Rozdział 19. Gabrielle

184 26 166
                                    

***

Jeszcze nigdy tak okropnie nie chciałam wyjść z chemii. Ale mecz Alexa zaczął się już pół godziny temu, a nadal tkwiłam w budynku, rozwiązując reakcje. Bawiłam się rąbkiem marynarki, czekając aż profesor sprawdzi zapisane na tablicy odpowiedzi. Jednak on, jak na złość, wcale nie spieszył się z tym zadaniem, wręcz przeciwnie. Pieczołowicie przyglądał się zapiskom i korygował drobne pomyłki. Olimpiada zbliżała się wielkimi krokami, dlatego rozumiałam jego skrupulatność, jednak aktualnie zdecydowanie bardziej wolałam znaleźć się na trybunach i oglądać zmagania Alexa niż ślęczeć nad ćwiczeniami. Trzymałam w myślach kciuki, by naszej drużynie poszło jak najlepiej. Wiedziałam, ile znaczyło to dla niego znaczyło i miałam nadzieję, że rozwali ich w drobny mak.

Grace siedząca obok mnie, trąciła mnie w ramię, bym skupiła się na robieniu zadań, ale po prostu nie potrafiłam wyłączyć tych nerwów. O poranku Alex z rozbawieniem wytknął, że wydawałam się obawiać tego spotkania bardziej niż on. Jego postawa była pełna luzu i pewności siebie, nie aroganckiego przekonania o swojej wyższości, ale zwykłej świadomości, że przewodził mocnej drużynie, z którą należało się liczyć.

— Gabrielle, twoja kolej — zawyrkował profesor i już przestałam myśleć o Alexie.

Z jednej strony to dobrze, bo ostatnim czasem zaprzątał zdecydowanie zbyt ogromny obszar moich rozmyślań. Ale z drugiej, wcale nie drażnił mnie ten stan, co więcej był taki odprężający. Kiedy przypominałam sobie różne, drobne gesty, które wykonywał w moim kierunku albo jego słowa, które oblewały ciepłem moje serce, czy uczucia jakie wzbudzał to czułam, że to było na miejscu. Takie właściwe i po prostu miłe.

Podeszłam do tablicy i bez większych problemów zapisałam poprawną odpowiedź. Atwood kiwnął, po czym odesłał mnie do ławki.

Zbliżała się szesnasta, więc dyskretnie napisałam do Milesa wiadomość, by przyjechał szybko po szkołę. Musiałam zdążyć chociaż na koniec meczu. Na szczęście Liceum Mounghills znajdowało się w sąsiednim miasteczku, więc to mega krótka trasa do pokonania, nawet jadąc zgodnie z przepisami.

Wreszcie chemiczna niewola dobiegła ku końcowi i jak strzała wypadłam z sali. W pośpiechu zabrałam z szatni płaszcz, ominęłam zakładanie go, by zaoszczędzić czasu, i pobiegłam na parking. Miles już czekał, oparty o samochód z papierosem w dłoni.

Westchnęłam, krzywiąc się. Paskudny nałóg. Mój brat sięgał do niego tylko wtedy, gdy coś go nękało. Zignorował moje spojrzenie pełne dezaprobaty i zgasił używkę.

— Wiesz, że nie jestem taksówką? — spytał rozbawiony, kiedy podałam mu współrzędne naszej wycieczki.

— A wiesz, że mnie to nie obchodzi? — odcięłam się zirytowana. — Jedź i nie marudź.

Droga upłynęła jak z bicza strzelił, Maisy wysyła mi wiadomość po drugim secie, że przegrywamy. Zagryzłam wargę z przejęcia.

— Czym ty się tak denerwujesz? Nawet jak dziś przegrają, to mają jeszcze inne drużyny do pokonania.

Zapewnienia Miles mógł sobie wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodziło. Alex stale powtarzał, że każdy przegrany mecz to jego osobista porażka i nie dawał sobie tego wyperswadować. Poważnie podchodził do sportu, znał jego specyfikę, a mimo wszystko pozwalał, by umysł sprowokował go do takich stwierdzeń. Nie dało się zawsze wygrywać, zwłaszcza w drużynowych dyscyplinach, gdzie dosłownie nawet najmniejszy detal w zachowaniu ludzkim, był w stanie determinować zwycięstwo.

— Alex to mój przyjaciel, a to dla niego ważne, więc oczywiste, że się tym martwię.

Miles uniósł brew i prychnął ironicznie. Przysięgam, że gdyby nie to, że ceniłam swoje życie to uderzyłybym go w ten durny, krzywy pysk.

Love GamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz