy.

— Będzie ci pasowała — odparłam dyplomatycznie.

— Nie podoba ci się? Bo jeśli nie, to poszukam czegoś innego!

To kochane z jej strony. Ubzdurała sobie, że ubierzemy się podobnie, niczym te wszystkie WAGs znanych sportowców. Nie umiałam jej odmówić, kiedy wydawała się uradowana tą perspektywą.

— Nie, przymierzamy je — uległam.

Poszłyśmy do przebieralni i Maisy wciągnęła mnie do jednej z nich.

Boże, przecież gdy zobaczy, jak wyglądałam to mnie wyśmieje.

Zazwyczaj udawało mi się maskować figurę ubraniami. Do mundurka ubierałam luźną koszulę i zawsze zakładałam marynarkę. Poza szkołą wybierałam sukienki i spódnice, które mnie ukryją. Czasami też sweterki oversize. Nigdy nie były to ubrania mocno podkreślające ciało. Wstydziłam się w takich chodzić. Unikałam też spodni, ubierałam je albo na bieganie albo w domu, gdzie nikt nie zwracał na to uwagi.

Love GamesWhere stories live. Discover now