ciemność

719 130 182
                                    

 – Kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości – rzucił Wymond, gdy James zabrał jego ostatnie ciastko.

Mimo że wszyscy byli bardziej dorosłymi niż dziećmi, Gloria kategorycznie zabroniła przynosić pieniądze. W swojej błyskotliwości Edwin wywnioskował z tego, że Devir dobrze gra w pokera. Pamiętał o alergii na czekoladę, więc przed spotkaniem w pokoju Jamesa, czyli po środowej kolacji, zabrał ze swojej sypialni Oreo. Liczył, że na koniec wieczoru wszystkie do niego wrócą.

Klęcząca przy łóżku Gloria, uśmiechnęła się do swojego chłopaka.

– Powinnam szybko przegrać, żeby nam się układało?

– Jak iść na dno to razem – skomentował Edwin.

Wymond siedział po turecku naprzeciwko leżącego malarza, ale odpowiadając, patrzył w bok, gdzie Gloria podpierała brodę na dłoni.

– Lepsze to niż samotność na szczycie.

– Wolę szczyt. – James siedział z szeroko rozstawionymi nogami na fotelu, który odsunął od biurka i wcisną w przerwę między łóżkiem a ścianą. Łokcie oparł na kolanach, więc z kartami w dłoniach oraz rozpiętą u góry koszulą wyglądał niemal drapieżnie.

Pozycja musiała być niewygodna, bo James zajął miejsce Wymonda, gdy tylko ten wstał.

Wymond objął Glorię i szepnął jej coś do ucha.

– Doradzasz mi, jak przegrać? – Gloria zachichotała.

Leżenie przed Devirem w jego łóżku, nawet podpierając się na łokciach brudnych od wbitych w sweter okruszków, było co najmniej dziwne, więc Edwin usiadł.

Wtedy światła zgasły.

Wszechświat spowiła ciemność, a powietrze przeszył nieludzki krzyk – poetyzując chwilę, w której bębenki uszne wszystkich w promieniu czterech lat świetlnych umarły.

Ogłuchł.

Cholera jasna.

Ogłuchł.

Dobiegł go stuk, kilka szurnięć i przekleństwo Glorii.

– Gdzie to jest!?

Liczył, że szuka latarki.

– James? James! Słyszysz mnie? Odpowiedz!

Ita – wyrzęził potwierdzenie.

– Niech to wampir wyssie! Rozmawiaj ze mną!

Jednak James nie odpowiedział już nawet po łacinie, a Edwin zdał sobie sprawę, że słyszy jego oddech. Szybki. Rozpaczliwy.

Gorączkowe klikanie.

– Gdzie baterie?!

Cisza.

Skrzypnięcie zawiasów.

– James! – Gloria się oddaliła. – Dlaczego nie masz baterii?!

– Szafa...

– Szukam!

Najpierw usłyszał zapalniczkę, dopiero później zobaczył płomień. Jeden zmienił się w dwa, a drugi skończył w jego rękach.

– Trzymaj. – Gloria wcisnęła malarzowi świeczkę.

James wbijał palce lewej dłoni w ramię. Prawej zaciskał na koszuli przy sercu. Rozpaczliwie utkwił wzrok w oświetlonej twarzy Edwina

– Gloria... Boli...

– Needly! Rozmawiaj z nim! Mów coś do cholery!

– Co się dzieje?!

Czarny JogurtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz