opowieści na dobranoc i owsianka na dzień dobry

390 44 242
                                    

Edwin poczuł ciepły oddech na karku i nagle coś dużego szturchnęło go w tył głowy. Odwrócił się, że zobaczyć czarne nozdrza i odskoczył z krzykiem.

– W., zabierz stąd swojego kucyka – poprosił Marcus.

Kucyk był wyższy od każdego konia, jakiego Edwin kiedykolwiek widział, a z jego czoła wyrastał róg długości przedramienia. W dodatku znów szturchnął Edwina.

– Lucy! – krzyknął W.

– Tak, mamo? – usłyszeli nad sobą.

– Mówiłem do krowy.

– Na miejscu tego jednorożca zabiłbym cię we śnie.

– Zejdź tu i się nim zajmij.

Kiedy potężny wampir wcale-nie-dyktator zaproponował Edwinowi nocleg, nie spodziewał się, że dzieciak z różowym gniazdem na głowie będzie go bronić przed jednorożcem. Może malarz miał czyste serce i kucyk chciał je zjeść.

Właściwie Marcus nie zaproponował mu noclegu, tylko informacje. Edwin mógł teleportować się z wampirami do Norwegii, gdzie Marcus wytłumaczyłby mu, jak działa Granica oraz ich organizacja, ale mógł też od razu jechać do nowej szkoły. Ponieważ Edwin był nierozsądnym idiotą, który uwielbia wszystko stawiać na jedną kartę, wybrał opcję numer jeden. To z noclegiem wyszło później, gdy Marcus zapytał, czy woli wykład teraz, czy rano. Prawie powiedział, że teraz, ale rozsądek go dogonił i zdecydował, że i tak nic nie zapamięta.

Dzieciak z różowym gniazdem na głowie odciągnął uwagę jednorożca, a W. zaprowadził Edwina do pokoju z ogromnym łóżkiem i łazienką obok. Zostawił go na chwilę, żeby przynieść piżamę, ale Edwina niespecjalnie to interesowało. Położył się na wznak z zamiarem przemyślenia ostatnich wydarzeń. Planował iść chronologicznie od włamania do gabinetu Jeffa, jednak w głowie wciąż miał babcię Glorii z jej: James, takich rzeczy to się nie mówiło nawet za mojej młodości, gdy przyłapała ich w jadalni Goldbloodów.

Zakrył twarz przedramieniem, przez co prawie przegapił moment, w którym W. wrócił z piżamą. Zresztą Nobilian nie rzucił nawet głupiego dobranoc, więc równie dobrze Edwin mógł dalej umierać z zażenowania.

Zażenowania, które wciąż było lepsze niż koktajl emocji pod nim. Niedowierzania, radości, niepokoju i rozczarowania związanych z samym zachowaniem Jamesa, a zaraz za nimi strach, o którym wolał nie myśleć, więc znów odtwarzał w głowie wydarzenia z jadalni.

Szok, euforię i swój histeryczny śmiech, gdy ich przyłapano. Dopiero później zdał sobie sprawę, że pośpiech Jamesa, cała ta desperacja, cholernie go martwią. Wtedy przyszło rozczarowanie. Barokowa jadalnia wampirów zdecydowanie przebija dramatyzmem każde romantyczne gówno, które sobie wyobrażał i naprawdę nie potrzebował płatków róż do szczęścia, ale w fantazjach James uśmiechał się miękko i szeptał w jego skórę pytanie o zgodę, i to nie tak, że nie zgodził się na wszystko, co zrobili. Okej, może okazał entuzjazm trochę za późno w porównaniu do pośpiechu Jamesa, ale rozumiał ten pośpiech i wyjście z założenia, że tego chce, skoro oboje wiedzieli, że to on czeka na Jamesa, nie James na niego. Właściwie to nie oznaczało, że akurat w tamtym momencie się zgadza, więc James powinien się upewnić, a Edwin nie powinien myśleć, że to wciąż lepsze niż zachowanie jego byłych, bo porównywanie ssie, ale... Tak naprawdę był rozczarowany, bo ostrożność odróżniała Jamesa od Olliego i Charliego. Ostrożność, której w sobie nie miał jeszcze na początku ich relacji. Pojawiła się z czasem. Może w Szwajcarii, może wcześniej, ale nauczyli się jej od siebie nawzajem, wypracowali ją dla siebie i była ich bardziej niż jakieś frytki czy wódka w kartonach po soku aroniowym.

Czarny JogurtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz