Rozdział 3. Alexander

477 45 370
                                    

***

Słońce muskało moje powieki, które mozolnie wędrowały ku światłu, aż w końcu się otworzyły. Pomimo początku września pogoda przechodziła menopauzę. Raz utrzymywała jeszcze wakacyjny klimat, aby w mgnieniu oka przeobrazić się w typową jesienną słotę. Tylko świtało ciągle tak samo zjawiskowo, a na niebie powstawały artystyczne konstrukcje wielu odcieni żółci oraz chmur. Leniwie ulokowałem swoje spojrzenie w zegarku wskazującym parę minut przed szóstą, co oznaczało odpowiednią porę, żeby wstać i zjeść śniadanie razem z rodzicami. W prawie kompletnym mundurku wparowałem do kuchni, gdzie tata popijał kawę ze skupioną miną, co oznaczało, że analizował swoją kolejną prawniczą zagwozdkę.

ー Dzień dobry, synku ー odezwał się z uniesionymi kącikami ust, a cała powaga ulotniła się z jego twarzy. W pracy mógł sobie być nudny i śmiertelnie sztywnym adwokatem, ale gdy tylko na horyzoncie pojawialiśmy się my ー jego rodzina ー stawał się kochającym i pociesznym człowiekiem.

ー Cześć, tato. Co dziś jemy? ー spytałem wesoło, rozglądnąłem się z mamą i Devinem. Młody powinien kręcić się gdzieś w pobliżu, aby z premedytacją porozrzucać swoje zabawki w mało uczęszczanych zakamarkach domu.

ー Gofry. ー odpowiedział głos za mną, należący do mamy.

Wślizgnęła się niezauważona do pomieszczenia, niosąc Devina na rękach. Mały manipulant, który zawsze wykorzystywał  swój charakterek, żeby przekabacić wszystkich na swoją stronę. Najgorsze było to, że faktycznie nienagannie mu to wychodziło. Nawet ze mną.

ー Alex! ー zawołał i próbował wyrwać się mamie z objęć. ー No, puść mnie już, mamo. Jestem za duży, żebyś mnie nosiła ー oznajmił dorośle, czym wzbudził wybuch śmiechu naszej trójki.

ー Przed chwilą byłeś zbyt zmęczony, żeby dojść do kuchni ー powiedziała rozbawiona kobieta, jednak odstawiła go na ziemię. Tym samym, płynnym gestem pocałowała mnie w policzek i przemaszerowała do taty, by zająć miejsce obok niego.

ー To co innego ー fuknął zbulwersowany i wpakował mi się na kolana. ー Mogę, prawda? ー Pytanie zawierało się w zbiorze tych retorycznych, gdyż ten mały, pięcioletni dzieciak doskonale wiedział, że tego akurat mu nie odmówię.

ー No możesz, gnojku.

Devin uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął pałaszować gofry z zadowoloną miną, zaś Ophelia Hayes wypalała dziurę w mojej osobie. Zwróciłem wzrok na mamę i zarejestrowałem spojrzenie pełne dezaprobaty.

ー Alexander, nie nazywaj go tak. Przecież to twój brat.

ー No to widzę, że nie krowa ー odparłem i dodałem rzeczowo: ー Poza tym, Devin uwielbia jak go tak nazywam, prawda?

ー Co? ー Zainteresował się chłopiec, gdy padło jego imię i zaprzestał masakrowania jedzenia. ー Aaaa, tak, tak ー rzucił i wrócił do przeprowadzania operacji na gofrach, a mama westchnęła nieusatysfakcjonowana obrotem rozmowy.

Oczywiste było, że ruganie trwałoby dalej, gdyby nie dzwonek do drzwi. Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia, ponieważ nikt z nas nie oczekiwał gości o tak wczesnej porze. Mama podniosła się prędko i z gracją zawędrowała do sprawcy zamieszania. Pisk rodzicielki rozniósł się po domu. Ponownie skrzyżowałem wzrok z ojcem, a ten tylko wzruszył ramionami.

ー Za matką to i sto geniuszy by nie nadążyło, Alex ー stwierdził filozoficznie tata. ー Więc jak tacy przeciętniacy jak my mieliby dać radę. ー  Uniosłem brwi, bo zalążek prawdy chował się w tych słowach.

Devin układał buźkę z owoców, gdy do kuchni wpadła mama, a z nią Aspen. Obecność siostry mocno mnie zaskoczyła, zwłaszcza, że nigdzie nie dostrzegałem swojego szwagra. Oznaczało to, że musiała wybrać się sama w taką długą podróż, co w jej stanie było nierozsądne. Zwaliłem Devina i w kilku susach pokonałem odległość dzielącą mnie i Aspen, by zgarnąć ją do uścisku.

Love GamesWhere stories live. Discover now