Czarny Jogurt

50kolorowyKameleon

38.2K 4.6K 14.4K

Większość uczniów nie jest ludźmi i większość o tym nie wie. James wciąż musi kłamać, bo jeśli to wyjdzie na... Еще

spis postaci
prolog
frytki
sprej
sok aroniowy
płyn do zmiękczania
wódka
keczup
przyprawy
ciemność
ciastka
monopoly
spalone chusteczki
siniaki
krzyki
przedświęta
święta
gin
kawa z lodami
excalibur
niepsychoaktywne ziółka
elfi kartel
suszone robaki
freski tworzone długopisami
latarki
lustrzani
kelner z twarzą brada pitta
dyrektorskie biurko
akryl na skórze
różowa herbata
niepocałowane blizny
czerwone zasłony
utopiony kościół
śpiewane listy
klucze na haftowanym dywanie
imiona
biała sukienka
czarne kwiaty
mieszkanie
podróże
twister
syzyf
edyp
słowa o smaku mrozu
opowieści na dobranoc i owsianka na dzień dobry
epilog
koniec
DRUGA CZĘŚĆ
one-shot o w. i marcusie

trzy czwarte kieliszka koniaku

488 80 340
50kolorowyKameleon

Pojechali do Włoch, rodzice wypili bombardino, wrócili do Szwajcarii. Tyle powiedział Edwinowi, a przynajmniej tyle zamierzał. Gdy malarz zauważył zdartą skórę na brodzie, musiał się przyznać do jazdy między trasami, dla zaoszczędzenia czasu, i bliskiego spotkania z drzewem. Edwin uznał, że drzewa w przeszłości rządziły światem, ale zostały przeklęte i od tej pory w milczeniu nienawidzą ludzi. James się zgodził, bo może w jakimś wymiarze to prawda.

Był piąty dzień jazdy, słońce świeciło mocno jak w ciągu wszystkich poprzednich i tylko w wyższych partiach wiatr zacinał lodem w twarz. Na specjalne życzenie Kaedena.

Xanthia, tęsknię za jazdą w mleku.

Xanthia, pozwól mu zrobić śnieżycę.

Xanthia, nudzę się.

Xanthia, Edwin musi się uczyć w różnych warunkach.

Xanthia, chcę hamować samym rozkładaniem rąk.

Xanthia, chociaż wiatr, proszę.

Xanthia, ta pogoda robi się podejrzana. Możemy mieć wiatr?

James prawie podziękował matce, że zgodziła się tylko na wiatr. Ograniczał widoczność jedynie na samej górze, a tyle mogli wytrzymać. Zresztą przez większość czasu nie wciągali się na najwyższy szczyt.

Prawie, bo gdyby tym razem nie robiła za tego bardziej odpowiedzialnego rodzica, i tak by nie posłuchał. Nawet kosztem nierozmawiania z nimi przez najbliższy miesiąc.

I to nie tak, że Kaeden nie potrafił być odpowiedzialny. Codziennie odmawiał Xanthii jeszcze jednego razu, siłą ściągając żonę ze stoku. On przesadzał z prędkością i nie lubił, gdy rzeczy szły zbyt łatwo, ale znał swoje możliwości. Jeśli tracił kontrolę nad nogami – schodził do knajpy. Xanthia musiała dać z siebie maksimum.

– Jak wpinasz narty? – James zbeształ Edwina.

Mieli zejść ze stoku dobre pół godziny temu, ale rodzice wciąż do nich nie zjechali. Gdyby teraz siedział przy stoliku nad niemożliwie drogimi frytkami, paranoja by go wykończyła. Dlatego męczył swojego malarza kolejnymi instrukcjami.

– Pomóż mi się wpiąć, dupku.

– Ucz się.

– Obcej lasce pomogłeś.

– Zwiozłem jej zgubiony kijek i upewniłem się, że nic jej nie jest. Stanowiła zagrożenie. To był mój obowiązek.

– Też zaraz zacznę stanowić zagrożenie.

– Nie, ponieważ tu stoję i wszyscy widzą, że muszą cię omijać. Poza tym zwiozłem ci nartę. Mogłem kazać ci po nią wchodzić.

– Och. Dzięki ci za to miłosierdzie. Ale powiedz. Chodziło o mnie, czy wypięta narta na środku stoku stanowiła zagrożenie?

W odpowiedzi James tylko się uśmiechnął. Bardzo krzywo.

– Cieszę się, że zależy ci na moim szczęściu, Devir – ironizował Needly.

– Ładnie upadłeś. Gdyby narta ci się nie wypięła, mógłbyś od razu wstać.

– Wow. Wiesz. Mam już wprawę.

W tym momencie James zauważył swoich rodziców. Trzymali się za ręce, chociaż przez różne style jazdy zawsze mieli problem z synchronizacją ruchów.

– Zaczekaj tu, Edwin. Jadę ich ochrzanić.

W rzeczywistości odjechał na bok – w miejsce, które rodzice będą musieli za chwilę minąć – żeby zapytać, co się stało. Ruchy Kaedena wyglądały niepokojąco sztywno, a Xanthia zarzuciła próby jazdy synchronicznej z mężem, gdy złamał jej obojczyk, więc nie mogła go trzymać przez jakieś romantyczne bzdury. Tak jakby samo spóźnienie nie było wystarczającym sygnałem, że coś nie gra.

Mógł przysiąc, że matka powtarza: skręt przed każdym ruchem. Kiedy podjechali wystarczająco blisko, rzuciła: stop, a on mógł zauważyć, jak blady był Kaeden.

– Co zrobiliście?

– Ojciec wpadł na oblodzony odcinek na przewężeniu i wypadł z trasy.

– O którym przewężeniu mówisz? – James chciał tylko się upewnić, że chodzi o miejsce, gdzie z jednej strony można uderzyć w ścianę śniegu, a z drugiej zlecieć w przepaść.

– Tym z urwiskiem. Gdyby nie telekineza, byłbyś w połowie sierotą.

– Zatrzymałbym się na drzewie – wymamrotał Kaeden. – Wezmę Edwina.

Puścił dłoń żony i powoli zjechał do malarza. Musiał stanąć kawałek niżej, ale Edwin chwilę wcześniej wygrał bój z zapięciem narty, więc but wskoczył na swoje miejsce. Z szeroko rozstawionymi nogami zsunął się do Kaedena, który rzucił ze sztucznym uśmiechem:

– Głodny?

– Jak diabli, panie D.

Zanim ta dwójka dotarła do knajpy, Xanthia zamówiła niemożliwie drogie frytki. Gdy miała już pewność, że nikt nie zemdleje na stoku, rzuciła do syna:

– Wciągasz się ze mną na trzy osiemset?

Ojciec mógł przed chwilą prawie umrzeć, ale James nie potrafił odmówić matce wjechania na szczyt, którego wysokość przekracza trzy tysiące osiemset metrów nad poziomem morza. Zwłaszcza że musieli tylko wsiąść do pobliskiej gondoli.

– Edwin, postaraj się, żeby mój ojciec przeżył do naszego powrotu.

I tak po prostu zostawili ich przy stoliku z niedopitym calimero Xanthii i kubkiem po herbacie Jamesa.

– Chcesz? – Kaeden machnął ręką w stronę szklanki żony.

Wcześniej widział, jak Edwin pije po Jamesie. Może to nie to samo, co po teściowej, ale dla Kaedena jego teściowa zawsze była drugą matką, więc nie widział w tym nic dziwnego.

Edwin tylko wzruszył ramionami i zapytał:

– Co w tym jest?

– Bombardino i espresso.

– Nie wiem, czym jest bombardino, ale nie piję kawy od wylotu ze Stanów.

– Podgrzany ajerkoniak z whisky i bitą śmietaną. Mogę ci zamówić.

– Nie piję alkoholu, panie D.

– James ci nie pozwala?

Edwin przechylił głowę. Strąki zniszczonych włosów opadły mu na twarz. Wokół oczu wciąż można było zauważyć czerwony ślad po goglach, a usta błagały o pomadkę.

– Skąd ten pomysł? Żona panu nie pozwala?

W odpowiedzi Kaeden demonstracyjnie podniósł grzaniec.

– Pozwoliła.

– Czyli jest pan pantoflarzem?

– Albo alkoholikiem na krótkiej smyczy.

– Nie łatwiej całkiem rzucić?

– Ty tak zrobiłeś? – zapytał półżartem.

Uśmiech zadrżał Edwinowi w kącikach ust, ale malarz utrzymał pogodną twarz.

– Tak.

Kaeden nie zamierzał pozostać w tyle, więc z widocznym pod rozbawieniem niepokojem drążył:

– Miałeś dobry powód, żeby pić?

– A pan?

– Straciłem rodziców.

– Wtedy nie miałem rodziców.

– Czyli twoja mama...

– Nie, nie jest adopcyjna. Po prostu wtedy nie umiała być mamą.

– A tato?

– Ma nową rodzinę.

Z mieszanką niedowierzania i sentymentu Kaeden pokręcił głową.

– Nie mogłeś być szczęśliwym dzieckiem.

– Nie byłem.

– Nie to mam na myśli. James... Założy kiedyś sierociniec i nikt się nie zdziwi.

– A tak. Słyszałem.

Po tym stwierdzeniu siedzieli w ciszy, dopóki Edwin nie poczuł się niezręcznie.

– Jak pan poznał Xanthię?

– Nasi rodzice byli współlokatorami.

Lustrzani podróżnicy, przynajmniej ci, wśród których się wychował, mieli w zwyczaju mieszkać po kilka osób w dużych domach na zboczu pensylwańskiej góry. Może w innych częściach Granicy nie oszczędzali tak na miejscu, ale w ukrytej między drzewami wiosce liczył się każdy metr, a lustrzani nie potrafili żyć w małych mieszkaniach. Do takich nie można zaprosić wiele osób.

– Wow. I nie była dla pana jak siostra?

– Była. Dlatego kręciliśmy się wokół siebie przez kilka lat i udawaliśmy, że nic więcej nie chcemy. – Jego twarz wyrażała coś między sentymentem a mieszaniną rozbawienia z zażenowaniem. – Pamiętam, jak wpadłem kiedyś do swojego pokoju w dormitorium, tam zawsze siedziało pełno ludzi, i zapytałem, kto chce uprawiać seks na biurku dyrektora. Wszyscy podnieśli ręce, więc musiałem dodać, że ze mną, bo Ella, moja dziewczyna, stchórzyła. Akurat wszystkie dziewczyny były moimi kuzynkami, więc...

– Została tylko Xanthia?

– Nie. Była w łazience. Został nasz przyjaciel, który stwierdził, że będzie sobie wyobrażał dziewczynę, ale chce to sobie przypominać za każdym razem, gdy Hans zawoła go na dywanik.

Pominął informację, że owy przyjaciel jako niezwykle utalentowany teleporter lądował u dyrektora bardzo często. Hans do końca wierzył, że wyciągnie z niego, gdzie ich paczka znika nocami.

– W tym momencie – kontynuował Kaeden – Xanthia wróciła do pokoju. Byłem trochę zdesperowany, bo moja wyobraźnia nie jest aż tak bujna. Rzuciłem, czy będzie się ze mną ruchać na biurku Hansa. Ona, że ok. Ja: Ok? Ona: Ok.

Edwin tylko mrugał.

– Okej. To było dziwne – stwierdził Kaeden. – Nie mów Jamesowi.

– Okej, panie D.

– Okej.

– Okej.

– To jak ci się podoba na nartach, Edwin?

– Są straszne. Nie rozumiem, co w nich widzicie.

– Adrenalinę, wolność, sens...

– Sens?

– Może nie w nich, ale przez nie... Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Jeżdżę bardzo szybko. Naprawdę bardzo szybko. – Dopił wino. – I kiedy najmniejszy zły ruch może być końcem, wiem, że żyję. Dopiero wtedy to doceniam.

– Co jeśli to będzie koniec?

– Będę szczęśliwy. Nie chodzi o to, że chcę umrzeć. Tylko nie rozumiem ludzi, którzy żyją tylko tym, że przez coś mogą umrzeć. Gdzie tu jest sens? Ciągle się bać? I tak umrzesz.

– Jakość nie ilość?

– Tak. Chcę zdać sobie sprawę, że zaraz skręcę kark i pomyśleć, że było warto.

– Co z Jamesem? Xanthią? Ludźmi, którzy przez pana stracą życie?

Kaeden wzruszył ramionami.

– Jestem egoistą. I okropnym człowiekiem.

– Nie zauważyłem.

– Widocznie dobrze udaję.

– Kiedy James miał atak paniki, nie wyglądał pan, jakby udawał.

Idealnie trafił z komplementem, ale zanim Kaeden zdążył zgubić maskę, zawołał kelnera.

– Chodź, Edwin. Pokażesz mi, co umiesz.

Pokazywanie nie trwało szczególnie długo. Xanthia ostro zahamowała, sypiąc im śniegiem w twarz. Kaeden spodziewał się małego uśmieszku, ale zauważył rozbiegany wzrok żony i już wiedział, że znowu coś jest nie tak.

– Widzieliście Jamesa?

Nie widzieli Jamesa. Ani wtedy, ani przez następne dwie godziny, kiedy Xanthia wracała tą samą trasą, szukając połamanego syna na stoku. Ostatecznie odesłała pozostałych panów do hotelu, na wypadek gdyby dzwonili ze szpitala.

Nie dzwonili. Nikt nie dzwonił. Kaeden zabrał Edwina do swojego i Xanthii pokoju. Na szafce stał koniak, którego pił po śniadaniu. Kulturalnie nalał ćwierć kieliszka.

– Żona panu pozwoliła? – Edwin zażartował z wyczuwalnym napięciem.

– Żona zgubiła dziecko w górach. Sam sobie pozwoliłem.

Później pozwolił sobie na kolejną i jeszcze następną, aż musiał otworzyć nową butelkę. Przez cały czas mówił o górach. Alpach, dolomitach, Apeninach, himalajach, Andach, kordylierach, Zagros, ural, atlas... Kiedy dotarł do Esja, przypomniał sobie poznaną przed sylwestrem kobietę, która nuciła znajomą kołysankę. Ulubioną wujka W. Zapytał o tłumaczenia, a zamiast niego dostał genezę. Tekst pochodził z dramatu, gdzie para przestępców musi wrzucić swoje dziecko do wodospadu. Zaczął się zastanawiać, czy Xanthia mogłaby zabić Jamesa, ale w tym momencie już tylko bełkotał.

Edwin przekonał Kaedena, żeby położył się do łóżka, i poczekał, aż zaśnie. Słońce dawno zniknęło za górami. Xanthia nadal nie wróciła. Nikt nie zadzwonił w sprawie Jamesa.

Malarz zszedł do recepcji. Poprosił o telefon. Wybrał numer, który Devirowie dali mu przed wyprawą do Włoch.

– Dobry wieczór – usłyszał z brytyjskim akcentem. – Goldblood Manor. Pamela Waterford przy telefonie.

– Um. Edwin Needly. Ja jestem z Devirami we Włoszech i dali mi ten numer, gdyby coś się stało...

– Proszę zaczekać.

Czekanie trwało tylko chwilę. Zaraz po drugiej stronie odezwał się podstarzały, męski głos.

– George Goldblood przy telefonie. Co się stało, panie Needly?

– Ja, uch. James się zgubił w górach. Jestem z panem Devirem w hotelu, a pani Devir szuka Jamesa i robi się ciemno, i nie wiem, co robić.

– Proszę zaczekać. Oddzwonię.

George powoli westchnął i wybrał numer Marcusa. Znów odebrała sekretarka z tą samą formułką: panowie Nobilian są niedysponowani. Czy życzy pan sobie zostawić wiadomość?. Życzył sobie. Oddzwonił do chłopca Devirów.

– Proszę się ze mną skontaktować, gdy tylko znajdziecie Jamesa. Jeśli tak się nie stanie w ciągu najbliższych dwunastu godzin, również proszę o telefon.

– Dobrze. – Edwin rozłączył się bez pożegnania, ale nie miał siły na wstyd.

Już stał przy windzie, gdy recepcjonistka krzyknęła:

– Panie, Needly! Telefon!

Wrócił biegiem i wyrwał kobiecie aparat z ręki.

– Halo?

– Edwin?

– James? James! Bogu dzięki, nic ci nie jest.

– Primo od kiedy wierzysz w Boga? Secundo skąd wiesz, że jestem bezpieczny? Może dzwonię, żebyście zapłacili okup.

– Ile?

– Siedem minut w niebie z utalentowanym malarzem.

– Nie mamy tu takich.

– Kłamie pan, panie Needly. Nie zależy panu na życiu pana Devira?

– Jakoś nieszczególnie.

– W takim razie daj moją mamę do telefonu.

Edwin zacisnął usta.

– James, nie ma jej tutaj.

– Nie rozumiem.

– Szuka cię.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła ciężka cisza. Edwin zaczynał podejrzewać, że James się rozłączył, kiedy usłyszał:

– Jeśli podam ci nazwę restauracji, przyjdziesz po mnie z latarką?

wymyśliłam ten rozdział rok temu w livigno. (livigno>santa caterina>isolaccia>bormio tak btw.) i chyba za dużo czasu spędził w mojej głowie, bo nie mogłam go napisać. zwątpiłam, czy jeszcze potrafię. w pewnym momencie już jakoś poszło, ale rozmowa edwina z kaedenem brzmi jak wywiad i ogólnie jakoś sztucznie. będę sobie wmawiać, że po prostu niezręcznie się czuli.

przez cały czas planowałam, że kaeden będzie próbował namówić edwina na whisky, ale nagle w dialog wkradło się to o alkoholizmie i kaeden już nie mógł tego proponować.

16.03.2020

Продолжить чтение

Вам также понравится

3.8K 306 12
rodzina nialla przeprowadziła się do sąsiedztwa harry'ego, gdy miał pięć lat. ich mamy się zaprzyjaźniły, jednak niall nie mógł znieść zielonookiego...
3.3K 414 10
Od malucha ukrywany w puszczy ze względu na swe magiczne zdolności Castiel dostaje od losu szansę na zmianę, gdy do jego kryjówki trafia pewnego dnia...
4K 462 13
Dean jest tak cholernie zmęczony. Oczy mu się kleją, ale sen nigdy nie nadchodzi. Z pomocą nadciąga mu pewien skrzydlaty przyjaciel. Dbając o dobry s...
15.5K 1K 23
Szesnastoletni Isak idzie do nowej szkoły Hartvig Nissen w Oslo. Pierwszoklasista przeżywa problemy miłosne oraz domowe. Jego matka siedzi w więzieni...