Rozdział 15. Gabrielle

242 29 307
                                    

***

Halloween w teorii powinno zaliczać się do miłych i beztroskich dni. W praktyce miałam ochotę kogoś rozszarpać na strzępy, nie zostawiając nawet skrawka. Najpierw przed wyjściem do szkoły pożarłam się z Miles, później mama prawie doprowadziła mnie do łez, a teraz jakaś franca kleiła się do Alexa, ale to mnie akurat nie obchodziło. Wcale. Jedyne, co trochę mi poprawiło humor to zerknięcie raz jeszcze na zrzut udostępnionego przez Alexa ostatnio zdjęcie. Nie było widać na nim mojej twarzy, ale łatwo szło mnie rozpoznać. I jeszcze ten podpis, wzbudzało to we mnie specyficzne emocje.

Jednak humor szybko zrujnowała mi ta wkurzająca pomponiara.
Boże, jakie te cheerleaderki były irytujące. Otaczały zawodników z każdej strony, popisywały się swoimi nowymi układami i ciągle szczebiotały, jacy to nasi zawodnicy byli fantastyczni, a zwłaszcza ich kapitan. A najgorsza była Serena — uosobienie wszystkiego, czego możnaby chcieć od dziewczyny. Nie dość, że była cholernie ładna, uprawiała sport to jeszcze była inteligentna. A Demi i Callie szybko mnie nią zastąpiły, co dodatkowo zabolało. W zasadzie, nie zdziwiłoby mnie, gdyby Alex też mnie na nią wymienił.

— Ej, wszystko dobrze? — Jak zza kotary usłyszałam głos Maisy, która złapała mnie za ramię.

— Co? A, ja... Tak, zamyśliłam się tylko — wyjaśniłam pokrętnie, odganiając myśli i spychając je do tyłu głowy.

— Ahaa, widzę — mruknęła, zerkając w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał Alex i Serena, ale już go nie było.

Pewnie wrócił do treningu jak pozostali zawodnicy. Jednak Serena nie odpuszczała, nieustannie wlepiała w niego nieustępliwe spojrzenie, ale Alex wyraźnie je ignorował. Niby poprawiło mi to humor, choć z drugiej strony zaraz się upomniałam, bo i tak nic mi do tego, przecież my tylko udawaliśmy.

Nic więcej.

Drużyna dzisiaj miała nieco łagodniejsze tempo. Spokojnie przygotowywali się do pierwszego meczu w sezonie. Wyleciało mi z głowy, z kim zmierzymy się na początku, ale i tak wiedziałam, że chłopaki sobie poradzą. Pod wodzą Alexa, który niczym wprawiony dyrygent potrafił wydobyć najpiękniejsze dźwięki ze swoich kolegów, tworząc czarującą symfonię defensywno-ofensywną.

— Gabby — zwróciła się do mnie Maisy, czym mnie zaskoczyła. Nikt oprócz babci tak na mnie nie mówił, ale ciepło rozlało się w moim sercu. — Nie przejmuj się Sereną, ona i tak nie ma u niego żadnych szans.

Skoro dla takiej laski jak Serena Alex był nieosiągalny, to nie wiedziałam dla kogo byłby dostępny.

— Nie obchodzi mnie to.

Udawałam, że mnie to nie ruszało. Próbowałam oszukać samą siebie, ale gdzieś głęboko w sobie doskonale zdawałam sobie sprawę, że odrobinę mnie to jednak absorbowało. I to nie w pozytywnym sensie.

— Jasne, widzę, totalnie masz to gdzieś — odparła rozbawiona Maisy.

Nie wiedziałam, o co jej chodziło. Ale do końca treningu uparcie olewałam Alexa, który spoglądał w naszą stronę, co jakiś czas i posyłał nam zawodowe uśmieszki, podczas wykonywania swoich popisowych zagrywek, co zauważyłam kątem oka.

Skupiłam się na innych zawodnikach, Garrecie czy Elliocie, ale żaden z nich nie wydawał się aż tak utalentowany i interesujący jak Hayes. No, ale trudno.

Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.

— Idziemy? — zagadnął Alex, przeskakując przez bramkę i wchodząc na trybuny.

— Mhm.

Minęłam go bez zbędnych komentarzy i ruszyłam do wyjścia. Maisy jeszcze coś do niego krzyknęła, ale Alex już był obok mnie.

Love GamesWhere stories live. Discover now