Część 38

4.4K 253 35
                                    

Hank

Obmyłem swoją ranę szarym mydłem w klubowej łazience przy moim biurze. Krwawiło gorzej, niż wyglądało. Zostanie blizna, ale to przecież nie pierwsza. Wystarczy przez kilka dni zmieniać często opatrunki i nic się nie stanie. Kula dosłownie smyrnęła moje ramię.

Tym razem nie było po co iść do lekarza.

Wyrzuciłem brudne ręczniki papierowe do śmietnika i otworzyłem wodę utlenioną, przesuwając zakrwawionym kciukiem po etykiecie na butelce. Jeden kącik ust uniósł mi się w zbolałym uśmiechu. Tę samą butelkę użyłem w swoje urodziny, kiedy Eda zraniła swoje kolana. To był ostatni wieczór, gdy wszystko między nami grało.

Jezu, jak to możliwe, że nawet jebana butelka sprawiła, że znów sobie o niej przypomniałem? Minęły przecież dwa miesiące. Czy ból nie powinien zelżeć? I, cholera, może by zelżał, ale wciąż nosiłem w sobie poczucie winy, które ciążyło mi na barkach.

Wylałem pół butelki na ranę i zauważyłem, że to bardziej bolało niż samo postrzelenie. Może to za sprawą adrenaliny, która już uleciała z mojego organizmu. Cisnąłem do kosza opakowanie, by choć trochę się wyżyć, ale nawet to nie pomogło.

Zakleiłem sobie ranę opatrunkiem i dwoma kawałkami plastra, a potem westchnąłem i mentalnie przygotowałem się na kolejny długi i męczący wieczór.

Wyszedłem z łazienki i od razu wiedziałem, że nie powinienem z niej wychodzić. Na krześle przy moim biurku czekał na mnie Rick.

Jeszcze tej cholery tu potrzebowałem...

Westchnąłem jeszcze raz i podszedłem do małej szafy. Jak tak dalej pójdzie, to znowu będę musiał zaopatrzyć ją w czyste ubrania. Zabrałem z niej białą koszulę. Tylko one mi tu zostały.

– Nawet się ze mną nie przywitasz?

Zapiąłem każdy guzik i dopiero wtedy usiadłem przy biurku.

– Co tym razem mogę dla ciebie zrobić, drogi wujku? – zapytałam, ale mój głos był podszyty lekkim sarkazmem.

Facet zmrużył oczy, ale nie podłapał przynęty.

– Skąd ta rana? – skinął brodą w kierunku mojego ramienia.

– Tylko nie mów, że się o mnie martwisz.

Tym razem już się nawet nie powstrzymywałem.

Rick zacisnął zęby.

– Przestań pieprzyć i bawić się ze mną, smarkaczu.

Roześmiałem się.

– Smarkaczu? Chyba zapominasz, z kim rozmawiasz? Ponad dziesięć lat siedzę na tym krześle, a ty wciąż nie rozumiesz, że nie masz tu nic do gadania.

– Nie zapominaj, że gdybyś nie zabił swojego ojca, to może ja bym tam siedział – burknął.

Tak... jeśli to on by go zabił...

Jezu, znowu ta gadka. Nie miałem już na to siły.

Ile można? To jak walka z wiatrakami.

– Po co tak naprawdę przyszedłeś? – zapytałem znużony. Miałem już dość słuchania gówna z jego strony.

– Rozmawiałem wstępnie z ojcem Dmitrija, Ivanem. Wiesz, że ma córkę, prawda? Niedawno skończyła osiemnaście lat. Oboje z Ivanem uważamy, że wasze małżeństwo ukróciłoby tę wojnę. Powiedział, że jeśli weźmiesz ją za żonę, to nastanie rozejm. Wystarczy tylko twoje tak, a ta wojna zakończy się w tej chwili.

Chyba się przesłyszałem.

– Co zrobiłeś? – zapytałem z niedowierzaniem.

Rick przewrócił oczami.

My baby shot me down - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now