Rozdział 10. Gabrielle

287 31 326
                                    

#lovegames_watt

***

Poniedziałki przynosiły ze sobą niezwykłą niechęć do życia, ale w sumie reszta dni tygodnia też. Tylko weekendy były względnie znośnie.

Wstałam o czwartej, żeby się jeszcze pouczyć, więc zaczynałam odczuwać lekką senność. Jednak walnęłam się mentalnie w twarz i zebrałam się, by w końcu zacząć się przygotowywać do szkoły. Postawiłam na swój typowy makijaż, który solidnie przykrywał wszystko, czego się wstydziłam. Wskoczyłam w mundurek i wypadłam z pokoju.

Z kuchni unosił się aromat kawy. Od razu podrażnił mi nos swoim mocnym i intensywnym zapachem.

— Miles?

— Próbuj dalej — podpowiedziała mi mama.

Trochę się zestresowałam. Powinna być już w pracy od jakiejś godziny. Od soboty mama zachowywała się podejrzanie życzliwie, zarówno w stosunku do mnie jak i do brata.

— Coś się stało? — wypaliłam, skubiąc rękaw marynarki, jednak sztywny materiał nie współpracował, czym mnie zdenerwował.

— Dlaczego? Wszystko w porządku, córeczko.

Mama była zrelaksowana, na pierwszym rzut oka, ale im dłużej obserwowałam jej zachowaniem, tym wyraźniej widziałam zaniepokojenie malujące się w jej oczach.

— Okej. — Tylko na tak elokwentną odpowiedź mnie stać.

— Dziadkowie wpadają na weekend.

Och. Tu cię bolało. Nie zagramy idealnej rodziny przed rodzicami matki.

— Na cały? — odezwał się Miles, który wparował do pomieszczenia.

— Tak.

Lakoniczna odpowiedź matki wyrównała poziom ekscytacji przyjazdem dziadków. Jeśli mama była wymagająca, to jej rodzice byli mistrzami w tej dziedzinie.

— Mnie w takim razie nie będzie — uprzedził Miles z zachowawczą miną.

— Będziesz — odparła matka z rozkazem na ustach.

— Absolutnie...

— Nie dyskutuj ze mną. We trójkę spędzimy czas z moimi rodzicami, specjalnie wzięłam wolne i zaplanujemy jakoś ten czas.

Bombowo. Normalnie wystrzałowo! Całe dwa dni w ogniu krytyki i kąśliwych uwag.

— Jestem pewien, że to będzie iście rodzinny czas — stwierdził ironicznie Miles.

Jeśli mama była ostrą i skorą do wyrażanie niepochlebnych opinii osobą, to jej rodzice byli niczym bluszcz. Pod płaszczykiem ciepłych i pretensjonalnych uśmiechów, owijali się wokół szyi, zaciskając na niej nieprzychylne komentarze. Swoimi zgryźliwymi dygresjami oplatali się wokół najczulszych punktów, by uderzyć prosto i skutecznie do celu. Mama była ich nieodrodną wersją, chyba w ich geny wpisano tendencję do obsesyjnej kontroli.

— Pa. Ja już muszę iść — wcięłam się do rozmowy.

Nagięłam nieco prawdę. Autobus miałam za dwadzieścia minut, ale jakoś odeszła mi ochotę na śniadanie. Zjem coś w szkole albo jak wrócę do domu.

— Ktoś przyjechał. Miles to jakiś twój kolega? — spytała matka, zerkając zza firanki na podjazd.

— Chyba nie. Z nikim się nie umawiałem — rzucił brat, podchodząc do okna.

Cwaniacko się uśmiechnął, kiedy na mnie spojrzał. Nie oznaczało to nic dobrego.

Zarzuciłam na siebie płaszcz i zabrałam torbę. Już miałam sięgnąć do skrzyni z kluczami, kiedy Miles złapał mnie za nadgarstek.

Love GamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz