śpiewane listy

461 68 263
                                    

Uczniowie szkoły imienia Fredericka Nicolasa Goldblooda o ósmej rano tłoczyli się w sali gimnastycznej i nikt im nie powiedział dlaczego. Szmer niósł się nad głowami zebranych, odbijał od wysokiego sufitu, uniemożliwiał zrozumienie słów. Jakiś chłopak płakał, ale nikt nie potrafił zmusić go do mówienia. Tamsen błagał los, żeby nie mieli do czynienia z jasnowidzem.

Dyrektor Jeffrey Goldblood stanął przed mikrofonem. Przeciągnął dłonią po twarzy, popatrzył po swoich podopiecznych. Brakowało młodszych klas i niektórych nauczycieli.

– Moi drodzy – zaczął. – Pewnie zauważyliście, że nie ma wśród was najniższych roczników. Dzieci zostały zaprowadzone przez swoich nauczycieli na aulę. Są z nimi wszyscy psycholodzy, więc jeśli ktoś poczuje taką potrzebę, może do nich dołączyć.

Nie planował budować napięcia. Nie potrafił dobrać słów. Uczniowie, za których był odpowiedzialni, patrzyli na niego z przerażeniem. Nauczyciele, o których miał dbać, odwracali wzrok.

– Nejc Matji nie żyje.

I tak jak przed burzą, zapadła cisza. Później emocje eksplodowały. Wśród krzyku, płaczu i zdezorientowanych Kim, do kurwy nędzy, jest Matij?, Tamsen wybiegł z sali.

Nie widział korytarzy. Nie czuł rwania w płucach. Biegł bez pamięci, nie wiedząc dokąd, ani po co. Aż ktoś szarpnął go za ramię i Tamsen uderzył w klatkę piersiową jedynej osoby na świecie, za którą potrafił tęsknić miesiącami i nie powiedzieć przepraszam.

– Amando?

– Już, Tamsen, już. Musisz się uspokoić.

– Jak mam się uspokoić, skoro... skoro... – Zadławił się szlochem.

Amando nucąc kojąco, objął twarz Tamsena dłońmi. Ruch skopiowany od pani Rived.

Dopiero wtedy dobiegła do nich zadyszana dziewczyna Tamsena. Finka zmarszczyła brwi na widok największego wroga swojego chłopaka, próbującego go uspokoić. Kiedy Amando wybiegł razem z nią za Tamsenem, bała się, że będzie kopał leżącego.

Nie ona jedyna, bo zaraz stanęła przy nich Valarie Devir, opiekunka psychokinetyków. Oparła się na uczennicy i walcząc o tlen, zapytała:

– Zabierzecie go na aulę?

Przytaknęli i poczekali, aż zniknie za zakrętem.

– Nie chcę tam iść. – Głos Tamsena drżał. – Nie zabierajcie mnie tam. Proszę, nie chcę tam iść. Chcę do wujka.

– Tamsen. – Finka dotknęła jego ramienia. – Nie możemy cię zabrać do profesora Matija. Pójdziemy do twojego pokoju, dobrze?

Pokiwał głową. Złapał oboje za ręce i skupił się na oddychaniu przez usta. Potrzebował chusteczki.

Zaprowadzili go do dormitorium. Dziewczyna Tamsena otworzyła drzwi pokoju kluczem z jego kieszeni. Od razu rzucił się na pudełko chusteczek. Finka i Portugalczyk stanęli na środku krzywo wyszydełkowanego dywanu. Przy akompaniamencie dmuchania nosa, zerkali na siebie z rosnącą niezręcznością.

Na prośbę Tamsena dziewczyna wróciła powiedzieć Valarie, że Amando zostanie z nim na auli. Musiała wciąż widzieć w młodym Rivedzie niewinnego błazna, bo nie zauważyła w tym nic dziwnego.

Amando długo patrzył za nią, szukając haczyka.

– Ona nie wie?

– O szkole, mieście, ogólnie organizacji? Nie. – Stanął przed ciężką komodą. Z szuflady wciągnął klucz. – Ale nie dlatego musiała iść.

Czarny JogurtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz