dyrektorskie biurko

571 80 349
                                    

W świecie, z którego pochodzili Goldbloodowie, słońce świeciło mocno i rzadko znikało za chmurami. Zmieniało naturalnie brązową skórę ludzi w czarną, a jasnożółtą wampirów w pomarańczowo-brązową.

Przynajmniej złotokrwiści wyglądali na uzależnionych od solarium, bo antagonistyczny gatunek, zgodnie z legendami, ginął na słońcu. Dodatkowo bladość pogłębiała srebrna krew i jedyne, co kiedyś Jeffrey mógł o nich powiedzieć to, to że wyglądali obrzydliwie.

Po latach spędzonych poza rodzimym wymiarem nauczył się doceniać jasną cerę, ale nigdy nie przestał kochać uczucia ciepłych promieni na skórze. Nawet teraz, w środku zimy, korzystał z pięknej pogody i przez otwarte okno wygrzewał się na słońcu. Dopóki nie trzasnęły drzwi, rzecz jasna.

Tamsen Rived, młodszy brat Glorii i ulubiony krewny Nejca, wpadł do gabinetu dyrektora z zadyszką godną plastyka po pokonaniu schodów.

– Wujek musi mnie schować.

– Słucham?

– Zrobiłem coś strasznego. – Przerwał albo dla napięcia, albo naprawdę nie mógł oddychać. – Powiedziałem cioci Honorine, że bez Jamesa nie ma po co przychodzić na obiad. Ja wiem, że to samobójstwo, ale ta kobieta odebrała nam frytki. Frytki! Rozumie to wujek?

Istny koszmar – Jeffrey przełknął sarkazm.

– Rozumiem, Tamsen. Ale dlaczego ja mam cię ukryć?

– Tylko wujek może ją powstrzymać! Chciałem się schować u wujka Nejca, ale on uznaje władzę kobiet i by mnie nie uratował. – Skupienie godne złotej rybki pozwoliło mu przeskoczyć na nowy temat szybciej, niż Jeffrey obecnie myślał. – A w ogóle to byłem u Glorii, która tak swoją drogą, jeszcze by mnie wydała z uśmiechem, i przyszedł wujka bratanek.

Jeffrey jęknął w duchu, bo na głos mu nie wypadało. Dorian terroryzował szkołę imienia swojego wujka, odkąd do niej trafił, ale to nigdy nie stało się łatwiejsze do zniesienia. Tamsen kontynuował:

– Przyszedł pożyczyć Glorii jakieś romansidło, bo wie wujek, że oni się nimi ciągle wymieniają, chociaż Gloria czasami lubi przeczytać coś krwawego. Na przykład ostatnio... Nie. Nieważne. O czym mówiłem?

– O Dorianie.

– A tak. Więc Dorian przyszedł i zapytał, kiedy wraca Devir. Gloria na to: Stęskniłeś się?, a on jej mówi, że nie ma z kim grać w pokera. Wymond się zaśmiał, że chyba raczej przegrywać, ale Dorian się nie wkurzył, tylko machnął ręką i jejku. Jak mi go było żal. Bo wie wujek... – Kątem oka zauważył papierową torbę na biurku. – O, kanapka.

– Zostaw. – Wyrwał dziecku jedzenie. – To dla Nejca.

– No. Przyda się, bo on żyje na słodyczach i kawie. Ale wracając, myślę, że Dorian tak naprawdę lubi Jamesa. W sensie zrobił z niego swojego nemezis, bo godny przeciwnik i w ogóle. Oni mogliby być takimi przyjaciółmi, którzy ciągle ze sobą konkurują, ale Dorian nie chce się przywiązywać do ludzi, a James pozwala tylko Glorii wpychać się z butami w swoje życie. No a Dorian jest trochę zafiksowany na punkcie życiowych misji i zmusza Jamesa do realizowania swojej.

Nie mogąc wybrać między przerażeniem a uznaniem, Jeffrey pokiwał głową. To dziecko mogło wyciągnąć z kogoś najgłębiej skrywane sekrety i rzucić nimi w twarz przypadkowej osobie.

Uznał za stosowne skomentować psychoanalizę przeprowadzoną przez piętnastolatka:

– Zakładałem, że jest zazdrosny o uwagę, jaką otrzymuje James i zły, że jej nie docenia.

– To też – przytaknął Tamsen. – Ale nie chciałbym być nim. Musi być samotny w chu... steczkę.

Zlekceważył niedoszłe przekleństwo. Zanurzył się we własnych myślach, analizując zachowanie bratanka i swoje podejście do niego. Może powinien być lepszym wujkiem.

Czarny JogurtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz