suszone robaki

615 87 244
                                    

Sprofanował kawę miodem.

Przynajmniej tak to określił Edwin, po tym, jak, korzystając z chwili nieuwagi Jamesa, wypił kilka łyków. Do własnej wlał przerażającą ilość syropu waniliowego. Czekoladowy skończył tydzień wcześniej bez niczyjej pomocy, ponieważ pamiętny drugi lutego skutecznie obrzydził Glorii aromat kakao. Picie syropu szklankami jednak nie było dobrym pomysłem.

W przeciwieństwie do malarza James mógł wytłumaczyć swoją profanację. To znaczy wytłumaczyć przed Glorią. Edwinowi nie przyznałby, że zbawienny wpływ kofeiny wzmocnił ziołami od cioci Valarie.

Oczywiście miał dobry motyw. Mianowicie dwadzieścia cztery godziny bez snu, a wszystko to przez Edwina. I częściowo Glorię, ale ona została wyciągnięta za ramię o trzeciej nad ranem z ich sypialni. Nie, żeby stawiała opór. Po prostu plastyk zdążył stracić cierpliwość.

Gloria rzecz jasna również miała dobry powód, by namiętnie łamać regulamin. W końcu jej ulubiony psycholog o siódmej trzydzieści planował zniknąć na dwa tygodnie, a ona musiała wylać z siebie emocje. Zwłaszcza że W. od kilku tygodni nie odbierał telefonu, a bratu nie zamierzała się zwierzać.

Dlatego James już o drugiej przestał próbować zasnąć i słuchał, jak Edwin udziela życiowych rad jego kuzynce. Przy okazji stwierdził, że otępiająca moc zauroczenia przestaje działać, bo Gloria wypowiadała się na temat Wymonda zaskakująco rozsądnie. Zwykle na tym etapie, gdy emocje wreszcie opadały, kompletnie traciła zainteresowanie gachem. Jednak tym razem na początku zafiksowała się wyjątkowo mocno. Może dlatego a może przez to, jakie miłe, ciepłe uczucia wywoływały w niej starania Wymonda, nadal go nie odtrąciła.

Jeśli miałby znaleźć metaforę dla emocjonalności Glorii, wybrałby zapałkę. Płomień pojawiał się nagle, ale szybko pochłaniał patyczek, parzył i kończył zadeptany.

Po tym, jak wujek Basile wyciągnął pannę Rived na korytarz, próbowali zasnąć. James prawie dał radę, ale Edwin nie potrafił wyleżeć w ich standardowej pozycji z nogami unieruchomionymi nogami Devira i rękami owiniętymi wokół jego klatki piersiowej. Wciąż nie potrafił uwierzyć, że jest większą łyżeczką. Devir zawsze wydawał mu się dumnym, dominującym złym chłopcem w garniturze. Naprawdę, gdyby ludzie mieli metki, na Jamesa byłoby 100% seks. Może Edwin powinien napisać mu to na plecach.

W każdym razie malarz leżał za James, na Jamesie, pod Jamesem, a nawet spróbował przed i obiecał kiedyś wytłumaczyć, dlaczego nie lubi być małą łyżeczką. Chodził po pokoju, kładł się na podłodze, zwijał na fotelu i maltretował usta Jamesa, który nie protestował z nadzieją, że malarz wyżyje się emocjonalnie i wreszcie zaśnie. Nie zasnął, więc prawie ukradli farby i płótno z sali artystycznej, ale zdali sobie sprawę, że dochodzi szósta.

Tak oto o ósmej stali z termosami kawy na lotnisku w Gold Mount i czekali, aż ktoś podsunie schody do samolotu Jamesa. Ponieważ James uważał przechwałki za obdzieranie własnej osoby z godności, Edwin myślał, że samolot należy do państwa Devir.

Podróż do Waszyngtonu zajęła godzinę, podczas której Edwin tkwił gdzieś pomiędzy "chcę spać" a "rozpiera mnie energia", więc półleżał, półsiedział z palpitacjami serca. Narzekałby, że nie powinien pić tyle kawy, bo co mu po sztucznej energii, skoro psychicznie jest wykończony. Narzekałby, gdyby James nie krążył po samolocie, wyrzucając z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, robił pompek, biegał, skakał, a nawet tańczył, wywołując uśmiech na ustach swojego malarza.

Przy lądowaniu niemal podskakiwał na fotelu, a później próbował wynieść Edwina z samolotu, ale zahaczył głową malarza o któreś oparcie.

Przepraszał przez całą drogę do przerażająco czerwonego auta, o które opierała się Xanthia Devir w równie czerwonym płaszczu i na szczęście czarnych botkach. Przytuliła syna, po czym uśmiechnęła się do Edwina. Niemrawo odwzajemnił gest i pochwalił samochód.

Czarny JogurtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz