kawa z lodami

650 104 353
                                    

Jeśli kogoś ominęła publikacja poprzedniego rozdziału, zapraszam na gin.

– Nie musiałaś zatrzymywać całego autobusu.

– Pojechaliby bez was.

– Mogliśmy jechać bez czapek. Mamy osiemnaście lat. Nie musisz kontrolować tego, jak się ubieramy.

– Musisz trzymać Edwina za rękę, żeby nie spadł z krawężnika.

James oderwał wzrok od Glorii, żeby spojrzeć na wpatrzonego w swoje stopy malarza. Po tym, jak James go złapał, gdy nie trafił w krawężnik, Gloria zauważyła, że jeśli połamie nogi, może zapomnieć o Szwajcarii. Edwin wbrew oczekiwaniom nie zszedł na chodnik, ale Devir podał mu dłoń, jakby zapraszał do tańca i tak w ślimaczym tempie stawiali kolejne kroki.

– Nie widzę związku. Nejc też chodzi po krawężnikach, a nie zatrzymywałaś całego autobusu, kiedy ostatnio nie miał czapki.

– Ostatni raz jechałam z wujkiem Nejcem do miasta w listopadzie, a mamy koniec stycznia.

– Połowę.

– Koniec. – poprawił Wymond. – Od dwudziestego trzeciego zaokrągla się do góry.

Edwin nie podniósł głowy, ale udowodnił, że słucha:

– Który mamy?

– Dwudziesty piąty.

– Godzina jedenasta siedem, temperatura minus cztery stopnie Celsjusza, opady śniegu wreszcie ustały...

Gloria puściła dłoń Wymonda, żeby odsunąć rękaw i spojrzeć na zegarek.

– Jest jedenasta pięć. Nie ściemniaj, Devir. Poza tym od trzech dni nie masz osiemnastu lat.

Wszyscy trzej spojrzeli na nią z zaskoczeniem. Pierwszy zreflektował się James.

– Faktycznie.

– Miałeś w środę urodziny? – nie dowierzał Wymond.

– W środę był dwudziesty drugi?

– Tak.

– Więc tak.

– Więc wszystkiego najlepszego.

– Więc dzięki.

Zamiast skomentować jakże błyskotliwym „wtf", Edwin milczał ze zmarszczonymi brwiami.

Gloria wsunęła dłoń pomiędzy palce Wymonda, po czym oznajmiła:

– To tu.

Stanęli przed kawiarnią z nazwą wypaloną w drewnianym szyldzie. Wymond nie potrafił rozszyfrować ozdobnej czcionki.

Chciał rzucić do chłopaków „siema" czy inne „pa", ale znowu zaczęli się droczyć. Po kilku lodowatych, jednak wciąż niekriokinetycznych, spojrzeniach Jamesa wciagu ostatnich tygodni zrozumiał, że nie warto im przerywać.

Pozwolił wciągnąć się do środka.

Uderzył go jazz, silny aromat kawy i coś słodkiego. Obdarzył tęsknym spojrzeniem ciasta w gablocie, po czym odwrócił się do okna, sprawdzić, co robi Edwin z Jamesem. Nie zwracał uwagi na Glorię, sadzającą go przy stoliku i kelnera.

– Zamówiła dwie porcje lodów śmietankowych w podwójnym espresso – poinformowała. – Jeśli nie będziecie ci smakować, możesz mi oddać.

Wymruczał coś w odpowiedzi, zamiast parsknąć śmiechem. Chłopcy dawno zniknęli z pola widzenia, ale wciąż nie oderwał wzroku od okna.

Nauczona, że Wymond od czasu do czasu pogrąża się w myślach Gloria, składała origami z serwetek. Co prawda Blance nie reagował agresywnie na przywrócenie go rzeczywistości, ale przez resztę rozmowy nie potrafił się skupić. Poza tym Gloria sama nie lubiła, gdy ktoś w czymś jej przerywał, więc nie zamierzała przerywać swojemu chłopakowi. Nawet jeśli przerwałaby patrzenie za okno.

Czarny JogurtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz