Zapomniałem się pożegnać [ZA...

By justynka1304

57K 4.3K 1.1K

Mówiłeś, żebym żył chwilą, abym nie patrzył w przyszłość i niczego nie planował. Teraz już wiem dlaczego nie... More

Wybacz
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40 [16+]
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54*

Rozdział 51

843 82 79
By justynka1304

-Po co to robisz? Czego przy nie siedzisz i prosisz mnie bym jadł? Dlaczego się tak starasz wiedząc, jak bardzo słabym i żałosnym jestem człowiekiem? - ze stoickim spokojem wypowiadałem kolejne pytania, wpatrzony w palce, które jak może się domyślić były całe oblepione lukrem, przez co się okropnie kleiły.

- Oj Maruś - westchnął, po czym uśmiechnął się łagodnie, spoglądając na mnie, bawiącego się dłońmi.

-No odpowiedz, dlaczego?

- Kiedy wszedłem do tego domu po raz pierwszy, byłeś jak taki promyk, jak taka iskra. Wyróżniałeś się najbardziej, mimo tego, iż mówiłeś najmniej i za wszelką cenę starłeś się nie rzucać w oczy. Chowałeś się po kontach mieszkania. Starałeś się za wszelką cenę być niewidocznym, nie zauważalnym. Szkoda tylko, że to właśnie twój blask, ten który starłeś się tak bardzo ukryć przed całym światem, przyćmiewał wszystko. A on umiał go wykorzystać, umiał zrobić z ciebie gwiazdę, nie zdając sobie sprawy, że ty się nią już urodziłeś  - mówiąc uśmiechał się szeroko, jednak oczy miał skupione. Po ostatnim zdaniu, zamyślił się na chwilę robiąc dłuższa pauzę i kontynuując już bez uśmiechu.

- Nim dotarło do mnie jak wiele znaczysz dla niego, jak wiele dla siebie znaczycie, minęło sporo czasu. Na początku nie rozumiałem, dlaczego przywiązuje do ciebie tak dużą uwagę. Byłeś jego oczkiem w głowie. Nie odrywał od ciebie wzroku, co jeszcze bardziej wydawało mi się niedorzeczne, bo przecież byłeś tylko ,, jego kolegą''. Kolegą, którego traktował tak jakby poza nim, cały świat nie istniał. Ufał tylko tobie. Tobie jednemu na świecie. I przez to, że byliście jak jedność, Ty dawałeś mu swoje dobro, ciepło a On obarczał cię swoimi problemami. Nie narzekałeś, nigdy. Mimo obelg, przekleństw, poniżania, zawsze się do mnie uśmiechałeś. Nie pokazywałeś tego, jak bardzo jesteś zmęczony, jak bardzo masz dość, jak bardzo cierpisz. W noc kiedy zaginąłeś, uświadomiłem sobie to wszystko i żałowałem, bardzo żałowałem, że nie zdążyłem powiedzieć ci jak bardzo wspaniałym jesteś dzieciakiem...- mówiąc, miał pogodny wyraz twarzy, ale przez oczy wyraźnie przedzierał się smutek. Mimo tego, iż hamowałem się całą resztą sił jak we mnie była, organizm na wspomnienie o NIM zaczął wariować. Jak przez gęstą mgłę, widziałem niebieskie oczy, które z każdym słowem Kuby stawały się coraz bardziej ciemne, aż w końcu w wyraźnym zarysie jego twarzy, pojawiły się dwa czarne oczodoły, w których była pustka. To był on, ale w formie tak obrzydliwie strasznej, że z każdą sekundą na wspomnienie o nim, coraz bardziej traciłem kontrolę nad mimiką swojej twarzy i odruchami ciała.

-Powiedziałem coś nie tak?! Marek przepraszam! Spokojnie...- ujął moje posiniaczone dłonie, odciągając je od szyi, na której wbrew sobie, silnie je zaciskałem.

Nie dość, że wyglądałem jak jakiś kompletny pojeb, to zachowywałem się nie lepiej. Wszystko wskazywało na to, że chyba już mi naprawdę odjebało od tego bólu, jaki gromadził się we mnie od miesięcy, a który zwiększył się jeszcze ubiegłej nocy.

Moje odruchy, sposób w jaki się zachowywałem, w jaki reagowałem na słowa, gesty, uśmiech były niedorzecznie. Kiedy Kuba silnie ściskał moje dłonie, zamknięte w swoich, doszło do mnie, że z każdą chwilą jest ze mną coraz gorzej...

I właśnie patrząc w przerażone oczy przyjaciela, powoli uświadamiając sobie, jak duża rysa pojawiła się w moje psychice, jakie nieuleczalne rany wyryły się na moim ciele, z mojego wycieńczonego ciała zaczęła sączyć się krew. Spływa polowi, wąskim strużkiem...

Kuba widząc na swoich dłoniach małe, krwisto czerwone plamy, skapujące z mojego podbródka, zacisnął na chwile powieki. Kiedy je otworzył, wciąż nie puszczając moich rąk, przez co ciecz nadal go plamiła, westchnął cicho po czym przysunął się bliżej mnie.

- Spokojnie, słyszysz Maruś? Spokojnie, to tylko krew. Wynik przemęczenia, stresu jakiego doznałeś. Choć... pójdziemy do łazienki.

Przez to, że z każą mijającą sekundą traciłem dość sporą ilość krwi, która wręcz lawiną wylewała się ze mnie, brudząc przy tym mnie jak i Kubę, nie umaiłem zrobić choć najmniejszego ruchu, nie umaiłem zareagować na to wszystko co się dzieje. Czułem jakby głowę ktoś miażdżył mi kowadłem, a uszy zalepił woskiem. Nie słyszałem tego co mówił do mnie mężczyzna, dzielnie starający się bym przeżył ten krwotok. Lecz wystarczyło bym mógł widzieć jego poruszające się nerwowo usta, i te przerażone oczy, bym domyśli się jak w bardzo tragicznej sytuacji jestem...

Zrobiliśmy ładną ścieżkę. Od salonu do łazienki znajdującej się na parterze, każdy wampir doszedłby z zamkniętymi oczami. Rozmazania, czerwona ciecz była czymś odrażającym i kiedy spojrzałem się za siebie, będąc już za rogiem pomieszczenia, miałem wrażenie jakby co najmniej Kuba wlekł jakiegoś trupa a nie prowadził do łazienki wpół żywego chłopaka.

Dziesięć, piętnaście, dwadzieścia a może nawet trzydzieści minut spędziłem siedząc na sedesie, i postępując zgodnie z poleceniami jakie mi, jak nie mówił, to pokazywał Kubańczyk. W końcu krwotok ustał. Oprócz starej, zaschniętej krwi, miałem na sobie też świeżą, przez co musiałem wyglądać dosłownie jak jakieś rzeźnik i to z poważnymi zaburzeniami psychicznymi.

- Wyzdrowiejesz. Słyszysz Maruś, wyzdrowiejesz? Tylko potrzeba czasu – już nie klęczał na zimnych płytkach, a stał oparty o ścianę łazienki. Kiedy dawał mi rady co robić, przynosił zimne okłady i siedział ze mną w tej cholernej łazience, by ten jebany krwotok w końcu ustał, jedyne co trzymało mnie by nie zamknąć oczu, to były właśnie jego słowa. Słowa, i ta zdruzgotana mina, przeżarte strachem oczy, zagryzione usta. Bał się za nas dwóch, gdyż ja nie byłem już w stanie reagować na coś emocjonalnie. Byłem pusty, wyssany w uczuć, z emocji. Jedyne co we mnie pozostało, to właśnie ta resztka krwi, która na nieszczęście nie wylała się ze mnie do końca, osuszając mój organizm do reszty.

-Ale dla mnie czas już się skończył...- wycharczałem, przez ściśnięte, obolałe gardło.

Gdyby zamiast niego, w łazience siedział ze mną ktoś inny, ktoś o słabszej nerwach, jestem pewny, że w tamtym momencie, po tych słowach, po tym ile emocji umaiłem dostraczyć w przeciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin, ten ktoś wyszedłby, trzasnął drzwiami i poszedłby skoczyć z najbliższego mostu.

A on?

Nie zaczął wrzeszczeć, nie zaszły mu oczy łzami z bezsilności, nie odwrócił się i nie wyszedł, on stał. Stał i się patrzył.

-Uważasz, że skończył ci się czas, bo? - pytał neutralnie bez większych emocji, starając się grać obojętnego – Dlaczego, tak bardzo sam siebie katujesz? Pewnie myślisz, że świat bez NIEGO nie istnieje. Bez NIEGO nie możesz oddychać, nie możesz kłaść się spokojnie spać, bez NIEGO nie możesz racjonalnie myśleć. Bez NIEGO nie istniejesz... tak? Tak uważasz? Bez NIEGO jesteś nikim, co? Czemu, powiedz mi kurwa czemu?

Wbrew pozorom, wbrew mocnym słowom nie krzyczał. Cały czas spokojnie pytał, jednak jeden wyraz, jedno słowo wyraźnie akcentował, podnosząc głos. Ten jeden element, stanowił klucz całej jego wypowiedzi, jego pytań. A on zadał je, nie wiem czy oczekując odpowiedzi, ale na pewno udało mu się mnie ożywić. Pierwszą moją myślą, kiedy zaczął było to, że przecież jeszcze chwile temu miałem krwotok, a on chce wywołać następny. Chciał mnie wykończyć, albo doprowadzić do kompletnego szału. Jedynak wbrew przypuszczeniu, mój organizm zachowywał się spokojnie. Ja byłem spokojny. Nie denerwowałem się, za to powoli uświadamiałem sobie jak jak wielka prawda zawarta jest w jego słowach. Bo sami to chyba wiecie najlepiej, widzieliście to, oglądaliście to jak bez Łukasza Wawrzyniaka, Marek Kruszel nie istnieje...

-Nie wiem- wyszeptałem, łamiącym się od bólu gardła głosem.

-Wiesz, wiesz Mareś, ale boisz się sam do tego przed sobą przyznać. Wiesz, ale ta prawda rani cię najbardziej. I to nie od dziś a od wielu miejscy...

-Przestań - wyjąkałem, prawie łkając.

Mężczyzna wyprostował się, po czym oparł całym ciężarem ciała o ścianę. Głowę uniósł wysoko do góry i patrząc w sufit, powiedział:

- Pójdziesz się teraz umyć. Na górze napuszczę ci do wanny letniej wody, takiej nie za zimnej i nie za gorącej. Tak abyś nie dostał kolejnego ataku. Spróbujesz sam iść, czy jednak od razu chcesz na ręce?

Nie miałem w ogóle sił, a tym bardziej energii by się popisywać, że sam dam rade.  Więc odpowiedz była prosta:

-Na ręce.

Po mojej zwięzłej odpowiedzi, Kuba najdelikatniej jak umiał, ostrożniej niż wcześniej kiedy schodziliśmy po schodach, wtedy wyniósł mnie na górę. Napuścił do wanny wody, która przez dłuższą chwile napełniała wannę. Tak jak obiecał, woda była bardziej chłodna, niż ciepła. Jeszcze zanim zacząłem kąpiel, Kubańczyk przegrzebał wszystkie szafy w domu i znalazł jakieś stare ciuchy. A konkretnie, szarą, przetartą bluzę Łukasza, jakieś spodnie i kilka rzeczy, w które po umyciu się ubrałem, zostawiając w kącie łazienki brudne, zakrwawione ubrania.

- Pomóc ci, czy sam sobie poradzisz? - z troską w oczach, wskazując ręką na czyste rzeczy, Kuba zadał pytanie, jakie musiało paść odnośnie sytuacji w jakiej się znajdowałem. Jednak kiedy ono padło, zrobiło mi się po raz kolejny bardzo głupio. Bo on nie czuł obrzydzenia, chcąc pomóc rozebrać się chłopakowi, którego ciało w większości było pokryte przez zaschniętą krew. On jedyny był przy mnie w tamtym momencie, on jedyny mnie ratował...

Odpowiedziałem ze spokojem, że raczej sobie dam rade, a ten nie do końca przekonany opuścił łazienkę, nie zamykając jej...

-Gdyby coś, krzycz. Będę na dole, w salonie...

                                                                      ****

Jeden...

dwa

trzy

cztery

pięć

sześć

siedem

osiem

dziewięć

dziesięć.

Pod wodą nie słyszysz hałasu, nie słyszysz swoich myśli, nie czujesz aż tak bólu, nie widzisz siniaków. Jest cisza, a mimo wszystko chcesz krzyczeć. Ale kiedy otworzysz usta, do buzi wleje ci się woda. A wtedy przecież wydasz z siebie tylko zdławiony szept, a nie wrzask. Więc nie krzyczysz pod wodą...

Ona jest przezroczysta, więc kiedy połączy się z cieczą z naszych oczu, możesz kąpać się we słonej mieszance własnych łez. Piękne prawda?

Woda plus ból, strach, żal, rozpacz.

H₂O plus... lecz na to nie wymyślono wzoru.

Chociaż nie. Ból równał się ON. Strach równał się ON. Żal równał się ON.

Był wzorem, przeklętym połączeniem ogromnego strachu i zapatrzenia w siebie. Dziełem tego, jak bardzo świat może zniszczyć człowieka, a sława upodlić.

Był złem. Chodzącą furią, człowiekiem odpowiedzialnym za to ile krzywdy mnie spotkało od kiedy zaczęła się z nim moja ,,bajka''. Cudowna bajka, którą mogliście oglądać od ponad dwóch lat. Szkoda tylko, że za kamerami to wyglądało znacznie inaczej. Bajka przeradzała się w koszmar, a piękny sen, w szarą i podłą rzeczywistość. Bo kiedy już ściągaliśmy swoje maski, a on wychodził ze swojej roli cudownego Kamerzysty, nasz świat przypominał jakąś nieśmieszną, wręcz żałosną komedię, w której głównymi aktorami byliśmy właśnie my. Komedię, w której pieniądze są przyczyną tego, że ludzie zmieniają się w potwory.

*Chciałabym przeprosić i jednocześnie podziękować. Przeprosić za tak długą nieobecność, a podziękować za wsparcie, jakie mi okazywaliście. Chciałabym też powiedzieć Wam, że prace nad tym rozdziałem trwały miesiąc. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogłam przez te miesiące nieobecności stracić trochę wprawę w pisaniu, dlatego też jeżeli rozdział nie przypadnie wam do gustu, i nie będziecie już zainteresowani dalszymi losami bohaterów, zostanie on usunięty. Mam nadzieję, że jednak, mimo wszystko spodobał się wam*

Continue Reading

You'll Also Like

7K 536 22
Modern AU Edgar po długim pobycie w psychiatryku po próbie samobójczej wraca do codziennego życia. Idzie do nowej szkoły gdzie nie zna nikogo. Jak ży...
12.7K 606 24
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
45.6K 3.1K 71
Gdzie ona zostaje mu podarowana jako prezent
5.2K 95 14
Co gdyby było 8 osób w projekcie, dodatko dziewczyna?