Rozdział 6. Gabrielle

297 29 162
                                    

***

Tydzień zaczął się bajecznie. Zawaliłam kartkówkę z fizyki w poniedziałek, więc oczekiwanie na jej wynik budziło we mnie stres. Ponadto niezniszczalny Vesper okazał się jednak człowiekiem i aktualnie przebywał na chorobowym, zatem uniemożliwił mi załatwienie kółka teatralnego, na które nonstop naciskała mama. Niby dopiero mijał wrzesień, ale nauczyciele zawarli zmowę, by błyskawicznie zasypać nas kartkówkami, sprawdzianami czy dla odmiany innymi testami. Jedynym pozytywnym akcentem dzisiejszego dnia był fakt, że już jutro piątek, a później dwa dni przerwy od szkolnego bajzlu.

— Jak tam? Możemy iść? — spytał Alex z torbą przewieszoną przez ramię i mocno zmierzwionymi włosami.

Twarz chłopaka wciąż wyrażała ślady po treningu; zdobiły ją rumieńce, nieco zmęczony wzrok i roztrzepane kosmyki na czole. Wysiłek dał mu w kość, jednak maskował go lekkim uśmiechem.

— Tak. Najpierw do biblioteki? — dopytałam, ale pokręcił głową, czym trochę mnie zdziwił.

— Zdycham i umieram z głodu — stwierdził, co nadal nie odpowiadało na moje pytanie. — Może pojedziemy coś przekąsić, a potem ewentualnie się pouczymy? — zaproponował i skierował się w alejkę prowadzącą na parking.

— To możemy przełożyć naukę — zapewniłam, choć nie do końca mi się uśmiechała taka opcja.

Wolałam zamknąć już notatki z twórczości starożytnej, a szło nam tak szybko, że aż wolno. Całe to opóźnienie zawdzięczaliśmy zbaczeniu na inne książki, bardziej współczesne, a potem znowu schodziliśmy na inne kwestie i dopiero za jakiś czas przypominałam sobie, że zasadniczo pasowałoby bardziej zająć się zadaniem, a nie pogaduszkami.

— Niee, zjem coś i lecimy — odparł i machnął ręką, jakby ten ruch potrafił magicznie odgonić wyczerpanie.

W sumie, też byłam trochę głodna. Jechałam dziś tylko o śniadaniu. Na przerwach stale Callie i Demi angażowały mnie w swoje sprzeczki, przez co odkładałam pójście na stołówkę, a w końcu straciłam apetyt.

— Okej — zgodziłam się i spostrzegłam, że już zmierzaliśmy do samochodu chłopaka.

Widocznie nie brał odmowy pod uwagę.

— Zapraszam — rzucił, gdy otworzył drzwi samochodu i wpuścił mnie do środka.

Sam zajął miejsce obok mnie i ruszyliśmy w chłopakowi znaną trasę. On skupiał się na prowadzeniu auta, ale wyłapałam, że co jakiś czas na mnie zerkał, a mi przypadła kontrola nad radiem. Zmieniłam stacje w poszukiwaniu adekwatnego utworu, jednak wszędzie puszczali totalny chłam. Dopiero po kilku minutach natknęłam się na Wildest Dream, czyli najlepszą piosenkę z tego albumu. Melodia opanowała przestrzeń pomiędzy nami i sprawiła, że miałam ochotę wykrzyczeć tekst. Zrobiłam to, ale tylko w myślach. Na refrenie nucenie Alexa stało się dźwięczne i zachęcało do dołączenia, lecz wolałam powstrzymać się przed kompromitacją.

— Nie mów, że tego nie znasz — przerwał i uniósł brew, nie spuszczając wzroku z jezdni.

— Nie obrażaj mnie tak — odparowałam obruszona takim paskudnym podejrzeniem. — Po prostu nie lubię się wydzierać w aucie.

— Kłamczucha, każdy to uwielbia — odparł i podkręcił głośność, co miało potwierdzić jego słowa. Nie złamał mnie, chociaż w pewnym momencie było niezmiernie blisko.

Wlepiłam spojrzenie w szybę i spostrzegłam, że przemierzaliśmy dziwnie nieznaną trasę. Nie żebym kojarzyłą wszystkie zakamarki Somerville, ale jednak znałem te najbardziej powszechne. Spokojne ulice, oddalone od centrum miasteczka zwróciły moją uwagę. Minęliśmy gęsto usiany szereg domów, gdy przerwałam ciszę, panującą między nami.

Love GamesWhere stories live. Discover now