biała sukienka

473 52 245
                                    

ostrzeżenie: dekapitacja i dużo krwi od Wstał ze zbyt miękkiej kanapy do – Zostanie tutaj. streszczenie na dole.

Wszystko w elfach było bardziej. Ciemną skórę miały bardziej ciemną niż ludzie, jasną bardziej jasną. Bardziej szpiczaste uszy, bardziej okrągłe oczy, bardziej drapieżne uśmiechy.

W. został zaproszony do pokoju z niskim stołem i niedobranymi meblami. Pomiędzy kwiecistym fotelem a kraciastą pufą stała obita skórą kanapa. Na kanapie leżał blady, ale jeszcze nie trupioblady, elf. Wstał, widząc wampira.

– Pan Nobilian. Cóż za niespodziewajka... Przepraszam. Niespodzianka. Gwara. Rozumie pan.

– Rozumiem.

– To... jak wy to mówicie? To zaszczyt pana poznać.

– Mnie również jest miło – nie zmuszał się do emocji. Mówił beznamiętnie, patrzył pustym wzrokiem, twarz utrzymywał kamienną. Elf z trudem ukrywał niepokój.

– Co pana do nas kieruje?

– Sprowadza – poprawił W.

– Co pana do nas sprowadza?

– Śmierć Nejca Matija.

Elf przyłożył palce do skroni.

– Matij, Matij. – Zwrócił się do pokrytego bliznami podwładnego. – Skąd to znam?

– Valarie o nim mówiła.

– A tak. Moje kondolencje.

W. postanowił się nie zastanawiać, jak często elf używał tego sformułowania. Łacina jak każdy język ewoluowała. Za czystą uważano formę stosowaną przez urzędników Granicy i w niektórych jej regionach, zwłaszcza tych świeżo zagarniętych. Poza tym w stolicach poszczególnych części, ale multikulturowość tych wymiarów pozwalała usłyszeć na ulicy każdą odmianę. Świat, z którego pochodziły elfy, od dawna był połączony z Granicą, jednak zachował względną czystość etniczną, co pozwoliło na wykształcenie dialektu. Oczywiście wiele zwrotów się pokrywało, ale W. nie wiedział, czy moje kondolencje do nich należał.

– Był pod wpływem waszych narkotyków – poinformował Nobilian.

– Nie zakazaliście nam sprzedawaniać ich nauczycielom.

– Nie przewidzieliśmy konsekwencji.

– Nie możecie nas za to karać.

– Nie zamierzamy.

– To, co pan tu robi?

– Musicie opuścić miasto.

– Ale–

– Nie karzemy was. Przeciwdziałamy.

– Nie musimy was słuchać.

– Sugerowałbym jednak to robić.

Elf zamilkł na chwilę.

– Jeśli wyślemy drugiemu Nobilianowi pańską głowę...

– Nie radzę.

W takich momentach zgraja złoczyńców bezmyślnie rzuca się na głównego bohatera i spektakularnie przegrywa. Elfy czytały książki albo bały się wampirów, bo odpuściły. Chociaż bały się nie tego Nobiliana, co trzeba.

W. nie ostrzegał ich przed sobą. Nie wygrałby w otwartej walce. Gdyby do takiej doszło, Marcus miał dostać jego głowę, włożyć ją do zbiornika z krwią i czekać, aż reszta ciała odrośnie. W międzyczasie zdążyłby go pomścić, a bez męża powtarzającego: Marcus, nie przy każdym bardziej dramatycznym pomyśle, jego wyobraźnia nie miała granic. W. już i tak na zbyt wiele mu pozwolił przy Wiceksiężnej ojczyzny Lusija.

Czarny JogurtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz